kawiarnia Kafo ul. Józefa Wieczorka 14, Gliwice
fot. Ala
Spotykamy się z Alą na Rynku chwilę przed 11, kilka minut później wchodzimy do lokalu. Składa się z dwóch sal - pierwsza razem z kontuarem to głównie 'pojedyncze' miejsca - idąc z drugą osobą nie lubię siadać obok niej, bo wymusza to dość niewygodną pozycję, dlatego ta sala bardziej pasuje mi na samotną wizytę. Na półkach stoją książki (przyuważam 'Stulecie detektywów' Thorwalda, którego jestem fanką - już lubię to miejsce!), jest także prasa.
Menu jest w dwóch miejscach - na lewej ścianie, gdzie znajdują się propozycje do jedzenia i do picia w wersji niekawowej, kawowe na ścianie na wprost. Szczerz przyznam, że trochę mnie to rozkojarzyło i nie umiałam drugiego w pierwszej chwili znaleźć. Na ladzie stoją wypieki - trzy rodzaje słodkich tart, babeczki dyniowe, ciasteczka oraz kanapki. Na początek zamawiam Flat White (8zł) - podczas późniejszej rozmowy słyszę, że kawa z mlekiem to nie kawa ;) oraz tartę rabarbarową (5,50) wypieku Good Cake. Ala bierze kakao i tartę straciatella.
fot. Ala
Siadamy w drugiej sali, nieco ciemniejszej, z licznymi stolikami. Siadamy na kanapach w kącie, ale po chwili stwierdzamy, że za ciemno i jednak przesiadamy się do stolika pod oknem. Przychodzi nasze zamówienie, robimy zdjęcia i zaczynamy konsumować. Na kawie się nie znam, flat white jest ok - kawa ze spienionym mlekiem. Ciasta są bardzo dobre, nadzienie smakuje jak na mleku skonensowanym - jest baaaardzo słodkie. W tym miejscu muszę napisać trochę o autorce wypieków - Belli, która jest moją znajomą z kościoła. Bella jest Szkotką i piecze od zawsze. Jej wypieki są dość oryginalne, bo wywodzą się z kuchni brytyjskiej i amerykańskiej, warto je spróbować, ale trzeba się liczyć z tym, że mogą okazać się nieco za słodkie ;)
fot. Ala
W Kafo siedzimy ponad 3 godziny, w tym czasie przewija się tu mnóstwo ludzi. Od młodzieży, która chyba się zerwała z lekcji, przed adwokatów z pobliskiego sądu, pracusiów z laptopami, do starszych pań. Dyskretnie obserwuję co zamawiają - kawałek ciasta i większość zamawia kawę z mlekiem. Widzę także kilka kanapek na ciepło i jeden napój w papierowym kubku (kawę na wynos?). Po chwili wstajemy i idziemy robić zdjęcia. W trakcie zaczynamy rozmawiać z obsługą - jak się domyślam jeden z panów jest właścicielem. Śmieją się z nas: "Będziemy w internecie!". Wracamy do naszego stolika i po chwili namysłu stwierdzam, że spróbowałabym Dripa. W końcu to jest TA kawa - bez mleka, bez cukru, odpowiednio parzona. Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała - chociaż przyznam, że na mój wybór mocno wpływa wiedza z soboty. Ala stwierdza, że też chętnie spróbuje, więc idę zamówić jedną kawę na dwie filiżanki. Przy okazji zamawiam zgrzewaną kanapkę (4zł) - z mozzarellą, suszonymi pomidorami i ... rukolą, której przecież nie lubię.
Kawa okazuje się być zaskakująco dobra. To Kenya Ngunguru. Naprawdę mi smakuje! Kanapka jest smaczna, ma delikatny smak i nawet rukola jest w porządku. Z tego co wiem to kanapki też są homemade. Co za magiczny dzień - dwie smakowe zmiany. Ale ta kawa - zaczynam się przekonywać i chyba powoli będę inwestować w dobrą kawę.
Przy płaceniu zaczynamy trochę pytać. W Kafo kawy zmieniane są co kilka dni, w najbliższych dniach będą nowe. Są świeżo palone i świeżo mielone. Pytam się także czy dużo ludzi wybiera dripy - coraz więcej. Nie zauważyłam tego, bo zazwyczaj siadają w pierwszej sali i rozmawiają z obsługą. Co więcej, kawy często mają różne ceny. Nasza kosztowała 10zł, ale bywa i kawa za 15zł, a część osób i tak ją wybiera. W najbliższym czasie będzie kawa, która będzie parzona innymi metodami - na półce widzę Chemex i aero press, jest także french press. Dowiadujemy się także, że otwiera się takie miejsce w Katowicach. A ja przypominam sobie, że byłam kiedyś w opolskiej Kofeinie - szkoda, że wolałam wtedy gorącą czekoladę.
Jak dla mnie Kafo to świetne miejsce na śniadanie, wyjście ze znajomymi czy ważne spotkanie. Idąc do łazienki widzę różne gry planszowe, fotel dla małego brzdąca oraz przewijak - czyli mama z maluchem także może tu wstąpić. Myślę, że nieraz wrócę. Będę próbować kanapek, czasem może i czegoś słodkiego. I wiem na pewno - w tym miejscu już nigdy nie wezmę kawy z mlekiem.
Ja swoje wrażenia mam zamiar opisać dopiero w tygodniu, tak samo jak Ty żałuję że wcześniej nie bywałam tu częściej. Muszę przyznać, że zaimponowałaś mi w poście kawowym nazewnictwem tych wszystkich 'urządzeń'!
OdpowiedzUsuńWidzę, że ja także załapałam się na zdjęcie ;) Jeszcze raz dziękuję za miłe spotkanie!
Coś tam pamiętam, ostatnio sobie o nich poczytałam :) Ja również i do następnego!
Usuńnaprawdę, bardzo śliczne miejsce! muszę tam kiedyś zajrzeć, jeśli się w Gliwicach znajdę ;]
OdpowiedzUsuńw Gliwicach nigdy nie byłam, chociaż mieszkam nie tak daleko. Jednak takie miejsca jak to zachęcają mnie, bym wybrała się na wycieczkę i wstąpiła na filiżankę aromatycznej kawy :) Do Katowic mam zdecydowanie bliżej, będę śledzić newsy o otwarciu tego lokalu :) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, czytając ten post, myślałam o wspaniałej krakowskiej Karmie (gdy będziesz miała okazję, wpadnij tam). I zgłodniałam, ale to naturalne. Mam ochotę na babeczkę dyniową ^^.
OdpowiedzUsuńmmm...podoba mi sie ;)
OdpowiedzUsuńW grudniu będę w Gliwicach to może odwiedzę to miejsce ;)
OdpowiedzUsuńDlaczego u mnie jest tak mało klimatycznych miejsc?
OdpowiedzUsuńJedna cukiernia na dworcu... ;/
Nie wiem czy bym zaryzykowała z kawą bez cukru.. ja nawet herbatę słodzę ;p
Jak mi brakuje takich miejsc w moim mieście :/ dopiero w Łodzi będę miała okazję wyskoczyć do kawiarni.
OdpowiedzUsuńCóż za oszałamiająca wiedzaaaaaaaaaaaaa =) Szacun =)))
OdpowiedzUsuńMiejsce naprawdę prezentuje się interesująco.
ciekawa jestem czy czarna kawa by mi tam zasmakowała:) ja piję kawę nie kawę i mlekiem i cukrem;p
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy lokalik:) Miejsce ogólnie bardzo przyjemne, chętnie bym się tam zaszyła z kawą i książką:)
OdpowiedzUsuńMmmm, wpis pachnący kawą. :) Już wiem, gdzie będę musiała zajrzeć, gdy ponownie odwiedzę Gliwice. :)
OdpowiedzUsuńPamiętasz moja droga Kofeinę w Opolu? To ta sama DOBRA firma :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, że pamiętam :) I szkoda, że wtedy nie miałam pojęcia o prawdziwej kawie.
Usuńciekawe miejsce :)
OdpowiedzUsuńJa kawy nie pijam, ale skoro nawet kakao można tam wypić. A tarty wyglądają wyjątkowo apetycznie :)
jednak się wybrałaś :) i super! a opis tak zachęcający, że zaczęłam za Kafo tęsknić. muszę znowu wpaść w wolnej chwili. przy okazji - wiesz coś więcej na temat informacji o Kafo w Katowicach? czytałam o tym u nich na fb, ale na razie nie pisali dokładnie co, gdzie, kiedy. może Paweł Ci coś więcej powiedział :)
OdpowiedzUsuńJa również chcę tam jak najszybciej wrócić, mając w pamięci wszystkie smaki :)
UsuńKurcze, Paweł coś mówił o miejscu, ale ja Katowic kompletnie nie znam, więc mi się nazwa nie zanotowała w głowie. Zawsze można do nich napisać co i jak :)
Z ogromną chęcią odwiedziłabym taką kawiarnię! Szkoda, że mam tak daleko :)
OdpowiedzUsuńI te tarty takie smakowite... :)
Paweł nawraca bardzo skutecznie na espresso :) Ja też jestem z Gliwic, musimy zrobić jakieś spotkanie miejscowych blogerek, w Kafo oczywiście :) I już zapraszam na nasz kolejny brunch :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń