photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

sobota, 31 grudnia 2011

gwiezdny tort i odrobina alkoholu

Nie, nie, nie! Ja protestuję!
Jak to już? Jak to dzisiaj? Nowy Rok? A co z tym starym? Ledwo się zaczął, a już ma się skończyć? A ja przecież miałam tyle planów. Miało nie być podsumowań, ale muszę napisać kilka słów. To był wspaniały rok, chociaż nie mam takiego w życiu, który byłby nie-wspaniały. Zawsze staram się patrzeć jasno na moje życie, cieszyć się z małych rzeczy, doceniać negatywne doświadczenia, bo dzięki nim doceniamy te radosne i być szczęśliwą. I takie też, jak co roku, jest moje postanowienie noworoczne - w przyszłym roku zamierzam być szczęśliwa. 
A cóż więcej do szczęścia potrzeba kiedy przy Tobie jest Ukochana Osoba? Życzę Wam spełnienia marzeń, miłości i uśmiechu na co dzień :)



A rok 2011 kończy przepis na gwiezdny tort z brzoskwiniami oraz kremem i gwiazdkami Milky Way!
Jakiś czas temu zobaczyłam u kogoś na blogu - babeczki. I nie byłoby w nich nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że były ozdobione kawałkiem mojego dzieciństwa - gwiazdkami Milky Way, których nie ma w Polskich sklepach. Okazało się, że autorka mieszka w Dublinie, ale gwiazdki można kupić na allegro. Zamówiłam, dwie paczki i oczywiście postanowiłam się nimi pochwalić robiąc jakiś wypiek. Pytanie pozostało - jaki? Poszukując inspiracji natknęłam się na kilka przepisów na torty, kremy i ciasta, w efekcie wyczarowałam swoją własną drogę mleczną ;)



Składniki na blachę 22cm:
Biszkopt:
-5 jajek
-3/4 szklanki cukru
-1/2 szklanki mąki pszennej
-1/4 szklanki mąki ziemniaczanej
-1/4 szklanki kakao





Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową. Oddzielamy białka od żółtek, ubijamy białka z szczyptą soli na sztywną pianę. Pod koniec ubijania dodajemy stopniowo cukier, ciągle ubijając. Następnie wciąż ubijamy i dodajemy żółtka. Mąki mieszamy z kakao, przesiewamy do masy i delikatnie łączymy. 
Pieczemy w temp. 170 stopni przez ok 35 minut.
Gorące ciasto wyjmujemy z piekarnika i zrzucamy na koc z wysokości 60 cm. Następnie wstawiamy do otwartego piekarnika i pozwalamy ostygnąć. Przecinamy na 3 blaty.



Krem Milky Way:
-300 ml śmietanki kremówki
-3 batoniki Milky Way (po ok 22g)

Śmietankę przelewamy do garnuszka i podgrzewamy. Dodajemy pokruszone batoniki i podgrzewamy na niewielkim ogniu, nie dopuszczając do wrzenia. Masę ostudzamy, przykrywamy i wstawiamy do lodówki na całą noc. Następnego dnia ubijamy masę na krem, jeśli jest oporny w ubijaniu - chwytamy żelatynę.



Krem "biały":
-puszka brzoskwiń
-350 ml śmietany kremówki (36%)
-250 g serka mascarpone
-2 łyżki cukru pudru



Kremówkę ubić z cukrem pudrem, pod koniec połączyć z mascarpone. Brzoskwinie odcedzić i pokroić.
Blaty nasączyć np. sokiem cytrynowym albo brzoskwiniowym z wódką. Dolną warstwę przełożyć kremem Milky Way i schłodzić tort przez godzinę, górną kremem białym (połowa albo 2/3 całego kremu) połączonym z brzoskwiniami. Resztę białego kremu rozsmarować na zewnątrz ciasta i udekorować gwiazdkami, a następnie schłodzić przed podaniem.



Wpis Sylwestrowy, więc wymaga też odpowiedniej oprawy, jeśli chodzi o napoje ;) Co prawda pomysłów miałam sporo, ale o tym innym razem, bo przecież karnawał się zbliża. Biorąc pod uwagę, że moim ulubionym drinkiem jest gin z tonikiem postanowiłam dzisiaj trochę zaszaleć i wznieść toast noworoczny...
French 75
Moje pierwsze skojarzenie z nazwą - Chanel no. 5 ;)
-30 ml ginu
-10 ml soku z cytryny
-szampan
-1 łyżeczka syropu cukrowego
Syrop cukrowy to cukier rozpuszczony w gorącej wodzie, w proporcjach 2:1 (szklanka cukru na pół szklanki wody). Wiadomo, że do kilku drinków nie potrzeba nam wiele, więc można odmierzać np. w kieliszkach do wódki. Jeśli zrobimy więcej dodajemy trochę kwasku cytrynowego i przechowujemy w butelce.

Gin, sok z cytryny i syrop cukrowy wymieszać w shakerze wraz z lodem. Przelać do kieliszka (najlepiej typu flet) i dopełnić szampanem. 





Bawcie się dobrze!
10...9...8...7...6...5...4...3...2...1...

czwartek, 29 grudnia 2011

sylwestrowe menu - bakłażany po góralsku i szybka przekąska

Tak jak obiecałam ciąg dalszy Sylwestrowych propozycji. Oczywiście nie może zabraknąć koreczków ;)



fot. Młoda

W przypadku tego dania nie ma przepisów i receptur. Nadziewamy co tylko chcemy. U mnie zazwyczaj jest żółty ser, camembert, ananas, oliwki czy winogrona. Tym razem były to winogrona z serem pleśniowym.

Drugi pomysł to bakłażany, zapiekane z bryndzą i podawane ze świeżym pomidorem. U mnie trafiają na stół jako obiad, ale może być to też przystawka na ciepło.



Bakłażany kroimy na plastry, solimy i zostawiamy na pół godziny. Następnie myjemy z soli, nakładamy bryndzę na wierzch, kładziemy na blasze posmarowanej oliwą i pieczemy 20-30 minut w 180 stopniach. Na koniec po plasterku pomidora na górę i gotowe :)


Trzecia propozycja jest zaczerpnięta z własnych doświadczeń imprezowych oraz z pewnej "góralskiej" knajpy, która jest w Gliwicach. Jak już pisałam kiedyś na moich imprezach czy spotkaniach najlepiej schodzi domowy chleb ze smalcem. W restauracji oprócz smalcu podawany był twarożek, a biorąc pod uwagę, że  w naszym towarzystwie nie wszyscy jedzą mięso to na stole stanie miska ze smalcem i miska z serkiem a la wielkopolski gzik.

Smalec:
-40 dag słoniny
-cebula
-przyprawy


Słoninę kroimy w drobną kostkę, wrzucamy do głębokiego garnka i dolewamy troszkę wody. Smażymy aż wytopi się tłuszcz, a skwarki zaczną wypływać. Gasimy ogień i po chwili wrzucamy drobno posiekaną cebulkę, żeby się zarumieniła delikatnie. Przelewamy do miski i zostawiamy do zastygnięcia. A do tego najlepiej pasuje kiszony ogórek ;)

Przepis się już pojawił, ale nie zaszkodzi jeszcze raz ;)
Gzik:
-kostka białego sera
-jogurt/śmietana
-szczypiorek
-rzodkiewka
-czosnek
-przyprawy

Biały ser łączymy ze śmietaną i mieszamy na gęstą masę. Dodajemy posiekane warzywa, przeciśnięty czosnek i doprawiamy do smaku.


***

Spotkaliśmy się. Na rynku, pod Neptunem (tak jak chyba z 6 innych gromad młodych ludzi) i po zastanawianiu się gdzie iść, postanowiliśmy pójść do mnie. Zebrała się nas trzynastka, w tym jeszcze jedna kobieta, więc byłyśmy AŻ dwie (dodam, że w klasie było nas 8). Było bardzo wesoło, narobiło się mnóstwo zdjęć. Naprawdę fajnie było zobaczyć tych wszystkich ludzi i dowiedzieć się, że nie zmienili się aż tak bardzo.

Dzisiaj postanowiliśmy spalić świąteczne kalorie...

 wymęczeni, ale szczęśliwi! a ja mam przepiękne odciski od gogli na twarzy


Wybraliśmy się do Wisły razem z moim tatą i Młodą. I chociaż stok stosunkowo krótki i płaski, warunki średnie, pogoda bardzo ponura i milion ludzi to te kilka godzin poprawiło nam humory :) Sezon narciarski rozpoczęty (a nowy kask wypróbowany) :D

Wyciągnęłam dzisiaj z mojej skrzynki pierwszą pocztówkę postcrossingową - z Białorusi! A jutro w drodze na dworzec (do Wrocławia) odbiorę książkę Nigelli <3

wtorek, 27 grudnia 2011

sałatka "konserwowa" i sposób na jajka, w klimacie sylwestrowym

Jak Wam minęły ostatnie dni? U mnie rodzinnie, duuużo dobrego jedzenia i trzeba teraz odpocząć po Świętach. Boże Narodzenie spędziliśmy w niewielkim gronie u moich rodziców - Rodziciele, Młoda i my z L. Rano na śniadaniu, potem na obiedzie, a popołudnie już tylko we dwójkę ciesząc się chwilą spokoju i książkami. Wczorajszy dzień baaardzo rodzinnie u moich dziadków, w szczytowym momencie było nas piętnaście osób. I okazało się, że była pewna osóbka, która jeszcze bardziej czekała na przyjazd L. niż ja ;) Mała K. uwielbia L., wygłupiać się z nim, bawić i czarować go. Dostał nawet buziaka ;) Sernik z musem czekoladowym i czekoladki z mascarpone zrobiły furorę, a na obiad została podana przepyszna kaczka. 

Były też i prezenty - dwie książki, kalendarze (w tym roku na ścianie w kuchni znów będzie wisieć Szwajcaria), kosmetyki, wymarzony kask narciarski, fundusze na samodzielny wybór prezentów po świętach (coś czuję, że stanie na mojej półce książka Nigelli) oraz zdjęcie sprzed 18-19 lat, moich rodziców i mnie na dworze w okolicy naszego domku w górach, w fantastycznej ramce :)

Moim rodzicom kupiliśmy z L. elegancki zestaw do wina, Młodej książkę, a L. dostał ode mnie bezprzewodową myszkę. 

Pierwsza partia pocztówek postcrossingowych doszła jakiś czas temu, więc wylosowałam kolejne adresy - Holandia, Kanada, USA, Rosja i Niemcy. Wybrałam dzisiaj pocztówki i zaraz zabieram się za ich wypisywanie.
Dzisiaj wieczorem mamy spotkanie klasowe z liceum, chociaż większość gości stanowią ludzie, z którymi kontakt utrzymuję i wiem co się u nich dzieje. Ale zawsze miło wyskoczyć razem na piwo i pogadać :) W czwartek planujemy wyjazd na narty razem z tatą, Młodą i L., w piątek prawdopodobnie w końcu odwiedzę Wrocław, a w sobotę Sylwester. W tym roku spędzamy go u nas w towarzystwie kilku znajomych, moje przygotowania będą dość skromne, bo ciasto oraz chleb (i smalec do tego), ale w najbliższym czasie będę miała dla Was kilka propozycji na przekąski imprezowe. Sałatka konserwowa, to przepis, który poznałam dzięki mojej mamie i naprawdę jest pyszna. Zdjęcia robione przez Młodą.



Składniki:
-ogórki konserwowe
-papryka konserwowa
-ananas
-kukurydza
-ser sałatkowy
-majonez


Jak to w przypadku sałatek bywa - kroimy, wrzucamy do miski i mieszamy.



Druga propozycja to jajka faszerowane w szynce parmeńskiej.

Składniki:

-jajka
-pieczarki
-cebula
-szynka parmeńska
-majonez
-przyprawy

U mnie w domu jajka faszeruje się żółtkiem połączonym z pieczarkami i cebulą. Mama zawsze przekrawała jajka na pół, ale ostatnio zaproponowałam - odkrójmy spód, nafaszerujemy środek i owińmy plasterkami szynki.

Jajka gotujemy na twardo, odkrawamy spód, wyciągamy żółtko, które mieszamy z podsmażonymi pieczarkami i cebulą, majonezem i przyprawami. Faszerujemy delikatnie jajka, obwiązujemy szynką parmeńską.



Smacznego i dobrego ostatniego tygodnia roku 2011 ;)

niedziela, 25 grudnia 2011

o miłości

W tę noc, czas pomiędzy Wigilią a dniem Bożego Narodzenia chcę Wam złożyć życzenia. Wspaniałego, pełnego miłości, radości i uśmiechu czasu. W towarzystwie rodziny i najbliższych Waszym sercom osób. Chwili wyciszenia i spokoju, chociaż w Święta często trudno o to, co najważniejsze. Wyrozumiałości dla bliskich i dla siebie samych. I pewnie część z Was przeczyta te słowa już po, to nawet lepiej, bo te wspaniałe słowa, które sobie mówimy powinny dotyczyć całego roku i nas na co dzień.
Cytując koleżankę: "Chrystus się narodził! Życzę...Boga"

Wigilia u dziadka, jak zawsze pełna dobrego jedzenia. Tylko w tym roku uszka nie były Jej autorstwa, lepiła je moja mama, a świąteczny sernik był moim dziełem. Nie powie do mnie też "Kasieńko" czy "Siasia" (Ona pamiętała, że jako jedno z nielicznych dzieci skracałam moje imię do drugiej sylaby) i nie będzie już nigdy zapachu jej mocnych perfum od Diora. Tak samo jak sprzeczek o ten fotel w rogu pokoju. Obok mnie stało puste nakrycie, bo normalnie w tym miejscu by usiadła, a ja nie zaczęłabym przygotowań wigilijnych od płaczu.
Pierwsze Święta bez bliskiej osoby są trudne i bardzo smutne, a dzisiaj mija 7 miesięcy...

Jakiś czas temu pisałam o tym jak smakuje zakochanie. W tym  magicznym czasie, pełnym ambiwalentnych uczuć dla mnie, chcę napisać o tym jak smakuje miłość. Dla mnie to mieszanka dzieciństwa, śmiechu, przytulania, beztroski, bliskości i chwil zapomnienia zawarta w tym torcie. Torcie, który po raz pierwszy upiekła moja Babcia i stał się głównym tortem rodzinnym goszczącym na prawie wszystkich imprezach, a mimo tego samego przepisu Jej wychodził najlepiej. Teraz już zawsze będzie to dla mnie orzechowy tort babci Róży, zdjęcia z urodzinowego września robione przez moją siostrę.


Składniki na blachę 26cm:

-35 dkg orzechów zmielonych włoskich
-12 jajek
-tyle samo łyżek cukru
-sok z cytryny
-4 łyżki bułki tartej
-łyżeczka proszku do pieczenia.

Żółtka ucieramy z cukrem na puszysty kogel - mogel, dodajemy orzechy, sok z cytryny, bułkę tartą, proszek, na koniec pianę z białek. Pieczemy około 50 minut w średnio nagrzanym piekarniku.
Tort nasączyć kawą z wódką albo sokiem cytrusowym z wódką. 


Krem:
-4 żółtka,
-3 łyżki cukru,
-2 łyżki kakao,

-200 g czekolady gorzkiej
-wódka
-kostka masła


Żółtka ucieramy z cukrem. Miękkie masło ubijamy na białą, puszystą masę i łączymy z koglem-moglem. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej, dodajemy do masy, dosypujemy kakao oraz dolewamy trochę wódki, wszystko razem mieszamy. Kremem przekładamy ciasto.
Na górę polewa czekoladowa, starte orzechy i co tylko chcecie.



A teraz  "Love actually" razem z L., chociaż na 9.30 śniadanie u moich rodziców.


piątek, 23 grudnia 2011

czekoladowe serduszka napełnione cytrynowym śniegiem

Już jutro! WigiliaCieszę się jak dziecko, tak jak co roku. Chociaż zdarza się, że moje myśli są zaprzątane innymi, ważnymi wydarzeniami. Tak jak w zeszłym roku. Bo dokładnie rok temu, 23 grudnia wieczorem, spakowałam do walizek moje rzeczy, wsiadłam do samochodu i jednym słowem wyprowadziłam się z domu! Remont trwał blisko 3 tygodnie, mnóstwo farby, mnóstwo gwoździ i narzędzi, zabawy przy składaniu mebli i w końcu mogłam wejść i spędzić noc w moim mieszkaniu. Wsłuchując się w ciszę i patrząc na moją pierwszą, własną choinkę ozdobioną srebrno-szarymi bombkami i niebieskimi lampkami. W tym roku w mieszkaniu mieszkają już dwie osoby, kilka mebli przybyło i mnóstwo rzeczy. Takie nasze małe miejsce na ziemi ;) W tym roku jest o wiele spokojniej, chociaż L. w ostatnich dniach przywiózł ostatnie rzeczy ze swojego poprzedniego mieszkania. W środę pogoda sprawiła mi olbrzymią radość, bo cały dzień padał śnieg i na dworze było wprost przepięknie. A ja cieszyłam się jak dziecko i ślizgałam się na obcasach, co pewnie wyglądało to dość zabawnie, że oprócz dzieci na ulicy ślizga się i śmieje dorosła pannica elegancko ubrana. Wczoraj mieliśmy z L. wolny dzień i wybraliśmy się na spacer po ośnieżonych Gliwicach załatwiając przy okazji kilka spraw. Kupiliśmy także choinkę - metrowy świerk stał się najlepszym wyborem :) Wieczorem zaczęłam moje kulinarne szaleństwo, bo w po zajęciach zrobiliśmy sobie wigilijkę grupową i ktoś musiał upiec ciasto :)


Z racji tego, że zarówno Rodzicielka jak i dziadek rwą się do świątecznego gotowania, ja się do tego nie mieszam i zajmuję się ciastami. Dzisiaj powstaną dwa serniki z musem czekoladowym, jeden dla nas i jeden dla rodziny L., ale wczoraj spędziłam już trochę czasu (i dzisiaj szykuje się powtórka) nad czekoladą, mascarpone i cytryną. No i jest, cytrynowy śnieg z czekoladą, w czekoladzie. Przepis znalazłam u Doroty :)



Składniki (myślę, że na ok 45 czeko serduszek):
-250g mascarpone
-1 szklanka pełnego mleka w proszku ('niebieskiego')
-200 g białej czekolady
-świeżo wyciśnięty sok z 1 cytryny

-tabliczka/dwie czekolady do obtoczenia czy wymalowania foremek
-ewentualnie cukier puder




Czekoladę do wymalowania foremek roztapiamy w kąpieli wodnej, ostudzamy i pędzelkiem malujemy ścianki formy. Chłodzimy w lodówce i malujemy drugą warstwę, znów schładzamy. Nie roztapiajcie całej czekolady, bo i tak nie zużyjecie jej od razu ;)

Roztapiamy białą czekoladę w kąpieli wodnej. Do miski wrzucamy mascarpone, roztopioną czekoladę, mleko w proszku i miksujemy na puszystą masę. Powoli dolewamy sok z cytryny ciągle mieszając. Próbujemy masę i jeśli jest dla nas za mało słodka to dodajemy cukru pudru.




Masę nakładamy do rękawa cukierniczego albo dekoratora i napełniamy formę, zostawiając miejsce do zalania czekoladą na górze. Schładzamy kilkanaście minut w lodówce, a następnie zalewamy górę czekoladą i znów schładzamy.




Dla osób, które nie mają foremek - masę cytrynową schładzamy kilka godzin, robimy z niej kulki i następnie oblewamy czekoladą.





***
Wigilię spędzamy osobno, L. jedzie popołudniu do swojej rodziny i wraca do mnie wieczorem. Pierwszy dzień to obiad u moich rodziców, na który idziemy razem + popołudnie tylko we dwójkę :) Drugiego dnia zjazd do moich dziadków, będzie też Ustroń i być może rodzina z Katowic. L. chyba na obiad pojedzie do swoich rodziców, a popołudniu przyjedzie do moich dziadków. 
I tylko kilka ukłuć serca w tym wszystkim...

wtorek, 20 grudnia 2011

mało świąteczne krokiety i bardzo świąteczny handmade

Mój rocznik urodzenia wskazuje, że jestem już dzieckiem wolnej Polski, więc nie mam w jaki sposób pamiętać tego, co się działo w czasach PRL-u. Na szczęście są książki oraz opowiadania rodziców i dziadków, więc mogę sobie trochę ten "inny świat" wyobrazić. Ominęły mnie kolejki, ominęły mnie talony, ale nie ominęły mnie instytucje, które ciężko spotkać gdziekolwiek indziej - bary mleczne. Kiedy ostatnio odwiedzali nas starsza siostra L. razem z mężem, który nie jest Polakiem, szwagier bardzo chciał zjeść obiad w barze mlecznym (z naciskiem na pierogi). Zabraliśmy ich do baru, który jest 3 minuty od naszego mieszkania i może nie jest to typowy bar mleczny, ale mają bardzo dobre jedzenie. W liceum bywało, że szliśmy tam na pierogi ruskie (jest 5 minut od mojej szkoły), a w zeszłym roku, kiedy wprowadzili więcej potraw zrobiłyśmy z mamą odkrycie, że mają tam najlepsze krokiety ze szpinakiem. Od tego czasu kiedy nie mam czasu, żeby zrobić obiad, a ochota na pizzę jest niewielka, L. idzie do baru i kupuje krokiety. W sobotę trochę czasu miałam, więc postanowiłam zrobić domowe krokiety ze szpinakiem i sosem czosnkowym.


Składniki:

na ciasto naleśnikowe
-szklanka mąki
-jajko
-szklanka mleka + szklanka wody do dolewania
na farsz szpinakowy
-opakowanie szpinaku

-ser pleśniowy "Lazur"
-czosnek
na panierkę
-bułka tarta

-jajko
-olej do smażenia


Robimy ciasto naleśnikowe, pewnie każdy z Was ma swój wypróbowany przepis. Powinno być jak gęsta śmietana. I smażymy cienkie naleśniki.

W garnuszku dusimy szpinak (albo rozmrażamy) dodajemy pokruszony ser oraz wyciśnięte 2-3 ząbki czosnku i doprawiamy do smaku.
Na naleśnik nakładamy cienką warstwę szpinaku, zostawiając miejsce po bokach. Zakładamy dwa boki do środka i zawijamy najkrótszy do środka. Maczamy w jajku, następnie obsypujemy bułką kartą i smażymy aż panierka będzie złota.







A sos czosnkowy znajdziecie tutaj.


***
Tydzień przedświąteczny to jeden z najbardziej nerwowych tygodni w roku. Sprzątanie, gotowanie, pieczenie, choinka, nowy łańcuch, nowy obrus, serwetki i masa innych problemów. Do tego wszystkiego dochodzą prezenty i sposób ich zapakowania. Dla niektórych zabawa z papierem pakunkowym to świetna zabawa, chwila na odstresowanie się, ale dla innych powód do rwania włosów z głowy. Tym bardziej kiedy okazuje się, że nie mamy żadnego pudełka, żeby zapakować drobiazg. Okazało się, że nie mam w co zapakować pierniczków - żadnych zbędnych pudełek czy kartoników, zupełnie nic. I nawet nie wiem, gdzie coś takiego można za niewielkie pieniądze zdobyć. Postanowiłam, że zamiast kupować mogę wrócić pamięcią do mojej pasji sprzed kilku lat - origami. Japońska sztuka składania papieru bez użycia nożyczek, kleju czy innych ozdabiaczy. I pudełka złożyłam sama, ale postanowiłam je ozdobić i nadać im bardziej świąteczny charakter.



Na 6 pudełek o wymiarach ok. 12 cm potrzebujemy:
-2 arkusze brystolu A1 (albo 12 kwadratowych arkuszy o wymiarach ok. 30-35cm), kartki nie mogą być ani za miękkie ani za twarde, mój brystol miał grubość 120g/cm^3 (tak to się chyba oznacza)
-nożyczki
-ołówek
-długą linijkę (albo metr krawiecki)
-papier do ozdobienia
-klej lub taśmę klejącą

Jedno pudełko to dół i góra, które wykonuje się tak samo. Jedyna różnica - na górę użyłam kartki o wymiarach 33x33 cm, a na dół 31,5x31,5cm, żeby przykrywka weszła na mniejsze pudełko. U mnie jest na styk, czyli gdyby dół był 32x32 całość mogłaby się nie złożyć ładnie.

Musimy być bardzo precyzyjni przy wycinaniu kartek z brystolu, bo najmniejsze przesunięcie może utrudnić wykonanie naszego projektu.
Postaram się przedstawić Wam instrukcję wykonania, ale warto też poszukać sobie filmików ;)


1.Mamy kwadratową kartkę. Jeżeli chcecie robić takie pudełko z papieru, który ma dwie różne strony to stroną, na której kartkę położycie będzie wzorem wierzchnim pudełka. Zginamy ją na pół, rozginamy i znów zginamy na pół, ale względem drugiego boku. Chcemy otrzymać kwadrat podzielony na 4 części (4 mniejsze kwadraty) przez nasze zagięcia. 
2. Bierzemy róg i zaginamy go do środka. Powtarzamy to z każdym rogiem i otrzymujemy kopertę. 


            


3. Bierzemy jeden bok i zaginamy go do środka. Z drugim robimy to samo.



4. Rozginamy boki, otrzymujemy postać koperty i zaginamy teraz dwa kolejne boki w ten sam sposób. Rozginamy, chwytamy dwa trójkąty na przeciw siebie i rozginamy.

5. Boki (lewy i prawy na zdjęciu wyżej) stawiamy pionowo. Chwytamy trójkąciki i zaginamy je do środka.
6. I teraz zaginamy ten kawałek z trójkątem na górze do środka. To samo powtarzamy z drugim bokiem i mamy pudełko :)
            

7. Pasek na środku to kawałek papieru pakunkowego, o szerokości 6 cm. Długość nie wiem :pp mierzyłam przesuwając pudełko. Przykleiłam od wewnątrz taśmą klejącą, bo okazało się, że klej nie działa.


A w środku pierniczki, 3 warstwy musiałam ułożyć, żeby wszystkie zmieścić. Oddzielone watą.

Pudełka można ozdobić jak tylko chcecie. Nadają się świetnie na schowanie prezentu, a robiąc je z ładnego papieru i odpowiednio ozdabiając mogą być prezentem same w sobie ;)

P.S. A dzisiaj rano z mojego ósmopiętrowego okna i maszerując na uczelnię podziwiałam zamarznięty świat. W końcu trochę tej przedświątecznej magii.
P.S.2 Koszmarnie mnie wkurza edytor blogera i to, że mi robi takie przerwy w tekście jak mu się podoba :/

niedziela, 18 grudnia 2011

pierniczkowa relacja


Po wykrawaniu, pieczeniu kilku blach, dekorowaniu - w końcu są! Cała masa pierniczków :)


Składniki:
-4 łyżki miodu
-12 dag masła

-1/2 szklanki cukru pudru
-1 jajko
-2 i 1/4 szklanki mąki
-1 łyżeczka sody
-opakowanie przyprawy do piernika
-1 łyżka cynamonu
-1 łyżeczka kakao 





Miękkie masło łączymy razem z miodem i jajkiem, ucieramy na gładką masę. Dodajemy przesiany cukier puder, mąkę, sodę i wszystkie potrzebne przyprawy. Zagniatamy na gładką masę. Wstawiamy do lodówki na godzinę :) Rozwałkowujemy na cienki placek (ok 5mm)  i wykrawamy pierniczki, które następnie pieczemy przez 8-10 minut w 180 stopniach.

Większość dekoracji wykonałam pisakami cukrowymi Dr. Oetkera, pozostałe to lukier (białko + cukier puder).


Moja rodzina nie przepada za pierniczkami, więc wszystkie zostały przewidziane jako prezenty do powieszenia na choince. Dlatego zrobiłam w nich dziurki (przy użyciu pałeczki do jedzenia ryżu, ale można też użyć słomki - dziurki muszą być spore, bo ciasto rośnie podczas pieczenia).








***
Piątkowe popołudnie było wspaniałe. Wybraliśmy się z L. do czekoladziarni, która okazała się być niesamowicie klimatycznym i przyjemnym miejscem. Lokal położony jest na rogu ulicy, więc prawie go przegapiliśmy, na szczęście przez ogromne okna widać było stolik i błysk świecy - znaleźliśmy miejsce wyprawy :)

wybaczcie jakoś zdjęć, telefonowe


Lokal składa się z dwóch niewielkich pomieszczeń. Pierwsza sala, wejściowa, jest urządzona w stylu a la secesyjnym. Piękne kafle na ścianach, kilka okrągłych stolików i kontuar z wystawą dostępnych pyszności czekoladowych. Druga sala w bardziej nowoczesnym stylu, ale dalej sprawia, że człowiek przenosi się do innej epoki. Zaopatrzona w stoły ze starych maszyn do szycia. Sama zamierzam kiedyś w taki sposób przerobić naszą starą Singerkę (ale na razie nie mam miejsca w mieszkaniu), więc bardzo mi się to spodobało.



Menu dość niewielkie, ale myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Trzeba uważać, bo mała czekolada (kusi ceną 5zł) jest wielkości mniej więcej - espresso. Duża to standardowa filiżanka. Rodzaje gorącej czekolady są dwie - nieco słodsza oraz gorzka pochodząca z Manufaktury Czekolady (pani kelnerka spytała czy jesteśmy po raz pierwszy i wszystko nam opowiedziała). Do każdej filiżanki dostaliśmy prażone ziarno kakaowca do spróbowania. Czekolada - pyszna! Chociaż usłyszałam, że moja była bardziej gęsta ;) Na stole mamy także cynamoniczkę i chillniczkę, czyli solniczkę z chilli oraz z cynamonem. Polecam wszystkim zmarzniętym spacerowiczom, którzy mają ochotę na chwilę wyciszenia i rozgrzania.

Potem wybraliśmy się na spacer obejrzeć jak to nasze Gliwice się świecą, a tu w jednym parku...



W sobotę poranna zumba, a że mój bidon został niedomknięty i zalało mi w drodze buty, to musiałam ćwiczyć na bosaka ;) Popołudniu wyjazd do Ustronia, i duuużo Małej K. Wyściskałyśmy się i wyprzytulałyśmy, uwielbiam kiedy te małe rączki mnie tak mocno obejmują i dostaję buziaka!
A najlepsze było hasło na powitanie - weszliśmy gromadą do środka (nasza piątka i dziadkowie, bo przyjechaliśmy równocześnie), Mała K. podchodzi, patrzy i nagle wielki uśmiech na buzi i okrzyk: "Jesiek przyjechał! Nawet Jesiek przyjechał!" - L. wzbudził największą sensację ;)
I w Ustroniu spadł pierwszy śnieg :D Wracaliśmy pół drogi w śniegu, ale im bliżej Gliwic tym mniej go było...

Miłej niedzieli!