photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

czwartek, 20 października 2011

małe, drożdżowe cudeńka

Nie przepadam za środami. I to nawet nie chodzi o fakt, że mam wtedy mało lubiane zajęcia, bo wczoraj było całkiem wesoło i stwierdziliśmy, że to przyjemna zabawa, tylko szkoda, że na ocenę ;) Raczej o rozłożenie zajęć w czasie, które uniemożliwia jedzenie normalnych i różnorodnych posiłków. Muszę jakoś przemęczyć ten dzień głównie na kanapkach, więc cieszę się, jeśli mam mój świeży chleb albo bułeczki. Bułeczki, które są banalnie proste w wykonaniu, z przepisu Nigelli, niesamowicie smaczne i myślę, że spodobają się każdemu, kto lubi bułki :)


Składniki na ok. 10 bułeczek:
-30 dag mąki
-1,2 dag świeżych drożdży
-pół łyżeczki soli
-pół łyżki cukru
-10 dag masła
-190ml mleka
-jajko do smarowania
-mak, sezam

Mąkę mieszamy z drożdżami, solą i cukrem. Mleko podgrzewamy razem z masłem, a następnie studzimy. Dolewamy do mąki i wyrabiamy ciasto aż będzie gładkie i elastyczne. W razie potrzeby dosypać trochę mąki albo dolać ciutkę mleka. Odstawiamy do wyrośnięcia na 1-1,5 godziny.
Po tym czasie dzielimy ciasto na równe części i wyrabiamy malutkie bułeczki. Układamy je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w odstępach ok. 5mm, przykrywamy i zostawiamy do wyrośnięcia na pół godziny. Bułeczki mają się ze sobą "zrosnąć", strasznie fajnie się je od siebie odrywa :)


Piekarnik rozgrzewamy do 220 stopni, bułeczki smarujemy jajkiem rozrobionym z odrobiną mleka i sypiemy na górę mak albo sezam. Pieczemy przez 15 minut (na ostatnie 3-4 włączam górną grzałkę, żeby się przyrumieniły). Pasują i do słodkiego, i do bardziej słonych kanapek :)
Uwielbiam posmarować je czekoladą i wypić do nich szklankę mleka.


***
Byliśmy wczoraj z L. i moją mamą na lodowisku. Się nasza uczelnia nie dogadała jeszcze z lodowiskiem i wciąż nie ma zniżek studenckich. We wtorki, środy i czwartki na ślizgawki o 18.30 i 20 obowiązują bilety w normalnej cenie - 10zł, a dla studentów w tym czasie są po 4zł. Jednorazowe wyjście nie zrobi aż takiej różnicy, ale jak chcemy chodzić co tydzień to w miesięcznym rozrachunku za dwie osoby mamy prawie 50zł różnicy. Mam nadzieję, że niedługo jednak wprowadzą te bilety, bo w ostatnich latach nie było z tym najmniejszego problemu.
Dzisiaj oboje leniuchujemy, L. wyszedł spotkać się z koleżanką, a ja zaraz mam korki z maturzystą. Jutro angielski i programowanie. Mamy układ z naszym prowadzącym, że robimy zajęcia co tydzień przez 1,5 miesiąca i potem mamy wolne - w planie programowanie jest raz na dwa tygodnie.
A wieczorem jest impreza otrzęsinowa dla pierwszaków :) Może uda nam się wybrać, zobaczymy jak się wyrobię z pracą na jutro.
I mamy zupełnie wolny weekend, żadnych planów. Zobaczymy co z tego wyniknie :)

I powiem Wam, że mam swoje małe uzależnienie - świeży chleb ze smalcem i ogórkami kiszonymi od babci. Czysta rozkosz...

24 komentarze:

  1. Przepis został już spisany :) Naprawdę prosty i zapewne smaczny tak jak napisałaś :) Z pewnością się pochwalę jak je kiedyś zrobię!
    Jestem ciekawa w jakiej cenie są bilety u mnie na lodowiska. Też bym mojego wyciągnęła i się poślizgała! Chociaż obawiam się, że moje pierwsze minuty na lodzie nie będą należały do łatwych, jak co roku :-)
    Na takich imprezach można się naprawdę dobrze pobawić! Kilka zaliczyłam :-) Jednak niezapomniana będzie ta kiedy ja byłam na pierwszym roku ;)) Pamiętam jak z kolegą piliśmy drinki, vódkę z red bullem :) I dopiero przed 5 wyszliśmy z imprezy... wróciło się do domu, wykąpało, coś zjadło i na 8 na zajęcia trzeba było cisnąć... :D Ach, to były czasy! ;-) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyne co trzeba pamiętać, żeby mleko było letnie ;) Chociaż ja raz wlałam prawie parzące i tak wyszło, a teoretycznie drożdże nie lubią zbyt wysokich temperatur.
    W lecie jeżdżę na rolkach, więc nie mam problemów z wejściem na lód. Ale muszę naostrzyć łyżwy, żeby się jeszcze lepiej jeździło.

    Moje otrzęsiny też były super, tam poznałam L. :) Są takie imprezy, które zapamięta się do końca życia (albo fragmenty z nich) :pp

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładnie wyglądają te bułeczki i na pewno smaczne :)
    JA na najbliższe lodowisko mam 50 km.. a z chęcią też bym pojeździła ;P

    A chleb ze smalcem i ogóraski to u mnie ciążowy standard:)

    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O, to już wiem co w sobotę zrobię na kolację :) Co prawda lepiej by było na śniadanie, ale nie będę aż tak wcześnie wstawała, żeby bułeczki upiec :))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio rozmawiamy z L. i jedząc wafelka rzuciłam mu "Ale mam ochotę na ogórki kiszone". On na mnie popatrzył i się pyta "Nie jesteś w ciąży?". A ja po prostu ogórki kiszone mogę jeść zawsze, wszędzie i do wszystkiego :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kalina, to zawsze jest największy problem z pieczywem, że musi rosnąć i ciężko je przygotować na śniadanie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Powiem Ci, że zajęcia bez dłuższej przerwy na zjedzenie czegoś ciepłego są przesadą. Ja ostatnio siedziałam bite 10 godzin i przerwy tylko po pięć minut i nawet z toalety nie wszyscy zdążyli skorzystać, bo takie kolejki, a o tym żeby coś zjeść mogłam pomarzyć..
    Jeśli chodzi o lodowisko, to fajna to sprawa. My z Kochanym w tym roku też się wybieramy;) Ciekawe ile siniaków przywiozę?:P

    OdpowiedzUsuń
  8. Aha zapomniałam..dziś przed południem jak weszłam na Twojego bloga, to siedziała obok mnie dwuletnia córeczka mojej kuzynki i patrzy tak na te obrazki w nagłówku i mówi " Patrz Madzia, to lody są prawda?" chodziło jej o środkowy obrazek. Odpowiadam: " Nie Kochanie to babeczki" a ona na to: " nie, to pyszne lody ciocia, nie widzisz " Wiec ustało na tym, że masz pyszne lody, a ja się nie znam;)

    OdpowiedzUsuń
  9. To macie naprawdę beznadziejny plan. U nas przerwy są w miarę, ale jak zostawiasz kurtkę w szatni (a np. do pewnych sal z kurtką Cię nie wpuszczą), do tego trzeba się kawałek przejść po normalne jedzenie itd. to wychodzisz z założenia, że pół godziny to za mało i lepiej zjeść sobie zapiekankę na wydziale.
    Ja jeżdżę odkąd tylko pamiętam, więc siniaki to rzadkość ;)

    Haha, widzisz, dziecko wie o wiele lepiej ;) Mała K. też potrafi wymyślać niestworzone rzeczy.

    OdpowiedzUsuń
  10. Za drożdżówkami średnio przepadam i jem je tylko wtedy, gdy nie mam innego wyjścia, ale za to chleb ze smalcem.... Poezja...

    OdpowiedzUsuń
  11. A ze mnie się śmieją, że ja lubię takie "dziwne" rzeczy, jak smalec, pasztet i ogórki kiszone :pp

    OdpowiedzUsuń
  12. Oj tam, od razu dziwne.... Tradycyjne polskie jedzenie przecież.

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję za wskazówki ;)
    Widzę, że aktywny tryb życia prowadzisz... i bardzo dobrze! ;-) Muszę się przyznać, że moje rolki chyba są już pokryte grubą warstwą pajęczyny :D
    Ooo to fajnie...! Moja koleżanka na naszych otrzęsinach też poznała chłopaka, z 2 roku... :) Miesiąc temu był ich ślub! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  14. kurka jak ja dawno smalcu nie jadlam ;( ah nawet zapomnialam ze on istnieje buuuu a pamietam tak sie jadalo u nas w domu bula smalec ogor kiszony mmmmmmmmm

    Buleczki zrobie jutro i jak wyjda to se pochwale hehehe :) Buziaki kochana :)

    OdpowiedzUsuń
  15. bułeczki - cudeńka :)
    chleb ze smalcem i ogórkami ... mmmm pychota :)
    udanego weekendu.! |:*

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja uwielbiam te bułki są pyszne.
    Ale mi chęci na nie narobiłaś coś czuje, że chyba w weekend je zrobię.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Crystal, staram się być aktywna :) W takim duchu zostałam wychowana (tato w-fista + mama też zapalona na kilka sportów), a do tego sprawia mi to ogromną przyjemność :)
    L. też z roku wyżej jest, to dobrze wróży na przyszłość :D

    Lesli, w Australii znają coś takiego jak smalec czy jest to raczej domena sklepów Polski/Jugosłowiańskich?
    Zrób i się pochwal :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Bombelka, dzięki i Wam również!

    Kobiecym okiem, nic innego Ci nie pozostaje ;) Ja też je uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Chleb ze smalcem i kiszonym ogórkiem, to jeden z naszych kurpiowskich specjalności :) Do tego bezalkoholowe piwo kozicowe ^^

    Moje środy to istne urwanie głowy. Nie lubię ich ;dd

    OdpowiedzUsuń
  20. Widzę, że więcej regionów się przyznaje do chleba ze smalcem i ogórkiem :pp
    Ostatnio ze znajomymi mamy taką "fazę" i kupujemy różne, nietypowe piwa w małych sklepikach. Może znajdę kiedyś to, o którym mówisz ;)

    OdpowiedzUsuń
  21. hej, przymierzam się do tych bułek, ale mam pytanie - czy nie ma pomyłki w przepisie? Czy do nich idzie faktycznie tylko 1,2g drożdży?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, oczywiście, że jest błąd - nie ta jednostka ;) 12g świeżych drożdży albo 1,2 dag :)

      Usuń

Dziękuję za każde słowo :) I przepraszam anonimowych czytelników za brak możliwości komentowania, jednak zalewająca mnie fala spamu zmusiła mnie do wyłączenia tej opcji. Będzie mi miło poznać Was - zarejestrowanych ;)