photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

środa, 29 maja 2013

pizza wiosenna

O ile na śniadania i kolacje przygotowuję różne potrawy, tak na obiady mam raczej stały schemat - mięso i warzywa. Oczywiście wybieram różne rodzaje, zmieniam dodatki i kombinuję, żeby nie było nudno. Jednak ostatnio rzadko robię naleśniki czy placki, bo wolę je zrobić na drugie śniadanie niż obiad. Kilka dni temu postanowiłam odejść od mojego schematu i korzystając z tego, że byłam wcześniej w domu przygotować pizzę. W pizzy najważniejsze są dla mnie dodatki, a tym razem postawiłam na świeży smak warzyw (z dodatkiem kurczaka curry).



Składniki na dwie pizze 30cm:
-2 szklanki mąki chlebowej
-niecała szklanka wody
-2-3dag drożdży
-dwie szczypty soli
-2 łyżki oliwy

-pojedyncza pierś z kurczaka
-mały jogurt grecki
-mozzarella
-brokuł
-zielona papryka (i inne kolory, jeśli macie ochotę)
-czerwona cebula
-pomidor
-kukurydza
-feta
-sól, pieprz, gałka muszkatołowa, curry

Mąkę przesiewamy do miski, dolewamy ciepłą wodę z rozpuszczonymi w niej drożdżami, dodajemy sól i oliwę. Wszystko zagniatamy - ciasto powinno być elastyczne i niezbyt lepkie, więc jeśli się za bardzo lepi do rąk to dosypcie mąki. Odstawiamy do wyrośnięcia. Im bardziej wyrośnie na początku, tym łatwiej będzie osiągnąć cienki spód. 
Kurczaka kroimy na niewielkie kawałki, doprawiamy mocno curry i podsmażamy. Brokuł dzielimy na części i gotujemy 5-10 minut w osolonej wodzie, żeby nieco zmiękły. Warzywa i fetę kroimy. Jogurt doprawiamy mocno solą, pieprzem i gałką - to będzie nasz sos na spód pizzy. 
Piekarnik rozgrzewamy do 250 stopni.
Ciasto dzielimy na dwie części, jedną z nich rozwałkowujemy i układamy na blaszce. Smarujemy sosem, wrzucamy dodatki, na górę ścieramy mozzarellę i pieczemy w 230 stopniach ok 20 minut. 
Jeśli wolicie na grubszym spodzie, to po rozwałkowaniu i ułożeniu na blaszce pozwólcie mu chwilę urosnąć. Trzeba też pamiętać, że wtedy powinno się piec pizzę trochę dłużej. 



*** 
L. w sobotę kupił sobie rolki - po moich namowach i zachętach, że jak lubi na łyżwach to trzeba spróbować i tego. Z racji tego, że w sobotę pogoda była fatalna, a w niedzielny poranek obudziło nas słońce, to łatwo się domyślić, jak wyglądało moje odpoczywanie i leniuchowanie popołudniu ;)


Niestety po niedzieli słońce się skończyło. Zimno, pada i wieje, a ja mogłabym spać i spać. Jeszcze tylko dzisiaj od rana do 18 i 4 dni wolnego. Ufff...


niedziela, 26 maja 2013

ombre rose cake

Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam tak ozdobiony tort stwierdziłam: "Wow, ale to musiało być pracy!". Jednak kiedy zaczęłam się uważniej przyglądać stwierdziłam, że to wcale nie jest takie trudne. W ten sposób postanowiłam z okazji Dnia Matki przygotować tort ozdobiony różami. 
Wiem, nie jest to tort obleczony masą cukrową, ale myślę, że zasługuje na miejsce tutaj ;)

Średnica: 16cm.
Smak: jasny biszkopt, przełożony lemon curd oraz bitą śmietaną z truskawkami. 

Krem: mascarpone, serek sernikowy, bita śmietana.
Barwniki: azorubina w proszku oraz cielisty-ecru w żelu.

Potrzeba także 3 jednorazowych worków cukierniczych (można także mieć jeden i myć go pomiędzy warstwami) oraz tylki 1M Wiltona. 

Kluczowa jest tylka oraz właściwie przygotowany krem. Bez odpowiedniej tylki ciężko będzie uzyskać efekt róż.
Krem przygotowałam na bazie serków i śmietany, bo jest on stosunkowo najlżejszy z możliwych. Natomiast dobrze się także sprawdzi klasyczny krem maślany czy ten na bazie szwajcarskiej bezy (swiss meringue buttercream). 

Krem dzielimy na 4 części - pierwszą, białą (bez barwników), smarujemy tort.
Drugą barwimy na kolor cielisty, trzecią na jasny róż, czwartą na róż mocniejszy. 
Niestety, przy tym torcie problem polega na tym, że najmocniejszy barwnik trafia na dół (jest nakładany jako pierwszy), więc nie da się pozostałego kremu po nałeżniu dodać do warstwy kolejnej, bo kolor będzie zbyt intensywny. Ja dodałam resztkę dolnego różu do drugiej warstwy i niestety efekt ombre nie był aż tak mocny (na zdjęciach prawie niewidoczny).
Oczywiście kolory mogą być odwrócone i warstwa cielista może trafić na sam dół, ale mi bardziej wizualnie odpowiada wersja przeze mnie zrealizowana. 


Dekoracje zaczynamy od dołu tortu. Róże są naprawdę proste w wykonaniu - tylkę trzymamy prostopadle do ciasta, wybieramy sobie miejsce na torcie (środek kwiatka), wyciskamy krem i robimy spiralę. Możecie także poszukać filmików na YT ;)



Róże powinny być dość blisko siebie, jednak zbyt blisko nie będą dobrze wyglądały. Z racji tego, że  to moje pierwsze podejście, do tego się śpieszyłam to niektóre miejsca nie zostały pokryte różami i musiałam potem łatać ;)

Musicie być bardzo ostrożni, bo krem jest miękki. Uniemożliwia to zapakowanie tortu na większość sposobów, a ja przez nieuwagę wsadziłam palec w jedną z róż i nie miałam już tego jak naprawić. 

Barwniki w żelu sprawdzają się lepiej. Po przechowaniu tortu przez 3h w lodówce, na różowych kwiatkach można było zauważyć maleńkie plamki intensywniejszego różu, mimo że w kremie, który nakładałam ich nie było. 

Tort można udekorować w 30 minut, ja jednak następnym razem zostawię sobie większy zapas czasu, żeby nie popełnić tych samych błędów ;)


DIY - rękaw cukierniczy

W swojej kolekcji posiadam kilka różnych, tanich, kompletów tylek oraz szpryc czy worków do dekorowania kremami. Jednak problem pojawia się wtedy, kiedy popsuje się adapter, zgubię nakrętkę albo rozerwę worek. Ostatnio doszedł także inny - co zrobić, jeśli mam pojedynczą tylkę i brak czasu na zakupienie porządnych worków do niej pasujących?

Wystarczy zakupić woreczki na mrożonki (pojemność 3,5l) oraz izolkę. Wziąć nożyczki, naciąć jeden róg w woreczkach, włożyć w niej tylkę i dokładnie owinąć izolką. Ja woreczki używam podwójnie, na wszelki wypadek.
Trzeba się jeszcze upewnić czy folia nie zatyka nam wejścia do tylki i można brać się do pracy.




Dzień Matki i truskawkowe rose cupcakes

Mama, mamusia, jedna z najważniejszych osób w naszym życiu. Wychowuje, opiekuje i stale się troszczy. Nic dziwnego, że do jej święta wiele osób przygotowuje się wcześniej - wymyślając prezenty i sposoby, żeby umilić jej ten dzień. Jako dziecko pamiętam mini akademie z okazji Dnia Matki. Pamiętam też korale z makaronu, laurki, malunki i pełno innych twórczych dzieł, które co roku były bardziej skomplikowane i wymyślne. Od pewnego czasu moje prezenty mają nieco inny charakter, a co roku staram się, żeby było trochę inaczej. Tegorocznym pomysłem jeszcze się nie pochwalę, ale zdradzę Wam co wyszło z moich wczorajszych prób i zabaw tylką 1M :)


Składniki na ok 10-12 babeczek:
- czubata szklanka mąki
- 1/2 - 2/3 szklanki cukru
- 2 jajka
- pół szklanki mleka
- 100ml oleju
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia

- 10-12 średnich truskawek

Krem:
- pół opakowania mascarpone (czyli 125g)
- podobna ilość serka typu "Mój ulubiony"
- 100ml kremówki
- cukier puder do smaku
- opcjonalnie różowy barwnik 

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Mleko mieszamy z olejem i jajkami. W misce mieszamy mąkę z cukrem i proszkiem do pieczenia, a następnie dolewamy mokre składniki i wszystko razem łączymy do otrzymania gładkiej masy. Nakładamy do papilotek (2/3 wysokości), a następnie w środek wciskamy delikatnie truskawkę. Pieczemy ok 20 minut.

Mascarpone ucieramy z serkiem oraz cukrem pudrem. Kremówkę ubijamy na sztywno i łączymy z masą serową. 
Przekładamy do rękawa cukierniczego, a następnie trzymamy tylkę prostopadle do ciastka, zaczynamy od środka i tworzymy spiralkę na zewnątrz.


***
Ufff, dziś w końcu trochę odpocznę. Cały czwartek na uczelni, w piątek praca, przygotowanie sushi na obiad, a potem start weekendowego pieczenia. W sobotę po stosunkowo wczesnej pobudce skoczyłam na ryneczek po świeże truskawki. Lubię takie poranne, świeże spacery. Potem dalsza część pieczenia, a  w ramach obiadu grill na działce u dziadka (pomimo niepogody i przelotnych burz). I po powrocie dalej do kuchni ;)

czwartek, 23 maja 2013

śniadaniowe love - 7 -

Ciągle mnie zaskakuje, jak bardzo nastawienie wpływa na nasze smaki. Po raz kolejny odpowiednie przyrządzenie i podanie pozwoliło mi rozszerzyć moje menu. Tym razem o jajko sadzone, którego jeszcze kilka miesięcy temu nie byłam w stanie przełknąć. W wersji śniadaniowej czasem ląduje na mojej kanapce. Z dodatkiem warzyw czy pieczeni z indyka, na domowym pieczywie, stanowi świetne rozpoczęcie dnia. Obok kanapki miejsce znalazło się jeszcze dla wędzonej makreli oraz wiejskiego, domowego twarogu (jak dobrze mieć znajomości :)!).


O czym warto pamiętać?
Jajko wbijamy z niewielkiej wysokości na dobrze rozgrzaną patelnię teflonową lub ceramiczną. Wiele osób smaży je na dobrze rozgrzanym maśle, ale ja wolę bez niczego. 
Solimy dopiero na talerzu, dzięki temu jajko nie straci swojego koloru.
Smażę pod pokrywką, dzięki temu spód się nie przypali, a będzie lepiej ścięte :)


***
Są dni kiedy wszystko co może pójść źle, idzie źle. Przypalone śniadanie, zapomnienie ważnych dokumentów z domu, szukanie miejsca do zaparkowania przez 10 minut i spóźnienie się na zajęcia, zostawienie telefonu w laboratorium, dwu-godzinne problemy techniczne w pracy, a do tego szarpią plecy, bo źle spałam...Jak dobrze, że wszystko mija, a L. potrafi poprawić mi humor zawsze. Tym razem przez odkrywaniem nowych smaków lodów w naszej Czekoladziarni - w zeszłym tygodniu karmel z solą morską, wczoraj śmietankowe ze skórką pomarańczy oraz malinowe z bzem :)


poniedziałek, 20 maja 2013

chwila zapomnienia

Lubię takie momenty w ciągu dnia, kiedy mogę na chwilę usiąść w spokoju i głęboko odetchnąć. Kwadrans, w czasie którego nie muszę myśleć, nic robić i z nikim rozmawiać. Czasem jest to popołudniowa chwila z kawą, a czasem wyskakuję z pracy na kilka minut, bo po drugiej stronie ulicy znalazłam bardzo przyjemną ławkę. Zostawiam za sobą zadania i ogólny szum. Patrzę na fontannę, zieleń i radośnie biegające dzieciaki. Czasem udaje mi się złapać kilka promieni słońca, a czasem jest to także chwila na szybką przekąskę. Co powiecie na kokosową chwilę zapomnienia?


Składniki na ok 12 sztuk:
-kostka masła
-ok 400g mąki
-4 łyżki cukru pudru
-2 łyżki śmietany

-500ml kremówki
-100g serka naturalnego
-tabliczka białej czekolady
-kilka łyżek wiórków kokosowych
-cukier waniliowy
-2 śmietan-fixy
-truskawki

Zimne masło siekamy z mąką i cukrem pudrem. Dodajemy śmietanę i zagniatamy na gładkie ciasto. Chłodzimy przez pół godziny. Następnie wykładamy foremki i pieczemy na złoto, przez ok 15 minut w 200 stopniach.

100ml kremówki podgrzewamy razem z czekoladą aż do uzyskania gładkiej masy, którą odstawiamy następnie do ostudzenia. Resztę śmietany ubijamy z cukrem waniliowym oraz śmietan-fixami na sztywno. Dodajemy serek naturalny, wystudzoną masę czekoladową oraz wiórki kokosowe według uznania, a wszystko razem mieszamy (można mikserem na niskich obrotach). Nakładamy na ciasto i dekorujemy truskawkami. 


***
Widok z mojej ławki:





piątek, 17 maja 2013

rozmarynowe pałki z piwem i musztardą

Jestem wybredna, przyznaję. Przez lata byłam niejadkiem, a moje wybrzydzanie dość mocno wpłynęło na moje smaki. Staram się z tym walczyć, ale wciąż z mięs wybieram te, które mają najmniej tłuszczyku, żyłek i całej reszty, za którą nie przepadam. Dlatego, jeśli chodzi o moje mięsne przepisy, to zazwyczaj sięgam po piersi drobiowe czy świeżo mielony kawałek ładnego mięsa. Ostatnio jednak zapanowała nuda w mojej kuchni, więc dla urozmaicenia kupiłam podudzia z kurczaka. Reszta składników znalazła się sama. Musztarda, niedopite piwo pszeniczne i zamrożony rozmaryn stworzyły ciekawą mieszankę smaków, która zaowocowała smacznym obiadem.


Składniki na 2 porcje:
-4 podudzia z kurczaka
-łyżeczka musztardy dijon
-3 łyżeczki musztardy sarepskiej
-łyżeczka oleju
-1/4 łyżeczki słodkiej papryki
-1/4 łyżeczki papryki chili
-kilka ząbków czosnku
-ok 100ml piwa
-rozmaryn

Pałki myjemy i osuszamy. Możecie także zdjąć skórę, ale ja ją zostawiłam, bo niektórzy są jej fanami. Musztardę mieszamy z olejem, przyprawami, kilkoma przeciśniętymi ząbkami czosnku i ok 50ml piwa. Zalewamy mieszanką mięso i odstawiamy najlepiej na całą noc. Całość przekładamy do naczynia żaroodpornego, pomiędzy pałki wkładamy obrane i lekko rozgniecione ząbki czosnku, na górę kładziemy rozmaryn. Pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 200 stopni przez ok 45 minut, co pewien czas polewając sosem musztardowym bądź pozostałym piwem. 
Podałam z kaszą i marchewką z groszkiem. 



***
Nie wiem czy wiecie, ale większość Politechniki Śląskiej znajduje się w Gliwicach, w mieście, w którym mieszkam od urodzenia. Jak na miasto studenckie przystało, raz do roku, Gliwice zaczynają się bawić. W maju mamy Igry (taka nasza nazwa na Juwenalia). Może wydać się to dziwne, ale jako studentka prawie nie biorę w nich udziału, bo zdążyłam się wyszaleć będąc jeszcze uczennicą bez wykształcenia średniego ;) Wczoraj wracając do domu trafiłam na korowód przebierańców otwierający dwa dni koncertów...


Kilkaset metrów czystej imprezy blokującej połowę miasta, a dla mnie kilka minut uśmiechu, bo akurat trasa biegnie w kierunku naszego mieszkania. 
Dziś jeszcze 5 godzin w pracy i ... udanego weekendu!

wtorek, 14 maja 2013

śniadaniowe love - 6 -

Od pewnego czasu zaczęłam spożywać sporą ilość jajek - myślę, że średnio 10-12 tygodniowo mogę przyjąć ;) Zazwyczaj zjadam je na śniadanie w przeróżnych postaciach. Dziś mam dla Was przepis na jedno z moich ulubionych ostatnio śniadań - prosty omlet ze szpinakiem, fetą i kukurydzą. Zagryzany czerwonymi warzywami, a na koniec domowy jogurt truskawkowy.


Składniki na 1 omlet:
-3 jajka
-szpinaku ile dusza pragnie
-fety nieco mniej, bo słona ;)
-łyżka bądź dwie kukurydzy
-dobra patelnia (u mnie do naleśników)

Mrożony szpinak należy wcześniej rozmrozić i odsączyć, świeży poddusić na maśle. Fetę pokroić w kostkę. Jajka miksujmy przez 2-3 minuty na jednolitą masę i przelewamy na dość dobrze rozgrzaną patelnię. Dodajemy dodatki na górę, zakrywamy pokrywką i smażymy aż się masa jajeczna zetnie z góry.

Jogurt truskawkowy, na pewno Was zaskoczę, to jogurt naturalny zmiksowany z truskawkami. W moim przypadku mrożonymi. Dla łakomczuchów polecam dosypać granoli :)



***
Cieszymy się wiosną mimo średniej pogody. Spacery, biegi w deszczu, lody na patyku. Planujemy powoli wakacje, ale ciężko coś zaplanować, kiedy sporo niewiadomych wciąż stoi i tak naprawdę znikną dopiero w wakacje. Na szczęście nasze pomysły nie wymagają decyzji dużo wcześniej, więc zobaczymy co będzie :)

sobota, 11 maja 2013

ochota na...

Moi dziadkowie i rodzice mają pełno albumów ze zdjęciami, a ja zawsze lubiłam siadać i je przeglądać. Przypominają wiele wspaniałych chwil, uczą pewnego szacunku do fotografii i mają w sobie magię. Od zeszłego roku sama zaczęłam wywoływać zdjęcia. Uwielbiam spędzać czas przeglądając zdjęcia, wybierając te kilkanaście najlepszych (no dobra, z wakacji w Szwajcarii i we Włoszech jest ich ze 150), które potem zamawiam i nerwowo czekam na realizację zamówienia. Biorę album, siadam na kanapie i zaczynam wkładać, przekładać, podpisywać, aż wszystkie strony się zapełnią. Wywołuję zdjęcia z naszych wyjazdów, ale także złapane w trakcie zwykłych spacerów czy spotkań z Małą K. W kolejnym albumie, tuż za zdjęciami z Alp, swoje miejsce znalazły te z majówki. Za 20 lat na pewno milej będzie usiąść z albumem niż przed monitorem i powspominać. Wśród moich zdjęć nie może zabraknąć także zdjęć potraw (okropny zwyczaj, prawda?), więc dziś pomysł na grillowanie, które uwielbiam w sezonie.




Potrzebujemy:
-karczek

-dwie piersi z kurczaka
-czerwoną paprykę
-zieloną paprykę
-cukinię
-cebulę

-ziemniaki
-zimne masło
-vegetę

Na marynatę do karczku:
-musztarda
-słodka papryka
-papryka chili 
-pieprz ziołowy
-majeranek
-sól
-olej

I przyprawę do grilla. 

O czym trzeba pamiętać? Żeby nie przesadzić z papryką chili oraz, żeby karczek marynował się przez kilka(naście) godzin. 
Cebulę należy pokroić stosunkowo grubo, żeby nie spadała z patyczków do szaszłyków.Ziemniaki rozcinamy 

 Ziemniaki nacinamy, w nacięcie wkładamy masło i posypujemy odrobiną vegety. Zawijamy w folię i pieczemy w żarze, nie w ogniu! Pieczenie w ogniu spowoduje spalone kartofelki z wierzchu i niedopieczone w środku. Wyciągamy, kiedy będą miękkie. 





***
Kolejny tydzień za nami, znów mi uciekł bardzo szybko. W czwartek rozpoczęliśmy sezon rowerowy, wczoraj popołudniu zrobiłam sobie porządny odpoczynek, a dziś od rana na pełnych obrotach - poranny trening, pieczenie i siadam do projektów. Czy to naprawdę już prawie połowa maja? Ja wciąż nie umiem się przyzwyczaić, że jest rok 2013 ;)

środa, 8 maja 2013

3 bit przekładaniec

Ciasto kryjące się pod nazwą "3 bit" należy do tych, które przez długi czas były na mojej liście TODO, jednak wydawało się bardzo pracochłonne, więc czekało cierpliwie na swoją kolej. Ostatnio postanowiłam je przygotować i okazało się być banalnie prostym ciastem, które się samo robi. Herbatniki, kajmak, masa budyniowa i bita śmietana - brzmi całkiem prosto, prawda? A do tego jest pyszne :)



Składniki na ok 15-16 porcji:
-liczba porcji x3 herbatników (45-48)
-puszka mleka skondensowanego słodzonego
-500ml mleka
-120g cukru
-2 żołtka
-2 łyżki mąki pszennej
-3 łyżki ziemniaczanej
-150dag masła
-500ml kremówki
-śmietanfixy lub żelatyna
-czekolada do posypania

Zaczynamy od ugotowania mleka skondensowanego - 2h w gotującej się wodzie, co pewien czas należy puszkę obrócić. Przed otwarciem dobrze wystudzić.
Pierwszą warstwę herbatników układamy na blaszce, smarujemy ją masą kajmakową, a na nią drugą warstwę herbatników.
350ml mleka zagotowujemy razem z cukrem. Pozostałe mleko mieszamy na jednolitą masę z żółtkami i mąkami, przelewamy do gotującego się mleka i mieszamy aż zgęstnieje (u mnie się masa gotowała i nagle mocno zgęstniała w ciągu kilku sekund). Studzimy masę, a następnie miksujemy z utartym masłem. Nakładamy jako drugą warstwę i na górę herbatniki.
Ostatnia warstwa to bita śmietana, która u mnie nie była dobrze usztywniona, bo ostatnio mam problem z dodawaniem żelatyny (co nigdy wcześniej mi się nie zdarzyło), a akurat nie miałam fiksów w domu.
Ciasto warto schłodzić kilka godzin w lodówce, bo herbatniki zrobią się wtedy miękkie.

niedziela, 5 maja 2013

tort truskawkowy na czekoladowym biszkopcie

Przygotowałam podobny tort już w zeszłym roku na urodziny Młodej, jednak nie doczekał się wpisu. Tym razem w nieco innej formie został przygotowany na niedzielny obiad u rodziny L. Truskawki jeszcze przedsezonowe, ale dzięki temu bardzo ładnie się prezentują. Nie jest słodki, stosunkowo lekki i truskawkowy (to chyba najlepsze). Musicie mi wybaczyć brak zdjęcia przekroju, ale nie było jak go sfotografować.


Składniki na formę 16cm:
-4 małe jajka (bądź 3 duże)
-pół szklanki drobnego cukru
-niecałe pół szklanki mąki pszennej
-czubata łyżka kakao
-czubata łyżka maki ziemniaczanej
-30g startej, gorzkiej czekolady
-250g mascarpone
-150g ricotty
-300ml kremówki
-śmietanfix
-cukier puder do smaku
-słoik konfitury truskawkowej
-truskawki (ok 0,5 kg)
-2 łyżki soku z cytryny
-3 łyżki białego wina

Piekarnik rozgrzewamy do 170 stopni. Jajka dzielimy na białka i żółtka. Białka ubijamy ze szczyptą soli na puszystą pianę. Stale ubijając dodajemy cukier, a kiedy piana stanie się błyszcząca dodajemy żółtka i chwilę jeszcze ubijamy. Przesianą mąkę wsypujemy razem z kakao i czekoladą, a całą masę delikatnie mieszamy do połączenia składników. Przelewamy do foremki. Pieczemy przez 30-35 minut, a po wyjęciu upuszczamy na koc z wysokości pół metra. Studzimy, po wystudzeniu wyciągamy z formy i przekrawamy na trzy części.

Ricottę ucieramy z dwiema łyżkami cukru pudru, dodajemy stopniowo mascarpone. Kremówkę ubitą ze śmietanfixem dodajemy do mascarpone i mieszamy. Odkładamy ok 1/3 masy. Do pozostałej części dodajemy 1/3-1/2 słoiczka konfitury oraz trochę pokrojonych truskawek. Wszystko mieszamy i próbujemy, jeśli jest za mało słodkie można dosypać jeszcze cukru. 

Pozostałą konfiturę przekładamy do garnuszka, dodajemy wina oraz soku z cytryny, podgrzewamy i mieszamy aż do uzyskania w miarę jednolitej masy. 

Biszkopt smarujemy konfiturą, nakładamy masę i wygładzamy. Kładziemy kolejny biszkopt i powtarzamy. Cały tort smarujemy odłożoną 1/3 masy i dekorujemy truskawkami. 



***
Wróciliśmy :) Wypad był bardzo udany, pomimo braku pogody. Spacery po górach były krótkie, ale my i tak się nie nudziliśmy. Było ognisko, był grill, karty, przeróżne zabawy, mnóstwo śmiechu i relaksu. Jedyne czego żałuję, to faktu, że tak szybko nam minęło! Ledwo co przyjechaliśmy, a już trzeba się było pakować z powrotem.
W końcu udało nam się także zrealizować pewien pomysł, który miałam w głowie od dzieciństwa - hamak. Nigdy nikomu nie było po drodze się za to zabrać, ale L. przed wyjazdem stwierdził, że trzeba spróbować :)
A teraz powrót do codzienności...







kieliszki na jajka mogą być też do wódki ;)


środa, 1 maja 2013

propozycje na majówkę

Ostatni weekend spędziliśmy z moją czteroletnią śrubką, na spacerach, na trampolinie, świętując urodziny oraz bawiąc się i ciesząc. Dziecięca wyobraźnia jak zawsze nas powaliła, gdy w lesie kawałek mchu wyciągnięty z powalonego drzewa okazał się być mapą skarbów, ale najważniejsze, że udało nam się wszystkie skarby znaleźć (brylanty z szyszek, lecznicze kwiaty i magiczne miecze z gałązek). Aż ciężko mi uwierzyć, że Mała K. jest już taka duża. 

siedzimy na pieńku (L. został usadzony na wystającym korzeniu)
i podziwiamy widok lasu przed nami ;)



Dzisiaj rozpoczynamy kolejny weekend, długą majówkę. Co prawda rok temu była nieco dłuższa, ale dopiero jak zaczęłam pracować doceniam wolny czas w pełni, a 5 dni to szaleństwo!
Jedziemy w góry, do naszej rodzinnej chaty ze znajomymi. W lesie, z ograniczonym dostępem do świata zewnętrznego. Jako dziecko nie przepadałam za tym miejscem, ale obecnie bardzo je cenię - za ciszę, spokój, możliwość oderwania się i przestrzeń. Chociaż nie przepadam za górami o innej porze roku niż zima, to jest to taki mój mały azyl.
Będzie nas całkiem sporo, bo 8 osób, a najważniejszą częścią przygotowań do wyjazdu było zastanowienie się ile będziemy potrzebować jedzenia na te 4 dni.
Chata stoi na wysokości ok 900m n.p.m., a do najbliższego sklepu jest kawałek drogi. Doliczając długi weekend i możliwość zamknięcia sklepu na całe 3 dni musieliśmy się dobrze zaopatrzyć. Przy tylu osobach i ograniczonych możliwościach kuchennych jadłospis musiał być dość prosty, bo przecież nikt nie będzie chciał tracić pół dnia na szykowanie obiadu ;) 
Z racji tego, że często przygotowuję wpisy z propozycjami na Święta czy Sylwestra, w tym roku postanowiłam przygotować wpis z pomysłami na majówkowe menu dla większej ilości osób.

1. Mięsny sos

Jedno z pierwszych dań, które nauczyłam się przygotowywać. Proste, szybkie i dla każdego znajdzie się odpowiednia wersja. U nas będzie z makaronem, ale możecie wykorzystać sos także do naleśników, jak w tym przepisie na naleśnikowe wstążki z sosem.



2. Naleśniki i placki

Zaletą tych potraw jest to, że prawie każdy potrafi je przygotować. Dzięki temu przy kuchence nie musi stać jedna osoba, tylko można się zmieniać, w międzyczasie przygotowując ulubione nadzienie do naleśników. Możecie przygotować np. sos śmietanowy z kurczakiem i pomidorami albo wersję na słodko z sosem pomarańczowym




3. Grill i ognisko

Jedną z najfajniejszych rzeczy podczas majówki jest grill bądź ognisko w gronie znajomych. Planujemy zrobić jedno i drugie :) Na ognisko oczywiście dobra kiełbasa, ziemniaczki pieczone w folii oraz zimne piwo. Natomiast z grillem można zaszaleć - dobrze przyprawiona karkóweczka, szaszłyki czy pieczony ser w wersji wege. Ja jednak mam dla Was propozycję na niepogodę, czyli szaszłyki z piekarnika z ziołowymi ziemniakami albo kurczaka w owsianej panierce z lekką sałatką



4. Deser

O deserach mogłabym pisać i pisać, bo przecież głównie z nich składa się mój blog. Postanowiłam polecić Wam jeden, który świetnie nada się na upalny dzień, z racji orzeźwiającego smaku - tartę cytrynową. 



Oczywiście nie może zabraknąć świeżego chleba ze smalcem albo stecci, która pokrojona spełni rolę małych przekąsek i majówka udana :)



A jakie Wy macie plany na majówkę i pomysły na spotkanie ze znajomymi? 
Do napisania niebawem!



Za chmurami skryła się Babia :)