photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

poniedziałek, 31 grudnia 2012

śniadaniowe love na noworocznego kaca

Budzi mnie ŁUP, ŁUP, ŁUP ŁUP. Otwieram oczy i muszę je od razu zamknąć, bo wdziera się niesamowita łuna światła. Czyli ranek, a L. pisze coś na klawiaturze. Dzień po.

Znam szereg mądrych porad jak uniknąć takiego stanu, ale czasem nie mają one jak być zastosowane. No bo jak cały czas coś przegryzać (najlepiej tłustego), skoro mając ostatnie pieniądze w portfelu i wybór pomiędzy frytkami a piwem na pewno nie wybierzemy frytek?
Jak przed pójściem spać wypić dwie szklanki wody, skoro fizycznie w żołądku nie ma miejsca na cokolwiek więcej (dobra, jeszcze jeden kieliszeczek się zmieści, ale dwie szklanki?!).
Wiadomo - nie mieszać, ale skoro w gronie znajomych każdy kupuje coś innego i przecież trzeba spróbować wszystkiego kolejno, to jak nie mieszać?

Lepiej się zastanowić jak przeżyć kolejny dzień. Ja zaczynam od... coca-coli. Brzmi dość niecodziennie, ale pita w niewielkich ilościach pozwala mi stanąć na nogi. Następnie napój izotoniczny. A potem zazwyczaj mogę już zacząć żyć ;)
Jeśli jednak czujecie się bardzo źle dobrym rozwiązaniem jest także gorzka herbata, rosół, sok pomidorowy, banan, woda z cytryną albo sucharki.
Często miewam różne zachcianki na jedzenie, np. frytki, hamburgera czy pyzy z mięsem. Łączy je jedno - musi być tłuste i węglowodanowe. Dlatego dziś mam dla Was propozycję na bardzo solidne śniadanie, które jest smaczne, łatwe w przygotowaniu, świetnie się nadaje po imprezie czy przed dniem na stoku narciarskim ;)


Wariacja na temat croque monsieur, słynnych francuskich kanapek oraz jajecznica na maśle i szynce:
-dwie kromki chleba
-dwa plasterki sera, najlepiej ementaler lub gruyere
-plasterek szynki
-dwie łyżki masła
-łyżka musztardy

-4 jajka
-2 plasterki szynki
-łyżka masła


Myślę, że jajecznicę każdy umie zrobić ;) Moja ulubiona to na maśle i szynce. 
Kromki chleba smarujemy musztardą, na każdą kładziemy po plasterku sera, na jedną szynkę i składamy. Na patelni rozgrzewamy masło i smażymy kilka minut z obu stron, żeby chleb był chrupiący i złocisty, a ser roztopiony. 
Do tego kubek dobrej kawy albo szklanka soku pomarańczowego. Ostatecznie szampan, na noworoczny klin ;)


***
Bawcie się dzisiaj dobrze, mam nadzieję, że nikt nie będzie musiał jutro cierpieć. My będziemy szusować na nartach ze znajomymi :)

Szczęśliwego nowego roku!

PS Post pisany z przymrużeniem oka i wyolbrzymieniem ;)

sobota, 29 grudnia 2012

makowiec oszustki

Mój pierwszy makowiec w życiu. Oszukany, bo z gotową masą makową. 
Nie jestem fanką tego ciasta, głównie z racji bakalii w środku ;) I za rok jednak zostawię jego wypiek mojej babci, a sama skupię się na ciastach, które bardziej lubię.  


Składniki na 3 ciasta:
-3 szklanki mąki pszennej
-2-3 dag drożdży świeżych
-4 żółtka
-2 jajka
-6 łyżek cukru
-3/4 szklanki mleka
-100 g masła, roztopionego i przestudzonego
-puszka (850g) masy makowej
-2 białka
-kilka łyżek cukru pudru

Mleko podgrzewamy, żeby było lekko ciepłe. Dodajemy drożdże, łyżkę mąki i łyżkę cukru. Mieszamy i odstawiamy na 5-10 minut, żeby drożdże ruszyły. Masło roztapiamy i studzimy. Do dużej miski wsypujemy mąkę, dodajemy zaczyn oraz lekko ubite jajka (4 żółtka + 2 jajka) z cukrem, a na koniec masło. Wyrabiamy ciasto, które może być trochę klejące i odstawiamy do podwojenia objętości.
Masę makową łączymy z ubitymi białkami i cukrem pudrem do smaku.

Wyrośnięte ciasto chwilę wyrabiamy (można dosypać ciut mąki), dzielimy na trzy równe części, każdą rozwałkowujemy na prostokąt, smarujemy 1/3 masy makowej i zwijamy. Układamy na blaszce i zostawiamy na 20 minut do podrośnięcia. Pieczemy ok 40 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni. 

Lukier pomarańczowy wzięłam stąd.


***
Święta minęły błyskawicznie, a dwa kolejne dni jeszcze szybciej (z racji imprezy zlały się bardziej w jeden). Prezenty bardzo udane, jedzenie bardzo smaczne, a dojadanie resztek to moje ulubione poświąteczne zajęcie :) 
A za dwa dni Sylwester! Nasz plan, który bardzo chciałabym zrealizować to wieczór na stoku. Staramy się dogadać ze znajomymi, ale jeśli będziemy tylko we dwójkę to też będzie w porządku, bo zazwyczaj tak jeździmy ;)

środa, 26 grudnia 2012

nietradycyjny, ale najlepszy - sernik świąteczny

Przepis, tak jak zapowiedziałam na początku grudnia, powstał na bazie przepisu Davida Lebovitza. I jak dla mnie to mogę nie szukać już więcej przepisów na sernik ;) Wychodzi równiutki, mokry, zbity, nie za słodki - jednak trzeba wybrać odpowiedni ser. Do tego polewa z czekolady deserowej i skórka pomarańczowa. Jako świąteczny sernik sprawdził się rewelacyjnie :)


Składniki na tortownicę 26cm:
-200g herbatników
-10dag masła
-1,4kg twarogu - u mnie kg trzykrotnie mielonego półtłustego + 0,4kg tłustego do zmielenia
-6 jajek
-1 i 1/3 szklanki cukru
-opakowanie cukru waniliowego
-3 czubate łyżki mąki
-mały jogurt
-1,5 tabliczki czekolady
-50ml kremówki
-skórka pomarańczowa

Piekarnik rozgrzewamy do 190 st. C. Herbatniki kruszymy i mieszamy z roztopionym masłem. Wykładamy formę i podpiekamy 8-10 minut w piekarniku. Wyjmujemy blachę i zwiększamy temperaturę do 250 stopni. 
Ser ucieramy z cukrami, kolejno dodajemy jajka i miksujemy. Dodajemy mąkę, a na koniec jogurt - tu już wystarczy po prostu wymieszać. Wylewamy na spód z herbatników, przykrywamy folią aluminiową i pieczemy przez 12-15 minut w 250, następnie ściągamy folię, zmniejszamy temperaturę do 150 i pieczemy kolejne 45-60 minut (zależnie od tego czy wolicie bardziej dopieczony czy nieco mniej). Mój trząsł się jeszcze na środku ;) Oblewamy polewą (czekolada roztopiona kremówką), obsypujemy skórką, studzimy i wstawiamy na noc do lodówki, żeby stężał. 


poniedziałek, 24 grudnia 2012

WS

Wspaniałego, rodzinnego czasu. 
Spokoju, odpoczynku, gwiazdki z nieba.
Otwartych serc, ciepłych rąk, roziskrzonych spojrzeń. 
Prawdziwej choinki i prawdziwej atmosfery. 
Sensu.



Sernik upieczony, przenocował w lodówce.
Trzy strucle drożdżowe są, tylko polukrować trzeba. Z makiem, oczywiście.
Zaraz się biorę za ciasteczka maślane :)

My spędzamy Święta w rozjazdach. Najpierw do moich rodziców na tradycyjnego śledzia, na kolację wigilijną jedziemy w tym roku do rodziny L., a po powrocie mamy wpaść na chwilę znów do moich rodziców. Jutro dzień dla dziadków, a w środę bardziej fiesta niż święta ;) Jedziemy do Ustronia na 18-stkę Młodego. 

sobota, 22 grudnia 2012

Ratunku! Już prawie Święta!

W tym roku dość wcześnie zaczęłam myśleć o przedświątecznych przygotowaniach. Planowałam prezenty, wypieki, ręczne robótki oraz pakowanie. Jednak mimo tego nie udało nam się z L. do końca uniknąć przedświątecznego chaosu - w środę wybraliśmy się na ostatnie prezentowe zakupy połączone z kupnem choinki. I szczerze przyznam, że przeżyłam prawdziwy szok, dlatego dzisiaj mam kilka rad dla spóźnialskich lub tych zabieganych, którzy nie mieli czasu zastanowić się nad wszystkim i wszystko muszą załatwić w ten weekend. 


Po pierwsze - spokój. Pełen parking, tłumy ludzi, pośpiech i kolejki nie pomagają zakupom oraz naszym nerwom. Trzeba się nastawić, że tym razem spędzimy nieco więcej czasu w sklepie i nic na to nie poradzimy. Uśmiech i życzliwość tylko mogą pomóc.
Po drugie - plan. Nawet najprostszy, gdzie czego dla kogo możemy szukać może pomóc w organizacji przedświątecznego biegu. 
Po trzecie - pomysł na prezent. Z tym często bywa najtrudniej ;) Sama doskonale wiem ile czasu zajmuje wymyślenie fajnego prezentu w ograniczonym budżecie. Zastanówmy się co może się przydać albo co lubi dana osoba - często zamiast kolejnej pary skarpet lepszym wyjściem byłoby kupienie płynu do rozmrażania szyb w samochodzie ;) U nas najczęściej sprawdzają się książki, filmy DVD, gadżety sportowe (bielizna termoaktywna, pokrowce na narty, okulary sportowe), akcesoria kuchenne (blachy, patelnie, zestawy sztućców, nóż szefa kuchni), kosmetyki, alkohol. Wbrew pozorom jest w czym wybierać. 
Po czwarte - pomysł na zapakowanie. Jeżeli już naprawdę nie mamy czasu najlepszym wyjściem jest kupienie ozdobnych torebek i podpisanie bilecików lub znalezienie stoiska, które są w większości centrów handlowych, gdzie pani w łatwością zapakuje nasze paczki, kiedy my będziemy pić kawę ;) W mojej rodzinie sporą wagę przykłada się do pakowania prezentów. Oczywiście, każdy ma swój charakterystyczny sposób - od dziadków zawsze jest kolorowy papier (delikatnie rozpakowywany, żeby uskuteczniać recykling rok później) z imionami wypisanymi na taśmie malarskiej. U moich rodziców również kolorowy papier podpisany markerem. Kilka lat temu poszliśmy na łatwiznę i zapakowaliśmy w torby - reszta rodziny się oburzyła, więc teraz już tego nie próbujemy ;) 
U mnie w tym roku gościł szary papier pakunkowy, czerwona wstążka w białe śnieżynki, dziurkacz śnieżynka, kartoniki oraz rafia. W prosty i tani sposób udało się osiągnąć nietypowe paczuszki. 

Po piąte - przepis na świąteczne ciasteczka. Dla tych, którzy się zagapili z pierniczkami albo zwyczajnie ich nie lubią ;) Są proste i niezwykle smaczne. W tym roku piekłam je już z Małą K. i będę piec znów w Wigilię. 


Składniki:
-szklanka + 2 łyżki mąki
-1/3 szklanki cukru pudru
-10dag masła
-żółtko + białko do posmarowania
-łyżka śmietany 18%
-łyżeczka cukru waniliowego

Masło siekamy z mąką, dodajemy resztę składników i zagniatamy elastyczne ciasto. Wstawiamy do lodówki na godzinę. Cienko rozwałkowujemy, wycinamy ciasteczka, smarujemy roztrzepanym lekko białkiem, układamy na blaszce i pieczemy ok 10-12 minut w 180 stopniach. 
U mnie w domu często występują posypane orzechami ;)


środa, 19 grudnia 2012

świąteczne ciasto marchewkowe i geek girls carrots

Geek Girls Carrots to społeczność kobiet zainteresowanych nowoczesnymi technologiami. W wielu miastach w Polsce co jakiś czas organizowane są spotkania, na których prelegentki poruszają zagadnienia techniczne, biznesowe, komputerowe, medialne itp. Spotkania 'Silesia' organizowane są w Gliwicach, 3 minuty od mojego miejsca zamieszkania, więc wybrałam się na pierwsze, a wczoraj byłam na drugim. Na pierwszym spotkaniu na stołach znalazły się pokrojone w paski marchewki, a moja koleżanka zażartowała, że powinnam je zebrać i zrobić ciasto. Stało się trochę inaczej, bo na drugie spotkanie to ja przygotowałam ciasto dla wszystkich gości. Marchewkowe oczywiście. A że zbliżają się święta, to z korzenną nutą, bakaliami i pomarańczowym lukrem (który naprawdę wszystkim polecam - uwielbiam zapach ścieranej skórki pomarańczy).


Składniki na blachę 26cm:
-4 jajka
-szklanka oleju
-2 szklanki mąki
-szklanka cukru
-2 łyżeczki proszku do pieczenia
-1/2 łyżeczki sody
-łyżeczka przypraw korzennych
-łyżeczka cynamonu
-2 szklanki startej marchewki (tj. 3-4 całe marchewki)
-pół szklanki rodzynek
-3/4 szklanki orzechów

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Do dużej miski wsypujemy mąkę, cukier, proszek do pieczenia, sodę i przyprawy. W innej misce ubijamy jajka na puszysty, jasny krem (5-10 minut). Pod koniec dolewamy olej, a następnie masę jajeczną wlewamy do sypkich składników i dokładnie mieszamy. Następnie dodajemy marchewkę i bakalie, przekładamy do wysmarowanej tłuszczem blachy. Pieczemy ok 45 minut - do suchego patyczka. Przestudzone ciasto lukrujemy.

Lukier pomarańczowy:
-sok z połowy niedużej pomarańczy
-skórka starta z całej pomarańczy
-tyle cukru pudru, ile się wchłonie



Ciacha były dwa, spotkały się z wieloma pochlebnymi opiniami.
Nawet przerwały jedną dietę ;)



poniedziałek, 17 grudnia 2012

nietypowe ciasteczka na święta

Po tym weekendzie potrzebuję dodatkowego dnia odpoczynku. Od środy wczesne pobudki i siedzenie do późna. W sobotę pobudka o 6.40, o 7.00 wyjazd, a od 8 z hakiem na stoku. Z Gliwic w najbliższe góry mamy ok 90km, więc zimową porą prawie co tydzień jeździmy na jeden dzień na narty. Moja nowa deska jest super! Szybka, bardzo przyjemna w jeździe, jestem z niej bardzo zadowolona :) Po kilku godzinach zaczęło padać, więc zebraliśmy się i odwiedziliśmy po drodze rodzinę w Ustroniu, gdzie poszalałam z Małą K. Po powrocie i późnym obiedzie zabrałam się za pieczenie babeczek na maraton. Nie obyło się bez problemów - tym razem z korkami w mieszkaniu albo raczej z zewnętrznym korkiem, który się spalił, zamkniętym w skrzynce na korytarzu, do której nie miałam klucza. Na szczęście klucz miał sąsiad ;) Do tego L. był w Warszawie, więc musiałam dzwonić po pomoc i zapasowe korki do taty. Po godzinie nerwów mogłam wrócić do pracy. Babeczek miało być 50-60, wyszło prawie 100 ;) W niedzielę pobudka, zebranie się i maraton zumby. Kilka godzin skakania i tańczenia. A później wypad z mamą na zakupy. Kiedy odebrałam L. z dworca o 19.00 zastanawiałam się czy dojadę samochodem do domu, a kiedy weszłam miałam ochotę iść tylko spać. Po całym weekendzie zostały mi przypadkiem upieczone ciastka owsiane, do których dodałam cynamonu i skórki pomarańczowej. Ja fanką owsianych nie jestem, więc mnie nie zachwycają, ale dla wielbicieli mogą być alternatywą na słodkie święta ;)



Składniki na ok 20 ciastek:
-szklanka płatków owsianych
-1/2 szklanki otrąb
-banan
-pół szklanki rodzynek
-pół szklanki posiekanych orzechów
-1/3 szklanki skórki pomarańczowej
-jajko
-3/4 szklanki soku jabłkowego
-1/4 szklanki oleju
-łyżeczka - dwie cynamonu albo przypraw korzennych
-3/4 szklanki mąki
-3-4 łyżki miodu (albo więcej, jeśli wolicie bardziej słodkie)
-1/2 łyżeczki proszku do pieczenia

Jak to przy ciasteczkach bywa - wszystko razem mieszamy. Jeśli ciasto będzie za mało lepkie to dosypcie nieco mąki. Formujemy okrągłe placuszki i pieczemy w 180 stopniach ok 15 minut. Zaraz po wyjęciu mogą być miękkie, jednak z czasem nieco stwardnieją ;)

***
Za tydzień Wigilia! W tym tygodniu dwie prezentacje, reszta prezentowych zakupów, choinka oraz mikołajowe lodowisko tzn. na lodzie w czapkach :)

Natomiast już jutro drugie spotkanie Geek girls carrots w Gliwicach, gdzie będzie okazja do próbowania moich ciast marchewkowych ze świąteczną nutą :) Zapraszam!

sobota, 15 grudnia 2012

domowy makaron i carbonara gruyere

Wiele razy już pisałam, że makarony nigdy nie należały do moich ulubionych dań. Odkąd jednak sama gotuję cenię je za prostotę przygotowania. Tym razem postanowiłam włożyć więcej pracy w przygotowanie tagliatelle - makaron zrobiłam własnoręcznie. Nie posiadam maszynki do robienia makaronu, ale udało mi się bez większych problemów przygotować makaron na obiad. Tym razem z sosem carbonara, jednak nie do końca tradycyjnym.
Tradycyjnie carbonara powinna być przygotowana z boczku pancetta, jajek, parmezanu lub pecorino, pieprzu i masła bądź oliwy. Ja zdecydowanie bardziej wolę wersję na śmietance, a że jednym z moich ulubionych serów jest gruyere to postanowiłam go wykorzystać.


Składniki na makaron dla 2-3 osób:
-200g mąki (najlepiej pół na pół z semoliną)
-żółtko
-jajko
-łyżka oliwy
-6 łyżek wody
-1/3 łyżeczki soli

Mąkę przesiewamy na blat, w środku robimy zagłębienie, gdzie dodajemy żółtko, jajko, oliwę, sól i wodę. Wszystko wyrabiamy na elastyczne ciasto - jeśli będzie za twarde dodajcie ciut więcej wody. Odstawiamy na godzinę do lodówki. Następnie cienko rozwałkowujemy, cały czas mocno podsypując blat - ciasto warto wałkować w partiach. Wymaga to cierpliwości i siły. I kroimy na cienkie paski, które obsypane mąką luźno rozrzucamy na blacie i zostawiamy na pół godziny. Gotujemy w osolonej wodzie przez 2-3 minuty i podajemy od razu z sosem.


Carbonara gruyere:
-100g boczku wędzonego
-2 jajka
-150ml śmietany 30/36%
-15-20g sera
-szczypta rozmarynu
-sól, pieprz, ewentualnie czosnek

Na patelni podsmażamy pokrojony drobno boczek, dodajemy rozmaryn, czosnek i połowę śmietanki. Po chwili dolewamy resztę śmietanki wymieszanej z jajkami i serem. Nie możemy dopuścić, żeby sos się zagotował, jednak musi trochę zgęstnieć. Doprawiamy do smaku i podajemy z makaronem.



***
Plany na Święta już mniej więcej ustalone. Większa część prezentów zakupiona i zapakowana :)
L. na weekend jedzie do Warszawy, gdzie w niedzielę prowadzi wykład związany ze swoją pracą. A mnie czeka intensywna dawka ruchu - dziś snowboard (testuję nową dechę :D), a jutro maraton zumby.

czwartek, 13 grudnia 2012

czuję Miętę w Gliwicach - recenzja

W końcu! Doczekałam się! Po pierwsze miejsca w Gliwicach, gdzie można zjeść śniadanie, ciekawy i niedrogi lunch/obiad oraz deser. Do tego kawa jest całkiem niezła, kuchnia domowa, z możliwie lokalnych produktów, obsługa bardzo sympatyczna, a samo miejsce zaprasza już od rana (naprawdę od rana - w tygodniu od 7.00, w sobotę od 8.00). Po drugie mojej wizyty w tym miejscu.
Mowa o Mięta bistro & coffee bar, nowym lokalu, otwartym pod koniec listopada, znajdującym się w centrum, przy ul. Dworcowej 40.



Wchodzimy z Alą zmarznięte do bardzo jasnego miejsca, urządzonego w bieli i szarościach z odrobiną zieleni (łącznie z łazienką). Stoliki są trzy - dwa czteroosobowe, jeden dla sześciu, do tego przy oknach blaty z wysokimi krzesłami. Przy każdym stole stoją inne krzesła - nasze, ażurowe podobają mi się najbardziej ;) Charakterystycznym elementem jest ceglana ściana, pomalowana na biało. Do tego delikatne ozdoby w postaci półek z przetworami, sznurków, z których zwisają główki czosnku oraz bombki, zestaw dużych sztućców, wszędobylskich ziół czy ogromnego słoju z makaronem na środku naszego stołu i równie sporych solniczek i pieprzniczek.




Lada jest biała, do tego spory, przezroczysty bar z wystawionym jedzeniem. Menu jest wypisane na ścianie za ladą, kredą na czarnym tle. Dodatkowo w każdej potrawie jest wbita czarna tabliczka prezentująca główne składniki oraz cenę.
Menu zależnie do dnia jest inne, ale wybierając się można liczyć na pyszne, świeże kanapki, sałatki, coś słodkiego, wytrawne muffinki lub tarty, nietradycyjną zupę (np. pomidorowa na mleku kokosowym albo francuska cebulowa z grzankami serowymi), lunch (np. makaron z serami i szpinakiem) i przeróżne smoothie. Dzięki takiemu rozwiązaniu wiemy, że wszystko jest świeże. Jedzenie jest autorstwa pani Kasi, siostry mojej koleżanki ze szkoły, która tworzy także cudne torty pokryte masą cukrową.





My mamy szczęście, bo trafiamy na tydzień ze studencką promocją - kupując kanapkę dostajemy kawę gratis. Ja wybieram kanapkę z salami, serem, sałatą, pomidorem, czerwoną cebulą i majonezem. Ala bierze z łososiem, pastą łososiową, ogórkiem, sałatą i koperkiem. Obie w wersji na ciepło, więc są chrupiące, a mój ser się fajnie rozpływa ;) Nasze kanapki są po 7zł*, są także większe po 10zł.
Poprosiłam Alę o pożyczenie magazynu Smak, więc się z nim zapoznaję, rozmawiamy i pałaszujemy nasze kanapki, popijając kawą. Mięta kawę sprowadza świeżo paloną z Kofi Brand, więc znane mi napisy: "Fresh coffee tastes better" uderzają po oczach z różnych stron ;)




Po pewnym czasie podchodzi do nas pani z obsługi i pyta czy nie mamy ochoty na coś słodkiego, po chwili zastanowienia i obejrzenia menu Ala wybiera tartę, ale na słono (z bryndzą, cukinią, szpinakiem i świeżym tymiankiem), a ja decyduję się na kawałek tarty z karmelem, orzechami i gorzką czekoladą (wygrała z sernikiem londyńskim w odsłonie dietetycznej). Tarta Ali jest smaczna, chociaż kawałek, który biorę nie jest bardzo wyrazisty w smaku - podobno jednak im bliżej brzegu tym robiła się lepsza ;) Moja tarta bardzo mi smakuje, Ali już mniej, ale to z winy gorzkiej czekolady. Jednak kawałek jest dość spory (za 7zł), a że po kanapce byłam najedzona to "męczę" go praktycznie do końca naszej wizyty. Tarta jest też dość twarda, ale przy takich składnikach ciężko osiągnąć inny efekt ;)
Później pani podchodzi jeszcze raz, tym razem proponując świeży sok albo smoothie. Ala wybiera smoothie "pani mięta", ja mam wodę, więc dziękuję. Koktajl jest świetny, a ja kiedyś skuszę się na szpinakowy ;)





Przez lokal przewija się trochę osób, wiele z nich bierze jedzenie na wynos, a sporo gości to osoby starsze (co było dla mnie sporym zaskoczeniem). Miałam ogromną ochotę zamówić sobie zupę lub sałatkę, jednak nie miałam już miejsca w żołądku. Mam nadzieję, że niedługo znów odwiedzę Miętę i na pewno wypróbuję sałatkę, bo te zamawiane przez innych wyglądały obłędnie.
Ceny są przyzwoite. Co prawda na początku 7zł za kanapkę trochę mnie zastanowiło, ale kanapki są naprawdę bogate w składniki i można się nimi najeść. Tę za dychę mogłabym zjeść na obiad ;)

Minus to chłód, który wieje, gdy otwierane są drzwi. Dziwi nas trochę fakt, że bistro działa w tygodniu do 19, a w soboty do 15. Wiemy, że jest nastawione głównie na śniadania i lunche, ale ja z chęcią wpadłabym tam też na szybką kolację. Dodałabym też jeszcze jedną czy dwie pozycje do porannego menu - z ciepłych rzeczy można dostać rano mleko z mussli bądź pancakes. Może dla odmiany owsianka z domową granolą i owocami albo kasza manna?

Szłam tam z pozytywnym nastawieniem, bo wiedziałam, że to lokal, którego w Gliwicach brakowało. Wyszłam z jeszcze lepszymi wrażeniami ;) I muszę koniecznie wrócić w porze lunchu i zabrać znajomych. Gdybym miała krótko określić to miejsce to zgodziłabym się z jednym z napisów na ścianie - to miejsce jest świeże.


*część cen to 6.99 albo 9.99, ale prościej mi pisać pełną kwotę z dodatkowym grosikiem ;)

poniedziałek, 10 grudnia 2012

pierniczki doskonałe - czekoladowe

Do Gliwic przyjechała Mała K., a ja już od pewnego czasu planowałam upiec z nią ciasteczka. Okres przedświąteczny nadaje się idealnie na kuchenne zabawy, więc postanowiłam wykorzystać tę okazję do upieczenia świątecznych pierniczków. Pierniczki poleżą przez najbliższe 2 tygodnie, a w Święta będzie niespodzianka dla rodziny od Małej K. :) Zaanektowałyśmy kuchnię babci i zabawy miałyśmy pełno. Robienie ciasta, ugniatanie, wałkowanie (Mała K. miała nawet swój wałek!), wykrawanie i niecierpliwe czekanie aż pierniczki się upieką. Małe łapki sięgały po nie pomimo moich ostrzeżeń, że gorące. "Nie są gorące, są letnie. Czekoladowe, i jakie doooobre! Mogę jeszcze jedno ciasteczko?" 
Z racji tego, że u mnie w rodzinie nigdy nie było tradycji pieczenia pierniczków (tylko ciasteczek maślanych, które także później upiekłyśmy) postanowiłam sprawdzić przepis na pierniczki czekoladowe. Są przepyszne! Mieszanka czekoladowego smaku z aromatem korzennym zdecydowanie mnie przekonuje ;)


Składniki na kilka blach (u mnie dwie duże, koło 100 sztuk):
-3 i 1/3 szklanki mąki pszennej
-1/2 szklanki kakao
-3/4 szklanki cukru pudru
-3/4 łyżeczki sody oczyszczonej
-2,5 łyżki przyprawy korzennej do piernika (najlepiej domowej)
-szczypta soli
-skórka otarta z 1 pomarańczy
-180 g masła
-1 jajko
-3/4 szklanki melasy (ewentualnie golden syrupu lub płynnego miodu) - ja dałam kilka łyżek miodu 'stałego', bo moja rodzina taki właśnie kupuje, rozpuścił się bez problemu
-55 g gorzkiej czekolady, połamanej


Mąkę pszenną, kakao, cukier puder, sodę, przyprawę korzenną i sól - wymieszać i przesiać.
W garnuszku umieścić masło, melasę, czekoladę. Podgrzewać, mieszając, do rozpuszczenia i połączenia składników. Odłożyć do przestudzenia, choć mieszanka może pozostać lekko ciepła.
Do suchych, przesianych składników wbić jajko, dodać rozpuszczoną, lekko ciepłą mieszankę, skórkę z pomarańczy i zmiksować. Powstałą masę (może być na tym etapie klejąca) przełożyć do naczynia, zawinąć szczelnie folią spożywczą i odłożyć do lodówki na 1 - 2 godziny (lub dłużej). Pobyt w lodówce powinien sprawić że masa stężeje i nie będzie się kleiła.
Po schłodzeniu ciasto partiami wyjmować z lodówki i wałkować na grubość około 3 mm lub grubsze. Wykrawać dowolne kształty (u mnie były to serca).
Piec w temperaturze 180ºC przez 10 - 12 minut (grubsze odrobinę dłużej). Wystudzić na kratce.
Ja piekłam na blasze wysmarowanej tłuszczem i wysypanej kaszą manną. Studziłam bez kratki ;)







próbujemy wcisnąć zawartość stolnicy na blachę - udało się ;)



PS Taka mała świąteczna zmiana szablonu ;) Pod koniec grudnia wracam do poprzedniego.

sobota, 8 grudnia 2012

warsztaty z pierniczenia 6 grudnia

Kiedy napisała do mnie Aurora z pytaniem czy wezmę udział w wielkim dekorowaniu pierniczków w Opolu, moja odpowiedź mogła być tylko jedna. Z czasem i ustalaniem szczegółów okazało się, że akcja jest organizowana i sponsorowana przez Urząd Miasta w Opolu wraz ze stowarzyszeniem OPAK, będzie przeprowadzana 6 grudnia w jednym z centrów handlowych, do prowadzenia dekorowania pierniczków z dziećmi zostały oddelegowane opolskie blogerki - Delimamma i Bistro mama, ekipa ze szkoły gastronomicznej i ja, gościnny elf z Gliwic. Oprócz nas miał być Mikołaj, prezenty, malowanie buzi i inne atrakcje.
Moją podróż zaczęłam niefortunnie, w zasadzie to nie ja, tylko dzięki uprzejmości PKP tak się rozpoczęła. Ostatnio pociągami jeżdżę raz na kilka miesięcy i akurat mój wybrany pociąg musiał mieć opóźnienie, pół godzinne. Udało mi się dotrzeć do Opola, gdzie przywitała mnie śnieżna zamieć. Całe szczęście, że miejsce, do którego zmierzałam jest oddalone nieco ponad kilometr od dworca i że moja orientacja w terenie nie jest zła. Dzięki temu udało mi się dotrzeć w 10 minut, spóźniona tylko chwilę. Jednak zamiast dumnym krokiem elfa weszłam, czy raczej wpadłam, jak zmarznięta śnieżynka. Od razu dostrzegłam miejsce, gdzie miałam pracować - wrzaski, piski i tłumy ludzi. Znalazłam dziewczyny, przywitałam się i stwierdziłam, że nie wiem czy powinnam się w tej chwili pchać do stołu z pierniczkami, razem ze wszystkimi dzieciakami. Nie pozostało mi nic innego jak wyjąć aparat i zacząć pstrykać. W taki o to sposób upłynęły mi kolejne trzy godziny. Dzieciaki tworzyły cudeńka, niektóre sypały co popadnie, byle więcej, ale były także bardzo przemyślane pierniczkowe kompozycje. Był także konkurs, w którym Mikołaj wybierał najładniej udekorowane ciasteczka. Dzieci szalały podczas konkursów, wygrywając tonę słodyczy. I roiło się wręcz o małych Spidermanów i motylków ;)
Muszę przyznać - byłam wykończona, ale zadowolona. Ogarnięcie tego całego tłumu, odpowiadanie na milion pytań, na które nie znałam odpowiedzi. Próba uchwycenia jak najwięcej momentów, a przecież nie jestem fotografem i bałam się co mi z tego wyjdzie - kolorowo, dużo ruchu, sklepowe oświetlenie.
Akcja skończyła się tak, że akurat wbiłam się w dwugodzinną lukę z pociągami, więc do domu dotarłam po 22 i prawie padłam.

Poznałam wspaniałe dziewczyny, oprócz Justyny i Gosi przyszła także Ina z rodziną ;) Zjadałam pyszne pierniczki i piernik, i mimo całego chaosu, bo akcja kilkakrotnie przerosła moje oczekiwania, świetnie się bawiłam. Mam kolejne zdjęcie z Mikołajem do kolekcji i z chęcią wezmę udział w kolejnej takiej imprezie, jeśli Aurora mnie zaprosi ;)



























piernik specjalnie dla Mikołaja ;)