photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

niedziela, 31 marca 2013

Wielkanoc 2013


Nie o pogodę, nie o atmosferę,
nie o żółte tulipany.
Nie o jajka, nie o kaczkę,
nie o drożdżową babę.
O Niego.



***
2 serniki, 5 mazurków, 3 baby i baranek drożdżowy, do tego 2 bochenki chleba na zakwasie - podsumowanie mojej wczorajszej pracy. I naprawdę muszę włączyć regularny trening do harmonogramu, bo siedzenie w pracy + stanie w kuchni odbija się na moich plecach. 

piątek, 29 marca 2013

lunchbox love - curry i cukinia

Są dni kiedy nie mam czasu na nic i kiedy cieszę się, że mam 15 minut na zjedzenie obiadu, a nie nerwowe połykanie kanapki czytając instrukcję laboratoryjną. Wtedy dzień wcześniej przygotowuję dwa obiady, jeden z nich pakuję do lunchboxa i cieszę się następnego dnia, że mogę zjeść coś domowego, dość lekkiego i pożywnego. Tym razem w roli głównej cukinia oraz ryż curry, w towarzystwie kurczaka oraz papryki. 


Składniki na 2 porcje:
-dwie piersi z kurczaka
-cukinia
-1-2 papryki
-torebka ryżu
-curry, sól, pieprz, słodka papryka, ulubione przyprawy

Cukinię kroimy w kostkę, wrzucamy na rozgrzaną patelnię, po kilku minutach dodajemy paprykę i smażymy aż cukinia zmięknie. Następnie dodajemy pokrojonego kurczaka obsypane słodką papryką i smażymy aż mięso będzie gotowe. Doprawiamy.
Ryż gotujemy w wodzie z 2-3 łyżkami curry. 

***
Pierwsze dni praktyk za mną, powoli się wszystkiego uczę, żeby potem już móc normalnie pracować nad zadaniami :) Jednak przez to, że ostatnio głównie się nimi zajmuję, dzisiaj mam przyjść także popołudniu to atmosfera świąt uleciała. Na szczęście już jutro będzie wielkie pieczenie!



wtorek, 26 marca 2013

Wielkanoc 2013 - lemon curd

Niektóre wielkanocne pomysły wymagają ode mnie wcześniejszego przygotowania. Innym nic się nie stanie, jeśli poczekają tydzień w lodówce na swoją kolej, a w sobotę je tylko wyjmę i użyję zgodnie z przepisem.
Tegoroczne święta będą nieco kwaśne. Jeden z ulubionych kremów do tarty, słodki, ale łamiący słodycz smakiem cytryny. Lemon curd. Stoi zamknięty w słoiczku i czeka na swoją kolej, chociaż już mała premiera była. Jestem ciekawa co też wyjdzie na Wielkanoc z mojego pomysłu.


Składniki na słoiczek (myślę, że 300-400ml):
-2 cytryny
-2 jajka
-150g cukru
-100g masła

Cytryny i jajka parzymy wrzątkiem. Cytryny myjemy i ścieramy skórkę, a następnie wyciskamy z nich sok. Gotujemy w garnuszku z cukrem. Jajka wbijamy do miski i roztrzepujemy aż staną się nieco puszyste. Wlewamy do soku cytrynowego i stale mieszając gotujemy. Po chwili dodajemy masło i mieszamy aż krem zgęstnieje. Po wystudzeniu przelewamy do słoiczka i przechowujemy w lodówce maksymalnie przez 2 tygodnie.
Lemon curd używany jest głównie jako dodatek do ciast i deserów.


***
Weekend był bardzo przyjemny. Sobota spędzona głównie w domu na odpoczywaniu. Na szczęście udało mi się posprzątać mieszkanie w tygodniu, więc nie musieliśmy się tym zajmować przez weekend.  Pozostało zrobić zakupy, pooglądać filmy i przygotować się trochę do praktyk.
W niedzielę wczesna pobudka i pojechaliśmy do Wisły pojeździć na snowboardzie. Dzięki utrzymującej się mroźnej pogodzie warunki były bardzo dobre. L. był drugi raz w życiu na desce i pod koniec dnia bez większych problemów ładnie zjeżdżał. 
Dzisiaj jeszcze trzeba przeżyć koszmarne laborki i mogę zacząć przygotowania do świąt ;)

sobota, 23 marca 2013

ciacho marchewkowe

Pamiętacie grudzień i świąteczne ciasto marchewkowe? Tak zasmakowało u mnie w domu, że ostatnio musiałam przygotować je znów, bo za wszystkimi chodziło.
Zrobiłam je jednak w innej wersji. Tym razem wykorzystałam obecność świeżego ananasa w lodówce i wrzuciłam go trochę do ciasta. A na górę, zamiast lukru pomarańczowego, zrobiłam krem z serka naturalnego i bitej śmietany. I powoli myślę nad trzecią odsłoną tego ciasta ;)


Składniki na blachę 22cm:
-2 jajka
-2/3 szklanki cukru
-150ml oleju
-2 średnie marchewki
-kilka pokrojonych plasterków ananasa
-posiekane orzechy włoskie
-łyżeczka cynamonu
-1/2 łyżeczki sody
-łyżeczka proszku do pieczenia 
-szklanka mąki + 3 czubate łyżki

Piekarnik rozgrzewamy do 160 stopni. Marchewkę ścieramy na dużych oczkach, ananasa kroimy, a orzechy siekamy. Do miski przesiewamy mąkę, cynamon, sodę oraz proszek do pieczenia. W innej misce ubijamy jajka na puszysty, jasny krem przez ok 5-10 minut. Następnie dodajemy cukier i kiedy masa będzie już gładka to dolewamy olej. Stale mieszając dodajemy marchewkę, orzechy, ananasa i na końcu suche składniki. Pieczemy ok 50-60 minut.

Krem:
-150ml kremówki
-małe opakowanie serka typu Bieluch
-cukier puder do smaku

Kremówkę ubijamy z cukrem pudrem, dodajemy serem i mieszamy. Takim kremem przekładamy ciasto oraz smarujemy je z wierzchu.


***
Tydzień do Wielkanocy. 8 dni do kwietnia. A ja się pytam - jak to? Już? Czas uciekł, a na mnie czekają projekty, które trzeba szybko kończyć oraz ogarnięcie się, żeby uczelnia + praktyki w wymiarze 20-25h tygodniowo + dom, były wykonalne. I nowe plany treningowe. 
Dobrze, że powoli już kończymy Fringe'a, jeden zjadacz czasu mniej ;)

środa, 20 marca 2013

śniadaniowe love - bajgle

Domowe pieczywo to naprawdę jedna z najsmaczniejszych rzeczy na świecie. Do tego odpowiednie dodatki i pyszne śniadanie gotowe.
Tym razem stanęło na bajglach. XVII-wieczny wypiek, pochodzący z Europy Środkowej (być może nawet z Krakowa!), który zasłynął na świecie w XX wieku za sprawą Amerykanów.
W towarzystwie wędzonej makreli, rzeżuchy, dobrej szynki i jajek na twardo.



Składniki na 8-10 bajgli:
-3 szklanki mąki pszennej chlebowej
-2 łyżki cukru
-1 łyżeczka soli
-2dag drożdży
-ok 300 ml wody
-1 żółtko do glazury
-ziarna do posypania


W letniej wodzie rozpuszczamy drożdże. Do miski wsypujemy mąkę, sól, jedną łyżkę cukru oraz wlewamy drożdżowy roztwór. Wyrabiamy ciasto przez ok 5- 10 minut. Odstawiamy do wyrośnięcia na ok półtorej godziny.
Wyrośnięte ciasto dzielimy na 8 - 10 części i formujemy bajgle. Odstawiamy do wyrośnięcia na 30-40 minut przykryte ściereczką.
W dużym, płaskim garnku gotujemy wodę z drugą łyżką cukru. Wrzucamy bajgle i każdego gotujemy po 1-2 minuty z każdej strony. Wyciągamy, odsączamy i pozostawiamy do ostygnięcia. 
Smarujemy żółtkiem i posypujemy ziarnami.
Piekarnik rozgrzewamy do 200 stopni i pieczemy bajgle przez ok 15-20 minut. 

Pasta z makreli:
-wędzona makrela
-serek typu Bieluch
-nieco pieprzu

Makrelę staramy się jak najbardziej oczyścić z ości i przekładamy do miseczki. Dodajemy opakowanie serka i rozgniatamy widelcem. Dodajemy odrobinę pieprzu.

***
Patrząc na pogodę za oknem aż ciężko uwierzyć, że od dzisiaj mamy astronomiczną wiosnę. Zimowe szaleństwo, które niestety przy +2 stopniach szybko zamienia się w szarą breję.
Okna aż wołają o umycie, temperatura nie pozwala, a jak umyję to za 2 dni znów będą do mycia. Poczekają na wiosnę ;)

niedziela, 17 marca 2013

przepisy na Wielkanoc

Za dwa tygodnie Wielkanoc, więc ja zaczynam powoli planować moje wypieki. Pewnie część przepisów zamieszczonych na blogu się powtórzy, być może dojdą nowe, ale opublikuję je dopiero po Świętach, dlatego dziś wpis z krótkim przypomnieniem wielkanocnych przepisów. Może ktoś postanowi skorzystać i stworzyć coś nowego u siebie :)



Mazurki

Mazurki to moje ulubione wielkanocne słodycze. Chyba dlatego, że kruche ciasto należy do moich ulubionych - zarówno w przygotowaniu, jak i zjadaniu ;) W tym roku na pewno przygotuję mazurka orzechowego z polewą czekoladową (łatwo się domyślić, że skoro mój ulubiony tort jest orzechowo-czekoladowy to tak samo wygląda sprawa z mazurkiem) oraz mazurka z polewą kajmakową. Zastanawiam się też nad trzecim smakiem - macie może jakieś pomysły?



Babki

Dla mnie najbardziej tradycyjna forma wielkanocnych wypieków. W tym roku na pewno znajdzie się mała drożdżowa z bakaliami na mojej liście, a baby w większych formach będą niespodzianką ;)





Dobry sernik zawsze dobry ;) Jeszcze nie wiem jaki w tym roku znajdzie się na naszym świątecznym stole. Jeśli nie będę mieć czasu to pojawi się u nas sernik gotowany, taki sam jak w zeszłym roku. 
Rozważam też przygotowanie sernika kajmakowego, ale nie wiem czy nie za dużo tej słodyczy będzie. Pewnie stanie na serniku z Bożego Narodzenia, czyli małej wariacji na temat paryskiego sernika Davida Lebovitza. A może zrobię coś zupełnie nowego i niespodziewanego?




Zeszłoroczny eksperyment na tradycyjny deser z domowego twarogu pełnego bakalii. W tym roku raczej nie sięgnę po ten przepis, bo jednak moja rodzina lubi swoje własne tradycje, do których pascha nie należy. Jednak polecam każdemu spróbować kiedyś przygotować paschę, bo dla mnie była to świetna zabawa.



A jakie Wy macie plany i pomysły? Co się jada słodkiego w Waszych domach? Podzielcie się, bo chętnie skorzystam z nowych przepisów :)

***
W końcu nie wybraliśmy się na stok, bo mnie znów zaczął męczyć suchy kaszel, a L. jest przeziębiony. Za to korzystaliśmy ze słonecznej pogody w naszym mieście. Postawiliśmy na dobry obiad w domu (pstrągi z musztardą i pietruszką) oraz mały deser w kawiarni :)
Dzisiaj, jak to w niedzielę bywa, spotkania rodzinne. 

czwartek, 14 marca 2013

ossstrrrrry krem z pieczonej papryki

Tak jak zapowiedziałam po pierwszej wizycie w gliwickiej Mięcie - wpadam co jakiś czas. Najczęściej po kanapki, ale ostatnio odwiedziliśmy Miętę w porze obiadowej. Ja wybrałam małą sałatkę, L. wziął wrapa - były całkiem smaczne, ale bez szaleństw. Natomiast tym, co nas bardzo zaskoczyło była zupa dnia - tajski krem z pieczonej papryki. Krem, o którym już wiele słyszałam, ale wciąż nie miałam okazji go przygotować. Był przepyszny! Co prawda nie wiem czym objawiała się jego "tajskość", ale stwierdziłam, że koniecznie muszę spróbować przygotować go w domu. L. tylko dopowiedział, że powinnam dorzucić chili, żeby było ostro.
Krem jest bardzo sycący, delikatnie łączy słodki smak pieczonej papryki z ostrymi wrażeniami po czosnku i chili. L. stwierdził, że o to właśnie mu chodziło i muszę przygotowywać zupę częściej.



Składniki na 2-3 porcje:
-3 papryki (najlepiej 2 czerwone i jedna żółta)
-kilka ząbków czosnku
-pół papryczki chili (a jeśli ostry to Wasze drugie imię to nawet całą)
-ok 0,6l bulionu warzywnego
-oliwa, sól, liść laurowy
-dla złagodzenia smaku łyżka jogurtu greckiego przy podawaniu

Paprykę myjemy, kroimy na pół, wycinamy gniazda nasienne, układamy na blaszce, polewamy odrobiną oliwy, posypujemy solą i pieczemy w 200 stopniach przez ok 30 - 40 minut aż stanie się miękka.
Upieczoną paprykę wkładamy do foliowego woreczka, zawiązujemy i zostawiamy na 15 minut. Dzięki temu przy obieraniu skórka znacznie łatwiej będzie odchodzić.
Obrane papryki wrzucamy do gotującego się bulionu, dodajemy lekko rozgnieciony ząbek czosnku, liść laurowy, posiekane chili (jak zawsze ostrzegam - siekajcie w rękawiczkach i uważajcie na błony śluzowe!) i gotujemy przez 10 minut. Wyjmujemy liść laurowy oraz czosnek i odlewamy szklankę płynu. Dodajemy posiekany ząbek czosnku i wszystko miksujemy odpowiednią przystawką z ostrzami na krem. Jeśli wychodzi za gęsty - dolewamy nieco odlanego wcześniej bulionu. Jeżeli chcecie możecie jeszcze doprawić, ale nam nic więcej nie trzeba było :)
U nas został podany w towarzystwie quesadillas z kurczakiem i pomidorami.


***
Dzisiaj najgorszy dzień - 9 godzin na wydziale. Na szczęście przygotowane zarówno śniadanie jak i lunchbox. Ulubiona tortilla z wędzony łososiem, koktajl szpinakowy oraz kurczak curry z cukinią. 
A od jutra weekend! Zamierzamy w tym czasie wykorzystać resztki zimy, czyli jedziemy na stok :) L. razem z kolegami będzie startował w zawodach narciarskich dla informatyków :p A ja zamierzam zakończyć sezon snowboardowy. 

poniedziałek, 11 marca 2013

baba przedwielkanocna - jogurtowo-kakaowo

Jeszcze trochę i stanie się to tradycją - piekę baby jako przedsmak Wielkanocy. Rok temu była babka pasiasta. W tym , na prośbę L., upiekłam jogurtową z dodatkiem kakao.
Babka jak to babka, smakuje, ale bez szaleństw ;) Za to przypomina smaki dzieciństwa, kiedy tego typu ciasta często znajdowały się na niedzielnym stole. Z herbatą w małej filiżance i odrywanymi kawałkami z dużego talerza spędzałam popołudnia u dziadków.
Tylko tym razem coś warunki i sprzęt nie chciały współpracować, więc babka na zdjęciu zeszła na drugi plan.


Składniki:
-kubek jogurtu (ok 220g)
-150ml oleju
-2 szklanki mąki
-3/4 szklanki kakao
-szklanka cukru
-8g cukru wanilinowego
-2 łyżeczki proszku do pieczenia
-4 jajka

Piekarnik rozgrzewamy do 160 stopni. Formę do baby smarujemy masłem i wysypujemy bułką tartą. Jajka miksujemy z cukrami na puszysty, jasny krem. Następnie dodajemy jogurt oraz olej - mieszamy delikatnie. A potem stopniowo przesianą mąkę z kakao oraz proszkiem do pieczenia. Mieszamy jak najkrócej, do połączenia składników. Przelewamy do formy (ciasto powinno wypełniać ją do 3/4 wysokości) i pieczemy przez ok 50-60 minut.

***
Koniec tygodnia minął spokojnie. Wyleczyłam się z przeziębienia (poważnie, żadne leki tak nie działają jak tabletki na katar!), zgarnęłam kilka kwiatków od kolegów z okazji Dnia Kobiet oraz przygotowałam sporo pyszności w kuchni. 
Sobotę spędziliśmy w domu odpoczywając i sprzątając. Niedziela rodzinnie, wspominanie ferii i planowanie wakacji. 
Nowy tydzień, nowe siły. W tym tygodniu najgorszy będzie czwartek, bo najdłuższy. 

piątek, 8 marca 2013

przywołanie wiosny

Tak, nawet ja, wielbicielka zimy, zaczynam tęsknić za słońcem i lepszą pogodą. Wszystko przez szarzyznę za oknem, której wprost nie znoszę. W ostatni weekend, świętując zaległe urodziny Taty oraz dbając o Młodą przygotowałam lekki, wiosenny torcik. Jest banalnie prosty i myślę, że wiele z Was jadło go nieraz. Biszkopt z bitą śmietaną i galaretką z truskawkami. Roboczo został nazwany truskawkową falą, z racji wylania galaretki z truskawkami na niestężałą śmietanę ;)



Składniki na blachę 22cm:
-3 jajka
-pół szklanki mąki (80% pszennej + 20% ziemniaczanej)
-niecałe pół szklanki cukru
-250ml kremówki
-łyżeczka żelatyny
-dwa opakowania galaretki 
-opakowanie mrożonych truskawek
-konfitura truskawkowa

Piekarnik rozgrzewamy do 170 stopni. Jajka rozdzielamy na białka i żółtka. Białka ubijamy ze szczyptą soli na sztywną pianę, pod koniec dosypujemy cukru, a następnie dodajemy żółtka. Na koniec dosypujemy mąkę i delikatnie mieszamy. Wylewamy masę do formy wyłożonej papierem do pieczenia i pieczemy ok 25 minut. Wyjmujemy gorący biszkopt i upuszczamy na podłogę z wysokości 50-60cm. Wstawiamy do piekarnika, zostawiamy uchylone drzwi i pozwalamy ostygnąć.
Galaretki rozpuszczamy w ok 700ml gorącej wody i zostawiamy do ostygnięcia.
Biszkopt nasączamy herbatą i smarujemy konfiturą truskawkową.
Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie i zostawiamy do ostygnięcia. W tym czasie ubijamy kremówkę, pod koniec dolewamy żelatynę i przekładamy na ostudzony biszkopt. Wstawiamy do lodówki do stężenia (lub niepełnego ;)).
Do ostudzonej i lekko stężałej galaretki wrzucamy truskawki, ich temperatura spowoduje szybkie tężenie, więc po kilku minutach możemy wylać galaretkę na ciasto. Możemy też najpierw poukładać truskawki, a potem je zalać galaretką. Trzeba jednak pamiętać, że musi być ona nieco stężała, bo inaczej może przesączyć się przez ciasto i blachę!
Chłodzimy i przechowujemy w lodówce.


***
Dopadło mnie przeziębienie. Nie wiem czy z powodu pogody czy może z przewiania przez klimatyzację w trakcie niespodziewanej wycieczki do serwerowni w trakcie poniedziałkowej laborki, ale efekt jest taki, że w gardle drapie, nos zatkany, oczy mi się kleją ze zmęczenia całymi dniami. 
W ostatnim czasie byliśmy także w kinie na "Pamiętniku pozytywnego myślenia" - film fajny, ale bez szaleństw ;) Tak naprawdę najlepsze momenty zostały ujęte w zwiastunach. 

wtorek, 5 marca 2013

Oscypek

Niestety - nie będzie przepisu. Będzie kilka słów o koniach, kształtach i górach. Zainspirowana kilkoma różnymi wpisami oraz sobotnim wypadem na narty postanowiłam poruszyć problem serów górskich. Wiem, nie pozjadałam wszystkich rozumów, nie jestem najmądrzejsza, wciąż niewiele wiem i sama popełniam liczne błędy. Jednak jestem świadoma, że w świecie kulinarnym stwierdzenie: "Koń jaki jest, każdy widzi" nie zawsze ma zastosowanie. Najprostszym przykładem mogą być mąki i zdziwienie znajomych, kiedy mówię im, że z tej mąki to im nie wyjdzie to, co planują upiec ;) Ale nie o mące, a o polskich, górskich serach, których jestem wielką fanką. O oscypkach.

Pewnie część z Was wie do czego zmierzam. Jeśli jednak nie wiecie, pewnie należycie do grupy osób, które mianem "oscypka" nazywają każdy ser zakupiony na charakterystycznych stoiskach w górskich miejscowościach. Jest to dość popularna przypadłość, także w kulinarnym świecie.
Czy stojąc przy stoisku z tabliczką "Oscypki" przeczytaliście kiedyś nazwy poszczególnych koszyków? Mi się to rzadko zdarza, bo zazwyczaj ich tam nie ma - są podane tylko ceny i tylko na nie większość turystów zwraca uwagę. Na tych stoiskach większość to NIE są oscypki. Co więcej, jeśli kupujecie coś w zimie to nie znajdziecie tam ani jednego oscypka. Dlaczego?

Oscypki wyrabiane są z mleka owczego, od późnej wiosny do wczesnej jesieni i nie mają jak się zachować aż do środka zimy. Mają kształt wrzecionowaty, długość ok 20cm i kolor słomy. Tradycyjnie leżakowały w solance i były wędzone nad paleniskiem.

żródło: Wikipedia

Najczęściej z oscypkiem mylona jest gołka tzw. ser gazdowski - ser wyrabiany z mleka krowiego, metodami podobnymi do oscypkowych, w kształcie walca. 

żródło: Wikipedia

Na stoiskach często można kupić małe serki (moje ulubione ;)), które zazwyczaj wytwarzane są z pozostałości po wyrobie oscypków - redykołki. Jednak i z tą nazwą należy uważać, bo skoro oscypków nie można dostać zimą to jakim cudem mielibyśmy dostać ich wersję mini? 


Na stoiskach można dostać także mniej popularne sery: korbacze - czyli warkocze z podłużnych pasków sera, bryndzę i bundz. 



***
Weekend spędzony intensywnie. W sobotę byliśmy na nartach w Szczyrku, niestety w drugiej połowie dnia warunki były tak kiepskie, że aż mnie kolana zaczęły boleć, a na ogół na stoku na nic nie narzekam. Mam jednak nadzieję, że nie był to jeszcze ostatni wypad w sezonie. Wieczorem trzeba było posprzątać nasz mieszkanko, bo w tygodniu nie starczyło czasu. W niedzielę spotkania rodzinne, opowieści o feriach naszych i innych. I przyszła moja nowa tele-zabawka - Ace 2 ;) 
Wczoraj koszmarny poniedziałek, tj. poranny wykład i popołudniowe trzygodzinne laboratoria. A pomiędzy oczywiście mega okienko. Nie lubię mojego planu w tym semestrze, bo za dużo długich okienek mamy, ale co poradzić. Dziś tylko spotkanie projektowe i czekam na jutrzejsze popołudnie, na wykład(sic!) ze sztucznej inteligencji. 
I zaczęliśmy 2 sezon Fringe'a - tak nam się spodobało :) 

piątek, 1 marca 2013

paleo love - brownie

Post o paleo wzbudził dyskusję pomiędzy mięsożercami a wegetarianami. Nie zamierzam dziś do tego znów doprowadzać, bo mam przepis, który powinien odpowiadać wszystkim ;)
Może ciężko w to uwierzyć, ale da się przygotowywać ciasta i ciasteczka wciąż będące "paleo" - bez tradycyjnej mąki czy cukru. I co więcej - dalej są pyszne :) Zaczęłam od brownie - nie jest klasyczne, bo bez czekolady (z uwagi na zawartość cukru czy soi), za to z dużą dawką kokosowych składników.
Jedyny minus takich słodyczy - większość to dość niestandardowe składniki, które w porównaniu do tradycyjnych są dość drogie.


Składniki na blaszkę 16-20cm:
-1/2 szklanki oleju kokosowego
-1/2 szklanki dobrej jakości kakao
-1/2 łyżeczki cynamonu
-1/2 szklanki mleka kokosowego
-jajko
-2 łyżki miodu
-3/4 szklanki mąki migdałowej

Piekarnik rozgrzewamy do 180 stopni. Jeżeli Wasze mleko lub olej mają konsystencję raczej stałą to należy je przełożyć do garnuszka i podgrzać aż się roztopią. Następnie dodajemy pozostałe składniki, wszystko razem mieszamy. Formę wykładamy papierem do pieczenia, wylewamy ciasto i pieczemy ok 20-25 minut.


***
Tydzień upłynął głównie pod hasłem zbierania pozostałych wpisów do indeksów. Nie obyło się bez przygód, ale udało się. Wczoraj pół dnia spędziłam z Małą K., która jest na kilka dni u babci. Były oczywiście wygłupy, zabawy moimi włosami, plac zabaw, nauka wierszyka i przytulanki. Aż ciężko mi uwierzyć, że za niecałe 2 miesiące będziemy świętować 4-te urodziny!
Zaraz się zbieram na wykład z socjo, a potem spotkanie z przyjaciółką z dzieciństwa. Wieczorem idziemy do moich rodziców i otwieramy pierwszą paczkę z serami do fondue :)