Mała K. uwielbia naklejki. Zwierzątka, literki, chmurki, grzybki, przedmioty, postacie...Naklejki sprawiają niesamowitą przyjemność, zarówno jej jak i osobie, która się z nią wtedy bawi. Raz kupiłam jej książeczkę, gdzie było kilka historii o księżniczkach i trzeba było je uzupełniać naklejkami. Ulubioną bajką była ta związana z jedzeniem. I przyznam, że dość często towarzyszyła nam przy obiedzie, bo chociaż Mała K. lubi jeść, to czasem ma swoje grymasy (zazwyczaj dotyczą tego, że nie ma mięska na widelcu/łyżce, bo mięsko jest najbardziej ukochane i zawsze musi być).
Historia była o księżniczce Justynie. Justyna była małą, rozkapryszoną dziewczynką. Nie lubiła kanapek, nie lubiła marchewek czy innych warzyw, ani także owoców. Obiady też jej nie smakowały. Bo mogłaby całymi dniami jeść tylko słodycze - cukierki, czekoladki, ciastka i całą resztę. Jestem przekonana, że gdy ma się dziecko niejadka z zamiłowaniem do słodyczy, próba nakarmienia go czymś "konkretnym" jest dość rozpaczliwa. Dlatego znam mnóstwo przepisów, żeby dzieciom przemycić pewne składniki w jedzeniu, pod przykrywką tzw. "słodkich obiadów". Jednak tym razem mam przepis na obiad, który uwielbiałam w dzieciństwie. Dalej go lubię i byłam zachwycona, kiedy oglądając książkę Pawła Lorocha - Dania na piątki, znalazłam ten prosty przepis. Chociaż przyznam szczerze, że mistrzowskie podaje pan Andrzej w "Willi Księżówce" w Wiśle (zaprzyjaźnione miejsce wyjazdów parafialnych). Zazwyczaj lądowały na kolacji, a wszystkie panny na wiecznej diecie patrzyły z niedowierzaniem jak pochłaniałam kolejne dokładki.
Pierogi czy też kopytka leniwe. Najlepsze z masełkiem i cukrem, chociaż w Krakowie podaje się je z bułką tartą. A dzisiaj, specjalnie kuszące i nietypowe jak na obiad, bo z czekoladą!
Porcja dla dwóch osób:
-pół kilo białego sera (u mnie 40:60 tłusty z półtłustym)
-1,5 szklanki mąki
-jajko
-łyżeczka soli
-łyżeczka cukru
-3 łyżki masła
-cukier, masło, cynamon, czekolada
Biały ser kruszymy do dużej miski. Można przecisnąć przez praskę, ale mi się nie chce tak bawić. Dodajemy jajko, szklankę mąki, sól, cukier i masło. Wszystko razem zagniatamy. Gdzieś z boku mamy pół szklanki mąki, możemy jej trochę dosypać do masy, ale dla mnie 1,5 szklanki mąki to za dużo, dlatego zazwyczaj dosypuję niewiele z tej "połówki". Im mniej mąki tym lepiej, będą bardziej miękkie i serowe. Uwielbiam kiedy widać w przekroju, że w środku ciasta jest pełno sera. Z ciasta formujemy podłużne walce, rozpłaszczamy je i kroimy skośnie na kawałki.
Wrzucamy na wrzącą wodę z łyżką masła i gotujemy aż do wypłynięcia. Podajemy z czym chcemy - z masełkiem, z cukrem, z cynamonem albo z rozpuszczoną czekoladą.
***
Jak widać robota pali mi się w rękach (i w głowie) ;) ale jest tyle ciekawych dań do spróbowania i przepisów do wykorzystania, że korzystam kiedy mogę!
Dzisiaj byłam u laryngologa, prawie 2,5h spędziłam w szpitalu. Dalej nic nie wiem, oprócz tego, że mam lepsze ucho prawe od lewego. Zamknęli mnie w dość szczelnej kabinie za słuchawkami i kazali przyciskać guzik, kiedy usłyszę dźwięki. A że były ciche i takie piszczące to czasem się zastanawiałam czy naprawdę coś słyszę czy tylko mi się uroiło. I muszę jeszcze się wybrać na rtg kręgosłupa. Do końca roku będę najlepiej zbadanym człowiekiem na świecie chyba.
Idę zrobić sos do gołąbków od dziadka i smalec! Potem siadam nad skryptem z układów cyfrowych, to już będzie taki mój wtorkowy rytuał. Jutro zajęcia mam dopiero na 14.15, do 18.00 (planowo, w zeszłym tygodniu była to 18.15), a po zajęciach idziemy z L. i moją mamą na lodowisko :)
Dopisane, g. 18.20
Oglądałam dzisiaj przepisy na kwestiasmaku.com, a teraz weszłam na mojewypieki.blox.pl - dziewczyny używają takich samych talerzy jak ja :D
Ależ to apetyczne! Przypomniało mi się, jak moja babcia robiła podobne cudeńka... Ech, smak dzieciństwa:)
OdpowiedzUsuńLubię takie dania, proste i przyprawione wspomnieniami!
OdpowiedzUsuńGołąbki, ale mi smaka narobiłaś! Już wiem co jutro kupię- kapustę i mięso mielone i będą w czwartek gołąbki :-))
OdpowiedzUsuńO leniwych z czekoladą nie pomyślałam, ale myślę, że na pewno moim dziewczynom i nie tylko im (mężnemu) przypadłyby do gustu, do smaku :D
Uuu, sezon na łyżwy ^^ a jak zdrowie? co sie dzieje? zdjęcia jak zawsze przepyszne i mam nadzieję, że i ja kiedyś skosztuje Twoich wypieków i nie tylko :D
OdpowiedzUsuń3maj sie :*
Kalina, sama uwielbiam słodkie obiady, więc staram się wymyślać różne nowości dla starych przepisów ;)
OdpowiedzUsuńA gołąbki też bardzo lubię!
Kejti, zawroty głowy miewam, takie dość długotrwałe. No to musisz przyjechać do Gliwic - przejdziemy się na lodowisko i upiekę/zrobię coś dobrego!
Kochana... przeczytałam... i siedzę od pół godziny nie wiedząc co napisać. Wybacz. Nie mogę dziś myśli zebrać.
OdpowiedzUsuńNapiszę tylko, że z chęcią zjadłabym takie cudeńko! Z chęcią bym je ugotowała. Ale nie opłaca mi się. Kiedy przez tyle dni jestem sama.
Cóż, te talerze są po prostu boskie! :D
OdpowiedzUsuńA pierogi, nawet boższe (jeśli istnieje takie słowo!), Kasiu trzeba się spotkać raz jeszcze - na te pierogi właśnie! :D
Crystal, akurat te kopytka są prościutkie i da się zrobić porcję dla jednej osoby ;) Ale rozumiem, też bym nie gotowała, gdybym nie miała L.
OdpowiedzUsuńAurora, to mamy się spotkać na te pierogi i jeszcze na sushi! Zaraz nam wyjdzie, że powinnaś się przeprowadzić do Gliwic (albo ja do Ciebie), bo trzeba będzie jeść wspólne obiady ;P
zazdroszcze takiego zapału do gotowania i przygotowywania takich smakołyków :)
OdpowiedzUsuńDla chcącego nic trudnego ;) tylko najpierw trzeba chcieć i znaleźć trochę czasu :pp
OdpowiedzUsuńTa księżniczka Justyna to chyba damskawersja mojego siostrzeńca - też straszny niejadek z niego. Po cioci tak ma :-) A mnie szlag trafia, że podczas weekendów u mnie je prawie nic, jednak do jedzenia go nie zmuszam, bo jako były niejadek wiem, jak to na nerwy działa. Stawiam przed nim jeden z jego ulubionych smakołyków i albo zje, albo nie, a jak nie, to za jakiś czas sam poprosi.
OdpowiedzUsuńKopytka - kluski leniwe. U mnie to dwie różne potrawy, te drugie z większą ilością sera i cukru, ale co kraj/region, to obyczaj :-)
Też jestem lekko głucha ne lewe ucho. Na prawe zresztą też, ale trochę mniej. Norma to 20 decybeli, a mi potrzeba 30-40 czasem i też momentami miałam wątpliowśi, czy naprawdę coś w słuchawkach słyszę, czy nie.
Pamiętam jak raz mnie pani chciała nakarmić na siłę na zielonej szkole. Po godzinie wymiękła i pozwoliła mi iść :pp
OdpowiedzUsuńU nas też są tradycyjne kopytka - robione z ziemniaków, podawane do gulaszu, mięsa (bardziej na słono). A druga sprawa to "leniwce" - o których mówi się z różnymi przedrostkami (pierogi, kluski, kopytka). Takie nazewnictwo ;)
kopytka... MNIAM.!! pyszności :)
OdpowiedzUsuńJa gotuję. Niemalże codziennie. Ale takie bardziej przyziemne rzeczy jak pomidorowa, ogórkowa, kurczak czy schabowy. Znam kilka naprawdę dobrych i sprawdzonych przepisów, które może kiedyś uda mi się jeszcze wykorzystać ;-)
OdpowiedzUsuńBombelka, lubię to!
OdpowiedzUsuńCrystal, może czas na zmiany? Albo zmianę raz na jakiś czas ;) I zapewniam Cię, że większość moich potraw to proste rzeczy, ale nie chcę ciągle jeść takich "standardowych" rzeczy, więc wymyślam nowe :)
uwielbiam, a nie lubię ;P
OdpowiedzUsuńWczoraj usiadłam nad gazetami typu pani domu, kilka ciekawych przepisów przykuło moją uwagę :) Ale muszę się jakoś w sobie zebrać!
OdpowiedzUsuńChyba miesiąc temu kupiłam pomysł na nugettsy z sosem czosnkowym i do dziś jeszcze tego nie zrobiłam, szczyt lenistwa normalnie :P
Nuggetsy są super! Staram się ograniczać wszystkie potrawy z proszku, więc skoro już panierka jest z torebki to sos robię własnoręczny (albo czosnkowy albo ketchup + trochę majonezu + troszeczkę soku z cytryny) :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie wiem, że są super! Ale nawet taka perspektywa nie przekonuje mnie do tego, żeby się zawziąć i je zrobić :)
OdpowiedzUsuńMasz jakiś specjalny przepis na sos czosnkowy? ;-)
http://siksowna.blogspot.com/2011/08/may-misz-masz-czyli-lubimy-jesc-iii.html :) Z tego co wiem to było przy potrawach "dietetycznych", więc przepis jest na jogurcie, ale zazwyczaj robię na serkach typu Bieluch :)
OdpowiedzUsuń