Rodzicielka jest z pokolenia Matek Polek. Kobieta pracująca zawodowo, drugi etat w domu, odchowała dwójkę dzieci (wydanych na świat siłami natury), w domu posprzątane, dwudaniowy obiad, często w trzech, bądź czterech wersjach. Bo Tatuś woli mięso, my z Rodzicielką szpinak, a Młoda najlepiej knedle z owocami albo pierogi ruskie. I wzbudza to we mnie od pewnego, bardziej świadomego, czasu podziw. Szczerze mówiąc, to nie wiem czy mi by się tak chciało. Na szczęście, nie muszę jeszcze tego sprawdzać, bo L. nie marudzi, a grzecznie i ze smakiem zjada to, co mam ochotę zrobić na obiad :) Jednak są rzeczy, przy których muszę uważać - ananas oraz krewetki, czyli morskie robale, bo jak się okazało tego połączenia L. nie ruszy. Bardzo lubię owoce morza, jednak doskonale zdaję sobie sprawę, że trzeba umieć je przygotować, dlatego sama sięgam po najmniejsze krewetki, koktajlowe, bo z nimi łatwo się obchodzi. Z tą myślą postanowiłam przygotować sos słodko-kwaśny z krewetkami. I powiem, że wyszedł o wiele lepiej niż przy moim pierwszym podejściu, z kurczakiem.
Składniki na dwie porcje:
-250g krewetek
-pół puszki ananasa/mała puszka
-papryka
-mała cebulka
-imbir
-chilli
-curry
-pieprz
-sos sojowy
-ocet ryżowy
-mąka kukurydziana
-sok z cytryny
Paprykę myjemy i kroimy na drobne kawałki, wrzucamy na rozgrzany wok i smażymy. Po chwili dodajemy posiekaną cebulę i smażymy kilka minut. Dolewamy sok z ananasów (w zależności od wielkości puszki albo z całej albo z połowy), wrzucamy ananasy i krewetki, dusimy kilka minut. Dolewamy pół łyżki soku z cytryny i doprawiamy niewielkimi ilościami do smaku - pieprzem, papryką, chilli, curry i imbirem. Dosypujemy trochę (pół łyżki?) mąki kukurydzianej, żeby sos zgęstniał. Podajemy z ryżem albo z makaronem sojowym.
***
Mogę zacząć spokojniej oddychać. Na wczorajszym kolokwium było kilka podobnych zadań co ostatnio, więc są szanse, że dostanę magiczne 3-, do tego wyjaśniła się sprawa z plagiatem. A z "zapomnianego" zeszłotygodniowego egzaminu mam 3.5, bo z kolokwium miałam dobrą ocenę. W piątek jeszcze zadania z elektroniki i pozostaje mi liczyć na to, że wyniki będą w porządku.
Wieczór spędzony z książką i ginem z tonikiem :)
Na 10.00 wybieram się na zumbę, a następnie lecę z indeksami po część wpisów. Czy tylko u mnie są prowadzący, którzy wymuszają na studentach trzykrotne przyjście na uczelnię, żeby załatwić jeden wpis?
Uwielbiam krewetki :D mój tata jest ekspertem w robieniu koktajlu krewetkowego mmmmm pycha. I paluszki krabowe lubię- w każdej postaci, a najbardziej w cieście na naleśniki :) Super, że juz prawie jestes po zaliczeniach, kolokwiach i egzaminach :)
OdpowiedzUsuńJa probemu z wykładowcami nie miałam. Nie musiałam nigdy po kilka razy jeździć po wpis. Zawsze szło szybko i sprawnie :)
To ja kiedyś do Was przyjadę na ten koktajl :D
UsuńPrzyzwyczaiłam się już, że niektórzy życzą sobie, żeby iść do ćwiczeniowca po ocenę, a do prowadzącego przedmiot po podpis. Zazwyczaj się się to sprawnie załatwić, w ciągu jednego dnia. Ale pewna pani odsyła studentów do innych prowadzących, a potem trzeba się dwa razy wybrać do niej, żeby zostawić i odebrać indeksy na różnych konsultacjach.
Zapraszam :)
UsuńRaz miałam problem z jedną babką... Nie odsyłała mnie wprawdzie do iinych wykładowców, ale za każdym razem kazała przychodzic mi innego dnia, bo coś tam, coś tam. I w końcu umówiła sie ze mną już na "konkretny" termin, przyjechałam 300 km tylko po ten wpis i sie okazało, że babka nie pojawiła się, to był chyba lipiec. W październiku zwrócilam sie do dziekana i okazalo się, że owa wykładowczyni została zwolniona m.in. za brak oddanych dokumentów. Ponoc "zostawiła wielki burdel w papierach" (slowa pani z dziekanatu) i nie tylko ja mialam problem z wpisem od niej. W końcu uzyskałam wpis od Pani Dziekan :) to byl jedyny i mam nadzieje ostatni problem z wpisami.
Ale pociągnęli ją do odpowiedzialności. A ja mam wrażenie, że na naszym wydziale prowadzący mogą wyprawiać co im się podoba, bo nawet skargi od studentów i kontrole nie skutkują. Ta sesja to momentami paranoja, i są dwa zakłady, które królują w uwalaniu studentów i uprzykrzaniu im życia.
UsuńPysznie wyglada!
OdpowiedzUsuńI świetnie smakuje ;)
Usuńu mnie dzisiaj ryż z sosem słodko-kwaśnym z dodatkiem ananasa ;-)
OdpowiedzUsuńSmacznego!
UsuńMama moja z tego samego pokolenia - trójka dzieci, praca na trzy zmiany i mąż bezużyteczny, a w domu czysto, dzieci zadbane i ona też, dwudaniowy obiad na stole, ciasto na deser - ja bym tak nie potrafiła, chociaż... gdybym musiała... Ale nie muszę i nie chcę musieć.
OdpowiedzUsuńOwoce morza uwielbiam - na pizzy i w sałatce popijanej białym winem.
Wykładowcy? Ech, szkoda gadać... Choć trafiają się i tacy w porządku.
Nie mogę powiedzieć, że mój tato jest w domu bezużyteczny, ale jak to z mężczyznami bywa - trzeba przypominać i poprosić, bo od siebie to raczej nic nie zrobi.
UsuńW Gliwicach w jednym miejscu podają przepyszną sałatkę z owocami morza ;)
Moja mama też z tego pokolenia :-)
OdpowiedzUsuńZa to ja nie lubię morskich robali w żadnej postaci :)
Też mam w rodzinie opornych na morskie stworzenia. Ja uwielbiam i do tego lubię próbować nowości (pisałam kiedyś o ślimakach z grilla u rodziny, pycha!).
UsuńNiestety musisz trochę pobiegać z tym indeksem...
OdpowiedzUsuńA tak mi się nie chce...
UsuńŚwietny przepis:) Kocurzasty - wielbiciel krewetek - już się cieszy! :D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie smakowało ;)
UsuńJeszcze do niedawna nie przepadałam za krewetkami:) Dopóki mój Mąż nie zaczął ich przyrządzać po swojemu: w sosie cytrynowo- ziołowym, z dodatkiem koperku i przypraw:) Nie wiem, jak on to zrobił, ale dziś się nimi zajadam:)
OdpowiedzUsuńTrzeba mieć dobry sposób i można zmieniać gusta kulinarne ;)
UsuńKilka razy próbowałam słodko-kwaśnego sosu i takichże dań i niestety nie przemawiają do mnie. Póki co to nie moje smaki, ale całkiem możliwe, że kiedyś się to zmieni ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję zaliczeń :) i tego spokojnego oddechu :D
Ach i zapomniałam dodać, że jestem pełna podziwu dla Twojej mamy! Nie dość, że dwa dania (ja rzadko to robię, ale też głównie dlatego, że w naszej rodzinie często po dwóch daniach jesteśmy objedzeni;) ) to jeszcze RÓŻNE! Moi rodzice, brat i ja wcinamy wszystko, więc Mama spokojnie gotuje wszystkim to samo ;). Czasem robi wyjątek dla swojej synowej ;)
UsuńCzasem się smaki zmieniają :)
UsuńWiadomo, że nie codziennie były różne dania, ale jednak sporo takich dni się zdarzało (nawet jak nie były to 4 różne obiady, to np. 2).
Mi by się nie chciało.
Ja nie jadłam jeszcze krewetek, jakoś nie mogę się przełamać żeby spróbować. Mój mąż lubi, ale ja nawet nie próbowałam nic w domu zrobić :-)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować w miejscu, gdzie je robią dobre :) U nas jest fajna knajpka orientalna i tam są świetne krewetki i kalmary - panierowane, pieczone na głębokim tłuszczu, z sosem i ryżem.
UsuńJeszcze nie odważyłam się na spróbowanie krewetek :) Może spróbuję.
OdpowiedzUsuńNie tylko u was tak trzeba latać z indeksami :)
Czasem niesamowicie mnie denerwuje podejście prowadzących, ale jedyne wyjście to cierpliwość ;)
UsuńFujjj nienawidzę owoców morza...! Oprócz malutkich krewetek na pizzy ale to też rzadko...
OdpowiedzUsuńTe to są te malutkie właśnie :) Owoce morza to dość specyficzny smak, i wciąż mało popularny.
UsuńKrewetki i ananas to nie zestaw dla mnie... ewentualnie pizza z krewetkami może być,albo hawajska z ananasem,ale obie oddzielnie ;P
OdpowiedzUsuńA ja bardzo lubię to połączenie :) Na pizzy również.
UsuńOch lubię lubię robale :D
OdpowiedzUsuńMatka Polka? Ech... Skąd ja to znam? Tyle, że moja teraz przeszła do roli Babci ;)
W Hemi jest dobra sałatka, nazywamy ją sałatką z potworami ;)
UsuńMoja Rodzicielka będzie typową babcią, ale to za kilka lat dopiero.
NIe przepadam za owocami moza ni ja ani maz wiec mam zglowy taki trud :P
OdpowiedzUsuń