Oglądając Dzień dobry TVN kilka dni temu natknęłam się na rozmowę o mandatach za przeklinanie w miejscach publicznych. Może to śmieszny pomysł, ale myślę, że niektórym by się przydało zapłacić kilka stówek, to może by zmądrzeli. Pytanie tylko czy nie za późno dla nich na naukę? Bo tutaj nie chodzi o "człowiek uczy się przez całe życie", a raczej o to, żeby małego człowieka nie uczyć od początku życia pewnych rzeczy.
U mnie w domu nie istniały przekleństwa, a przynajmniej nie przy dzieciach. Pamiętam, że będąc w I gimnazjum (miałam lat 13) nie miałam pojęcia co znaczy słowo "pedał". Jednak u naszych sąsiadów z bloku naturalne było używanie przez dzieci delikatniejszych wulgaryzmów. I przykro mi się robi, kiedy przechodzę obok mojej podstawówki i słyszę wychodzące z niej dzieci, zastanawiając się przy okazji czy uda mi się uchronić od tego moje (o ile będzie dane mi je posiadać).
Mając możliwość wlepienia mandatu za przeklinanie w miejscu publicznym, na pewno dałabym do pewnemu tatusiowi wychodzącemu wraz z ciężarną żoną i 3-letnią córką z gliwickiego starostwa. Jego słów nie będę przywoływać, ale mam wrażenie, że część rodziców nie ma pojęcia jak inteligentne i pojętne są ich dzieci, a łacina podwórkowa na pewno nie wspomaga ich rozwoju w dobrym kierunku. Podobnie jak paląca mama w ciąży...
Często także słyszę, jakie to obecnie dzieci są niegrzeczne i nie jestem przekonana, że to problem braku kar fizycznych, a raczej samych rodziców, którzy mają mało czasu, używają telewizji i komputera do wychowania dziecka, nie zwracając uwagi na treść programów albo tłumiąc dziecko, które później musi gdzieś odreagować. Siedziałam w poczekalni u mojego rodzinnego, jest on przede wszystkim pediatrą, więc przyjmuje w przychodni dziecięcej. Koniec lata i początek jesieni to znana pora chorobowa, więc dzieciaków było sporo, jednak wszystkie grzeczne, spokojne i bawiące się między sobą. Problemem stali się rodzice - nerwowi, narzekający i wiedzący wszystko najlepiej. I rozumiem, że ktoś się śpieszy do pracy, dziecko ma gorączkę i to na pewno "coś tam coś tam", bo tak wyczytali w internecie, ale czy mogliby być trochę ciszej? Dowiedziałam się, że pewna pani zjada 2 ząbki czosnku na śniadanie, pije herbatę malinową i sok z cytryny i tabletki to największe zło świata, ale takiemu maluchowi nie można dać czosnku. Następnie rozmowa (chociaż bardziej był to monolog) potoczyła się w stronę sześciolatki, która poszła do szkoły z plecakiem z Hello Kitty (w środku jeszcze zeszyty, piórnik i portfel z tej serii) i jak to firmy wykorzystują dzieci, żeby robić wielką kasę. I do tego te komuchy to chcą wyprowadzić religię ze szkoły!
Jak weszłam do lekarza to nie wiedziałam co mi dolega, ale powinnam się zapytać tej pani, bo ona na pewno by wiedziała tylko na mnie patrząc.
***
Pierwszy dzień roku akademickiego spędzony w gronie przeróżnych znajomych i na hali OSiRu, bo trzeba było się zapisać do sekcji na wf. Dalej będzie to judo :D Do kina w końcu nie poszliśmy, bo trzeba było załatwić kilka innych spraw i jakoś to z głowy wyleciało.
Dzisiaj od 8.00 do 16.15 z kilkoma krótkimi przerwami mam milion wykładów, z których część trwa 20 minut, a innej są już prowadzone normalnie i to na zasadzie "nie ogarniam o co chodzi", bo tylko u nas przechodzą z alfabetu Morse'a do logarytmów. A przestrzeń probabilistyczna po niemiecku pewnie by się nazywała "probabilischenlebensraum". A jak mowa o prawdopodobieństwie to szacuję, że będę chodzić na trzy wykłady w środku całego cyklu, bo wydają się być godne uwagi. Po piętnastu minutach skończył się ostatni wykład z programowania, który był dość zabawny, bo nic się nie dało włączyć i "to wszystko przez Tuska". Muszę w tej chwili wspomnieć, że mamy wspaniałe trzy nowe aule, świeżo po remoncie, gdzie znajdujemy się w towarzystwie super fajnych sprzętów, paneli dotykowych i innych takich cudnych rzeczy, ale na razie nikt tego nie umie obsługiwać. Zaraz idę zjeść niezdrowy obiad w wydziałowym bufecie, poczytam czekają na L. i mamy zamiar skoczyć na lodowisko, bo jest otwarte już od soboty. A jutro po porannym wykładzie - ZUMBAAA! Strasznie się cieszę, bo ostatnio miałam przymusową przerwę od zajęć.
Muszę też rozplanować sobie kilka wydatków na najbliższy czas, jak ja nie lubię wydawać pieniędzy :pp
Postanowiłam wziąć udział w zabawie, do której zaprasza Kocia dama na swoim blogu :) Pięć ulubionych czynności:
1. Jedzenie i gotowanie :D Nie wyobrażam sobie bycia na diecie, za bardzo lubię kucharzyć i próbować smakołyków. Szczęśliwie na razie nie ma to poważnych skutków na mojej figurze i mam nadzieję, że tak pozostanie jak najdłużej :)
2. Ćwiczenie - ciężko mi żyć bez ruchu. Owszem, zdarzają się dni, że nie ruszam nawet małym palcem, ale staram się ćwiczyć w domu, jeździć na rowerze, rolkach, nartach, łyżwach, desce, chodzić na zumbę. I ogromną przyjemność sprawia mi poznawanie nowych dyscyplin ;)
3. Jeżdżenie samochodem. Prawo jazdy mam od ponad 1,5 roku i bardzo lubię prowadzić. Myślę, że mam spore szczęście, bo zarówno mój tata i L. dają mi bez oporów swój samochód, jeśli muszę coś załatwić.
4. Czytanie książek i jednoczesne słuchanie muzyki. Książki połykam praktycznie wszystkie, które dostanę w swoje ręce, staram się czytać jak najwięcej. Lubię się w taki sposób odcinać od całego świata, najlepiej ze słuchawkami na uszach.
5. I tak naprawdę to lubię uczyć, zdobywać wiedzę. Nie mówię o dzikim zakuwaniu albo o długich godzinach nauki, ale lubię dowiadywać się nowych rzeczy, rozwijać się i móc pożytecznie wykorzystać swój czas.
Myślę, że te mandaty to całkiem niezly pomysł:) Czasem jak idę ulicą i słyszę, jak się wyrażają niektórzy, to sama bym chętnie taki mandat wlepiła jednemu i drugiemu, bo aż uszy więdną...:)
OdpowiedzUsuńWiadomo, że każdemu zdarzy się brzydkie słowo, ale nie powinny one pełnić funkcji znaków interpunkcyjnych.
OdpowiedzUsuńMam podobne niepokojące wrażenie, że dzieciaczki za młodu nasiąkają niecenzuralnym słownictwem od rodziców właśnie... Jestem wielce zdumiona, gdy moi 7/8 letni uczniowie znają podwórkową łacinę lepiej, niż ja, choć nawet nie umieją jeszcze czytać...
OdpowiedzUsuńPani Studentko :)) do zobaczenia wkrótce :))
A potem dzieci się prędzej nauczą pisać na klawiaturze niż w zeszycie. A ja jak byłam mała to chciałam chodzić na zajęcia z kaligrafii, ech...Do tego krew mnie zalewa jak słyszę wiadomości o ciągłym obcinaniu materiału w szkole, bo uczniowie sobie nie radzę (ale 5 lat wcześniej spokojnie sobie radzili).
OdpowiedzUsuńNiestety rodzice nie uważają i nie zwracają uwagi (a może nie chcą) jak wyrażają się i zachowują przy dzieciakach, a potem samo wychodzi jak mają z nimi problemy.
OdpowiedzUsuńKochana co można zaserwować na romantycznej kolacji? Ma być dobre oryginalne (łatwe w przygotowaniu) i jakieś desery oczywiście, bo ja nie mam zielonego pojęcia. Na 25 jakieś menu próbuje stworzyć. Jak będziesz miała jakiś pomysł to podeślij mi lub na blogu opublikuj.
Z góry dziękuję ;*
Romantyczna kolacja kojarzy mi się zawsze ze sceną z "Zakochanego kundla", gdzie Trump i Lady jedzą spaghetti z klopsikami u Włocha ;) To była moja pierwsza myśl - dobre spaghetti, bo jest proste i można bardzo urozmaicić :) Normalnie podałabym do tego czerwone, półwytrawne wino, ale może być też różowe półwytrawne. Chyba, że robiłabyś carbonara - lekkie, białe wino ;) Jak już tak po włosku, to na deser tiramisu!
OdpowiedzUsuńJa Ci tu mogę rozpisać i kilkanaście romantycznych kolacji :pp byłoby pomocne, gdybyś dała mi jakieś wskazówki ;)
Ja w ogóle nie mam pojęcia ;)
OdpowiedzUsuńLubimy właśnie włoską kuchnię, może być ostra również. Poza tym my lubimy wszystko jeść, serio :) Takie dwa głodomorki i łakomczuchy z nas :D
Włoska to wszelkie makarony! Moje propozycje - standardowe spaghetti bolognese, spaghetti carbonara, penne z łososiem i szpinakiem, sos grzybowy o którym pisałam ostatnio do makaronu albo do gnocchi (ale z kopytkami jest trochę zabawy), ryż z sosem curry (też gdzieś jest w moich przepisach) albo lasagne (uwielbiam z mięsem mielonym i szpinakiem).
OdpowiedzUsuńNajbardziej znane włoskie desery to tiramisu i panna cotta, i polecałabym tiramisu (chyba, że nie lubicie kawy). Może być też ciasto czekoladowe, babeczki albo galaretki z pianką (to jest dość lekki deser, a jak będziecie jeść romantyczną kolację to lepiej nie wpychać w siebie ciężkich deserów). Oprócz tiramisu wszystkie przepisy znajdziesz gdzieś u mnie schowane ;)
Czesto to wina rodzicow jest ... Np kiedy dziecko przeklnie rodzice sie smieja ciesza i mowia Powtorz raz jeszcze i bla bla bla bla bo niby fajnie to w ich usteczkachbrzmi ... i dziecko mysliz e tak ma byc i pozniej szasta jezykiem jak dorasta... drugi problem to taki ze rodzice sa takzaganiani praca ze zapominaja oi dzieciach dziecko chowa ulica... a co ta ulica moze ich nauczyc ? wlasnie takiego slownictwa miedzy innymi.... Trzeci problem to ze rdzicow nie obchodzi nie zwracaja uwagi na slownictwo jakie ich dziecko uzywa abo wyrosnie .
OdpowiedzUsuńMandaty hmmm uwazam ze sa nie potzrebne bo jak ktos chce przeklinac i tak bedzie nie zwracajac glowy na mandaty .. Tego czeba sie oduczyc samoczynnie zrozumiec ze takie slownictwa zle swiadcza o nas .... mandat nie wiele zmieni w tym kierunku a mysle ze rzad chcezarobic i na takoch ludziach troszke wiec wymyslili mandaty za przeklinania....
1,2,3 to Pasuje tez do mnie :P
A ja niestety na diecie buuuuuu ;/ :P
Buziolek slonce
W to, że przed gimnazjum znaczenia słowa "pedał" nie znałaś, to jeszcze mogę uwierzyć, ale że nie przekleństw nie słyszałaś, to już nie - przecież "to" się z podwórka i ze szkoły, a nawet i z przedszkola "przynosi", niestety.
OdpowiedzUsuńLesli, widzę to po Małej K. - wyczaiła słowo "dupa" i obserwowała reakcje wszystkich, dopiero jak ja ją ignorowałam to przestało ją to tak cieszyć. Jest także film w internecie, jak mały chłopiec zmienia "tr" na "f" i zamiast "fire truck" wychodzi mu "fire fuck", a rodzice się cieszą.
OdpowiedzUsuńAnnette, nie mówię, że nie słyszałam nigdy przekleństw, jest to nie do uniknięcia wśród tak dużej ilości dzieci, ale wydaje mi się, że moi koledzy nie używali aż tak wielu wulgaryzmów jak obecne dzieci. Albo zwyczajnie byłam zbyt pochłonięta moim własnym, szczęśliwym dzieciństwem, żeby to zauważyć :pp
Ludzie przeklinają wszędzie i nawet się z tym nie kryją, na ulicy, w szkole, w pracy.. wszędzie w koło słychać przekleństwa. Może mandaty by pomogły. No nie wiem sama.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam;)
Kiedyś na placu zabaw chłopacy w wieku jakieś 12 lat tak ostro lecieli, że aż mi uszy więdły, więc się odezwałam do nich. I co usłyszałam ? Kolejne przekleństwo. Więc wtedy się nieźle wkurzyłam i mimo, że to było bardzo niepedagogiczne powiedziałam do nich tak samo. Poskutkowało. Zamurowało ich i cicho siedzieli. Ale do czego dążę? Że takie dzieciaki w ogóle się nie krępują, żeby tak przy dorosłych mówić, ba! żeby tak do dorosłej osoby się odezwać!
OdpowiedzUsuńDzieciaki są teraz inne niż "za naszych czasów"... kurcze brzmi to jakbyśmy były co najmniej z ery dinozaurów :D a wcale to nie było tak dawno temu przecież ;)
OdpowiedzUsuńale taka jest prawda, zero skrępowania - tak jak napisała to już Kalina, zero przejęcia i najgorsze jest to, że tak na prawdę jest to wina rodziców którzy najczęściej się po prostu nie interesują tymi "wszystkimi głupotami"
Mam wrażenie, że dzieci są czasem po prostu bezczelne. I dopóki ktoś ich nie chwyci za "szmaty" i nie przemówi w dosadny sposób to nic sobie nie robią z uwag dorosłych. A do tego, jak dorosły podniesie rękę na dziecko to będzie afera. Nawet nauczyciel nie może głośniej krzyknąć, bo zostanie oskarżony o znęcanie się.
OdpowiedzUsuńI moi znajomi śmieją się, że moje dzieci będą chodziły jak w zegarku, ale wolę już coś takiego niż bezstresowe wychowanie i plucie na dorosłych.