photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

sobota, 31 sierpnia 2013

tarta rustykalna z chałwą, gruszkami i brzoskwiniami

Koniec sierpnia, mimo tego, że oznacza koniec wakacji, jest jednym z moich ulubionych momentów w roku. Jest przyjemnie ciepło (słonecznie, ale nie ma skwaru), zbliżają się moje urodziny, co prawda teraz muszę się zawsze dobrze zastanowić ile kończę lat, bo wciąż wydaje mi się, że mam ich 19 ;) oraz jest sezon jednych z moich ulubionych warzyw, owoców, potraw i przetworów. Zaraz się zaczną szarlotki oraz ciasta z gruszkami, a sezon otwieram nietypową tartą. Ciasto jest niewiele zmienione z przepisu na tartę rustykalną z jabłkami z zeszłego roku. Za to nadzienie w środku jest czymś nowym w mojej kuchni.
Co prawda nie przepadam za chałwą, ale w połączeniu z owocami naprawdę dobrze pasuje. Niestety, dałam trochę za mało gruszek i polecam dodać jeszcze ze dwie ;)



Składniki na blachę ok 30cm:
- 1 i 1/4 szklanki mąki
- pół kostki masła
- 2 łyżki cukru
- szczypta soli
- kilka łyżek kremówki

- 3-4 gruszki (podaję już zwiększoną ilość)
- 2 brzoskwinie
- 150g chałwy
- 5-7 łyżek kremówki
- cukier do oprószenia

Z pierwszej części składników wyrabiamy gładkie ciasto. Kremówki nie trzeba wiele, 3-4 powinny wystarczyć, bo mają pomóc nieco zwilżyć ciasto i usprawnić zagniatanie. Ciasto odstawiamy do lodówki na godzinę.

Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni. Chałwę kruszymy i z dodatkiem kremówki tworzymy spójną masę. Tutaj podobnie, jak w przypadku ciasta, nie trzeba śmietanki dużo - lepiej dodać na początku 3-4 łyżki i potem dodawać do uzyskania spójnej masy, niż ją rozrzedzić.
Ciasto wałkujemy na cienki placek, w miarę okrągły i układamy na blasze (najlepiej spód od tortownicy). Pokrywamy chałwą - najlepiej zrobić to rękoma. A na górę układamy pokrojone owoce. Wszystko oprószamy obficie cukrem, brzegi smarujemy śmietanką i posypujemy cukrem (u mnie trzcinowy) i pieczemy ok 35-40 minut.


***
Tydzień pełen wyzwań nareszcie się skończył. Ufff...Jednak nie oznacza to spokoju, bo czekają nas kolejne 4 intensywne dni. Zaczynamy od rodzinnego spotkania w Krakowie. Ciekawa jestem jakie smakołyki tym razem przyszykują gospodarze? A w niedzielę zupełnie nieplanowana wycieczka na 3 dni. Do napisania!

PS Szykują się pewne zmiany, dlatego proszę stałych czytelników o zostawienie swoich adresów mailowych. Osoby, do których już zdążyłam napisać nie muszą ich zostawiać :)

środa, 28 sierpnia 2013

Switzerland 2013

Drugi tydzień urlopu postanowiliśmy spędzić w Szwajcarii, u siostry i szwagra L. W zeszłym roku pojechaliśmy na 2 tygodnie (z 3 dniową wycieczką do Włoch) i naprawdę sporo czasu poświęciliśmy na poznawanie tego pięknego kraju. Płynęliśmy statkiem do Zurychu, ruszyliśmy na wycieczkę rowerową wokół jednego z jezior, byliśmy także w fabryce sera, odwiedziliśmy Lucernę i podziwialiśmy niesamowite widoki. W tym roku postanowiliśmy wykorzystać piękną pogodę, której nieco zabrakło rok temu i plażować.
Miejscowość, w której wypoczywaliśmy leży nad jeziorem zurychskim, co prawda nie ma typowych plaż, ale nie ma najmniejszego problemu, żeby rozłożyć się na trawie przy brzegu. Wystarczy znaleźć wygodne zejście do jeziora np. zjazd dla łódek, kamienie albo specjalnie przygotowane drabinki bądź pomosty i korzystać. Co ciekawe w pobliżu centrum, gdzie rozłożyliśmy się pierwszego dnia, można spotkać wiele osób zajmujących ławki, rozkładających koce i spędzających nad brzegiem przerwę obiadową - zarówno uczniowie, jak i dorośli. Później jeździliśmy rowerami nieco dalej, gdzie był pomost, w pobliżu stały żaglówki, a w oddali było widać zamek. Weekendowe plany zwiedzania pokrzyżowało załamanie pogody, ale mamy nadzieję, że przy najbliższej okazji to nadrobimy :)










PS Nie szuka ktoś może jakichś obcasów w rozmiarze 38? Sprzedaję kilka par - http://allegro.pl/listing/user/listing.php?us_id=19776800.
PS2 W końcu się zdecydowałam na założenie instagrama :)

niedziela, 25 sierpnia 2013

śniadaniowe love na wakacjach

Wyjazdy z moimi rodzicami mają to do siebie, że rzadko kiedy muszę się przejmować posiłkami, a największym problemem jest co zjeść na deser ;) Tak, moja mamusia dba o nas, oczywiście staramy się pomóc, ale jednak to ona przejmuje stery. Dlatego pierwszy tydzień był dla mnie totalnym lenistwem pod tym względem. W drugim tygodniu wakacji, jednak znów "trzeba" było wrócić do kuchni. Na szczęście na spokojnie, razem z L., tak żeby wspólne przygotowywanie posiłków cieszyło równie bardzo, co ich konsumowanie. Śniadania staraliśmy się jeść szybko, żeby nie tracić pogody, więc jajecznica, po kanapce, kawa i w drogę. Dla urozmaicenia jednak postanowiłam przygotować placki, ze świeżymi owocami, jedzone na tarasie w promieniach słońca. Dość grube, puszyste, a swój równy kształt zawdzięczają mikropatelni do jajek sadzonych ;)


Składniki na 2-3 porcje:
-2,5 szklanki mąki
-2 jajka
-2 łyżeczki proszku do pieczenia
-2 łyżki cukru
-60g roztopionego masła
-2 szklanki jogurtu naturalnego
-mleko, do rozrzedzenia ciasta

Wszystkie składniki mieszamy w dużej misce. Mleko dodajemy na końcu, zależnie od potrzeby - ciasto powinno być jak śmietana (12%) lub ciut gęstsze, ale musi się także nieco rozpływać na boki. Smażymy na dobrze rozgrzanej patelni i podajemy.
U nas z jogurtem, dżemem truskawkowym i owocami. 


A spostrzegawcze osoby szybko wychwycą
 blogowe oszustwo
 pt. "żeby zdjęcia ładnie wyszły" ;)

***
Niestety, nasze 2 tygodnie dobiegają końca. Późnym wieczorem przylecimy do Krakowa, potem jeszcze droga do domu, a rano do pracy i naszej codzienności. A wrzesień, jak co roku, będzie pełen wrażeń :)
Do napisania!

czwartek, 22 sierpnia 2013

deser lekki jak chmurka

Kiedy na dworze upał ostatnią rzeczą, którą chcę robić jest stanie przy piekarniku i dogrzewanie nim mojej kuchni. Jest to także jedna z ostatnich rzeczy, które chcę robić na wakacjach. Z drugiej jednak strony, miło jest zjeść domowy deser, nawet na urlopie.
Tym razem sięgnęłam po przepis, który ostatnio nie zrobił na mnie dużego wrażenia, bo za słodki. Wystarczyło jednak dodać trochę kwaśnych borówek, galaretkę cytrynową i od razu smakuje inaczej. A ja cieszę się, że znów znalazłam chwilę, żeby na spokojnie pobawić się w kuchni :)


Składniki na 5-6 porcji:
-250ml kremówki 36%
-250ml mleka
-2 łyżki żelatyny
-3-4 łyżki cukru
-200g borówek
-galaretka cytrynowa

Mleko z kremówką i cukrem zagotowujemy. Żelatynę przygotowujemy wg. instrukcji na opakowaniu i dodajemy do mleka, studzimy i przelewamy do pucharków. Wstawiamy od lodówki, po stężeniu dosypujemy borówek i zalewamy przestudzoną galaretką. Chłodzimy dalej :)



sobota, 17 sierpnia 2013

I hate summer, but...

Nie przepadam za latem, za upałami i żarem lejącym się z nieba. Na wyjazdach wakacyjnych w ciepłe miejsca bardzo się męczę i choć lubię spędzać pół dnia nurkując w Adriatyku, to nasze polskie morze jest zdecydowanie mi bliższe.

Delikatny piasek, wzburzone morze i wdzierające się na plażę fale. Lubię słoneczne dni i kąpiele w zimnym morzu. Lubię też długie spacery brzegiem i spanie w dresie na kocu, bo szum zza parawanu jest bardzo usypiający. Lubię też te sosnowe lasy, które nigdzie indziej tak nie pachną. I typowe jedzenie z budek, czy to rybkę braną na wynos na obiad, czy lody włoskie jedzone na przemian z goframi. Zachody słońca i piękne, gwiaździste niebo, na którym można dostrzec spadające punkciki. Najlepiej w małej, spokojnej miejscowości, po której przyjemnie jeździ się rowerem. A w głowie znów kiełkują plany, kiedy dostrzegam na łące tabliczkę "Sprzedam". Być może kiedyś...


















Był też Gdańsk...




A łąka przy ośrodku w ciągu kilku chwil potrafi zmienić swój charakter...







Jeszcze tylko kilka godzin, idziemy się pożegnać z morzem - do zobaczenia za rok(?), a przed nami kolejny tydzień, tym razem w górzystym kraju o czystych jeziorach.


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

krem snickers domowy

Każdy ma smaki związane z dzieciństwem. Smaki przywołujące wspomnienia, odrobinę nostalgii, które przywołują uśmiech na twarzy. Najgorzej, kiedy ulubione przysmaki znikają z półek sklepowych.
Kto pamięta kocie języczki? Albo Milky Way Magic Stars (do dostania na allegro)?
Dla mnie jednym z takich smaków, który obecnie nigdzie nie jest dostępny, jest krem snickers. Idealne połączenie słodkiego karmelu ze słonymi orzechami i masłem orzechowym oraz kremu orzechowo-czekoladowego, układające się warstwami i mieszające się na kanapce. Na samą myśl aż się rozpływam!
Po kilku latach bez tego kremu i ostatnim dniu dziecka powiedziałam sobie: "Dość. Muszę go przygotować w domu!". Przepis jest banalnie prosty - wykorzystałam przepis Siaśki, który umieściła u siebie Mania, ale następnym razem zmienię proporcje, bo nie wykorzystałam całego masła orzechowego, a zabrakło mi nieco smaku czekoladowego.




Na słoik ok 0,6l potrzebujemy (już wg. moich proporcji):
- puszkę mleka skondensowanego słodkiego albo gotowej masy krówkowej
- 200-250g prażonych, solonych orzeszków ziemnych 
- 150g orzeszków laskowych
- 150g czekolady (pół na pół gorzka z mleczną)

Jeśli nie mamy gotowej masy to gotujemy mleko przez ok 2h we wrzącej wodzie, pilnując by puszka była stale przykryta w całości wodą.
Orzeszki ziemne blendujemy na masło orzechowe - nie musi być idealne gładkie, z małymi kawałkami nawet lepsze :)
Czekoladę roztapiamy. Orzeszki laskowe prażymy na patelni, a następnie oczyszczamy z łupinek i blendujemy. Następnie orzechy laskowe mieszamy z roztopioną czekoladą.
Do słoika nakładamy na przemian masy.


***
Podróż minęła całkiem sprawnie, ale oczywiście nie bez przygód. Zaczęło się od braku wyświetlenia numeru peronu na tablicy informacyjnej i startu z Gliwic z 20 minutowym opóźnieniem, co groziło spóźnieniem się na drugi, nocny, pociąg. W nocnym mieliśmy szczęście trafić na grupę baranów drących się przez pół nocy (aż policję trzeba było wezwać!), a jechaliśmy 1 klasą. Na przyszłość chyba jednak wybierzemy wagon sypialny. Władysławowo przywitało nas deszczem, po dojechaniu do naszej miejscowości pogoda się nieco poprawiła, ale i tak pierwszy spacer na plażę został zaliczony w grubych bluzach. Na szczęście po obiedzie mogliśmy się szybko spakować i ruszyć w słońcu nad wodę :) Dziś odwiedzamy Gdańsk, bo już kilka lat minęło od ostatniej wycieczki, a potem relaksujemy się przez resztę tygodnia. Oby czas nieco zwolnił!










piątek, 9 sierpnia 2013

wakacje!

Doczekaliśmy się :) W tym roku dość późne, ale za to bardzo wyczekane i zasłużone - wakacje! Razem odwiedzamy dwa miejsca, za którymi bardzo się stęskniliśmy. Mój czas powinien być bardziej spokojny, bo ograniczam się tylko do planów czysto wypoczynkowych. L. niestety (a może stety?) będzie musiał chwilę poświęcić na sprawy zawodowe.
Jeszcze chwila w pracy, bagaże zabraliśmy ze sobą i udajemy się w kierunku dworca. W torbie upieczone z samego rana jagodzianki oraz stecca. W tę stronę podróżujemy pociągiem nocnym, bo dojeżdżamy do moich rodziców i nie ma sensu brać drugiego samochodu. Pierwszy tydzień spędzimy nad morzem!

jeeeeej, ale fajnie było być rudzielcem :)





A wczoraj...

szefostwo zadbało o pracowników w upał :)



najlepszy krem świata, 
teraz niestety już tylko dostępny w wersji DIY
mam nadzieję, że przepis niedługo :)

Do napisania za jakiś czas!

piątek, 2 sierpnia 2013

cytrynowe z jagodami

Połączenie ciasta cytrynowego z jagodami to jedno z moich ulubionych letnich połączeń. W zeszłym roku był biszkopt cytrynowy z jagodami, a tym razem wybór padł na babeczki. Małe, szybkie, idealne na ciepły dzień. Szczerze przyznam, że poszłam na łatwiznę - użyłam dobrze mi znany przepis na babeczki cytrynowe i dosypałam jagód. Spróbujcie, a nie pożałujecie ;)



Składniki na ok 15 babeczek:
- 60g masła
- 200g mąki
- 120g cukru
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody
- sok z 1 cytryny
- 1 jajko
- mleko (niecałe 200ml)
- szklanka jagód



Rozgrzewamy piekarnik do 200 stopni. Masło roztapiamy i zostawiamy do przestudzenia. W misce mieszamy przesianą mąkę, cukier, proszek i sodę. Sok z cytryny wyciskamy i przelewamy do naczynia z miarką. Dopełniamy do 200ml mlekiem (zetnie się, ale to w porządku), dodajemy jajko, masło i miksujemy. Dolewamy do suchych składników, dosypujemy jagody i mieszamy do połączenia się składników. Nakładamy do papilotek i pieczemy ok 20 minut.