Pomysł miałam taki - zrobić langosze, czyli tradycyjne węgierskie placuszki smażone na głębokim tłuszczu i zapiekane ze składnikami. Ale zapomniałam o najważniejszych zasadach gotowania. Widać nie tylko politycy mają tak, że najpierw powiedzą a potem pomyślą, u mnie również to działa, tylko, że najpierw ugotuję (bądź wszystko przygotuję) a potem pomyślę ;)
Zasada numer jeden mówi: "Upewnij się, że posiadasz WSZYSTKIE składniki". Najlepiej zrób to dwukrotnie, bo może coś Ci wyleciało z głowy albo w międzyczasie małe myszki coś podkradły.
Druga zasada dotyczy sprawdzenia czy ma się wystarczającą ilość naczyń i wszelkiego sprzętu. A trzecia to jeszcze raz sprawdzenie składników, ale ze szczególnym zwróceniem uwagi na takie rzeczy jak np. obecność odpowiedniego oleju w kuchni. W mojej stoi oliwa z oliwek, olej słonecznikowy i olej sezamowy, ale żaden z nich się nie nadaje do smażenia na głębokim tłuszczu...
I tym sposobem w drodze do Węgier musiałam awaryjnie lądować...we Włoszech (na szczęście katastrofy nie było).
A we Włoszech, jak zawsze, gorąco. Tak gorąco, że media postanowiły pokazać półnagie dziewcze, które pomagało byłemu już premierowi w sprawach wagi światowej i mamy teraz prawie kryzys. Ale Włosi jakoś sobie poradzą i wymyślą coś równie genialnego jak pizza margherita. Potrawa narodowa, bo zrobiona specjalnie dla królowej Małgorzaty - cienki placek ciasta, z pomidorami, mozzarellą i bazylią, kolorami reprezentującymi włoską flagę. Prosta, tania, niewymagająca - na kryzys idealna.
Pozbierałam kulinarne doświadczenia i jako niebojąca się kryzysu Polka zrobiłam mini pizze, pizzerinki, barwne jak nasza władza ustawodawcza, ale zdecydowanie prostsze od polityki ;)
Jeśli chodzi o resztę składników - co tylko chcecie ;) Pieczarki i cebulkę dobrze podgrzać najpierw na patelni, do tego kukurydza, papryka, szynka, ananas, oliwki, przeróżne sery...
Sos - zblendowane pomidory z puszki z dodatkiem soli, cukru i przypraw.
Piekarnik rozgrzewamy do 220-230 stopni i w zależności od grubości naszego ciasta pieczemy 15-30 minut. Osobiście preferuję cienkie ciasto, które wychodzi chrupkie z piekarnika.
P.S. Wybaczcie mi tę politykę, ale choruję sobie, więc mogę oglądać wiadomości cały czas :pp
Wow! Czego się nie robi dla jedzenia! :D Ja nigdy nie miałam przyjemności smakowania węgierskich smakołyków! :((
OdpowiedzUsuńDla jedzenia prawie wszystko :pp
OdpowiedzUsuńMyślę, że warto poznawać zagraniczne kuchnie będąc zagranicą. Bo jedząc w Polsce np. coś meksykańskiego tak naprawdę nigdy nie wiesz czy to faktycznie tak smakuje, czy może Cię oszukują.
Z kuchni węgierskiej najbardziej lubię duszone warzywa, do tego jedzą dużo mięsa (gulasze, gulasze) i mało sałatek.
oj wracaj do zdrówka... fajnie jak sie smakuje oryginału:)
OdpowiedzUsuńA idź Ty mi z tymi pizzerinkami!
OdpowiedzUsuńNie, żebym nie lubiła, bo uwielbiam, ale cholesterolu u mnie dużo za dużo i aż strach pomyśleć, co niedalekie badanie krwi w tym względzie mi pokaże tym bardziej, że ostatnio co weekend na obiad różne zapiekanki z dużą ilością żółtego sera sobie robię, a badanie ma być po świętach, więc też po wyżerce.
Zdrówka życzę :-)
Sprężynka, dzięki! Staram się :)
OdpowiedzUsuńAnnette, oj, no to uważaj z tymi serami! Uwielbiam żółty ser i nie wyobrażam sobie, żeby go nie jeść, ale czasem trzeba o zdrowie zadbać.
Dzięki ;)
Moje ulubione kanapki do pracy i na podróż to właśnie te z żółtym serem lub kiełbasą salami, którą mogłabym jeść na okrągło - jedno i drugie dla mnie teraz nie wskazane.
OdpowiedzUsuńUwielbiam smak marcepanu :))
OdpowiedzUsuńAnnette, jak jest dobra szynka to nie pogardzę :D i trochę warzyw jeszcze do środka.
OdpowiedzUsuńerjota, nie jesteś jedyny ;)
Moja teściowa też robi ciasto na pizzę "na oko", ale ja na razie tak nie potrafię:) Muszę, po prostu muszę mieć odważone proporcje, bo inaczej nie wyjdzie, zawsze dodam czegoś za mało, albo za dużo:):)
OdpowiedzUsuńMąki zawsze można dosypać, a wody dolać ;) Ciasto drożdżowe jest całkiem proste. Ale wiadomo, każdy ma swój sposób ;)
OdpowiedzUsuńPyszotka pyszotka !
OdpowiedzUsuńJa ostatnio zaczęłam oglądać wiadomości, kiedyś omijałam je szerokim łukiem i gdy tylko się zaczynały, od razu przełączałam na drugi kanał. Jednak to co dzieje się w świecie jest naprawdę interesujące.. wydaje mi się, że do wszystkiego trzeba po prostu dorosnąć ;)
Tylko niestety media kreują wiadomości na swój sposób, więc zamiast czegoś sensownego do głowy wchodzą kontrowersje.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mam CNN, bo dociera trochę więcej informacji ze świata. Tylko na ile są zmanipulowane?
Ja dość często oglądam wiadomości, ale czasami sprawy jakie w nich poruszają są śmieszne, jak dla mnie mało istotne. Jeśli chodzi o pizze, to wygląda apetycznie!;)
OdpowiedzUsuńKolejny raz jestem pod wrażeniem:) Jeszcze parę dni 'powchodzę; na Twojego bloga, wjadę sobie na ambicję i zacznę też coś pichcić ;) hehe
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Kobieta., i we wszystkich jeszcze podają to samo ;) wiadomo, że czasem nic się nie dzieje, więc nie ma o czym mówić albo dzieją się same takie rzeczy jak u nas ostatnio.
OdpowiedzUsuńfifolek, gotowanie jest fajne ;) Zachęcam do próbowania swoich sił!
Ależ Cię naszło! Ale tak naprawdę nie ma czego wybaczać. Z uśmiechem na twarzy czytałam tego posta :)
OdpowiedzUsuńJa sobie umyśliłam zrobić pizzerinki, po tym jak zobaczyłam reklamę (bodajże) pomysłu na :D Nie mogę tego nie zrobić, tym bardziej, że narobiłaś mi na nie jeszcze większej ochoty.
Przepisy z gazety na pizzę, jeszcze trochę poczekają.
Wiadomości powinny być obiektywne, ale wszystkim wiadome jest, że im więcej ciekawostek i kontrowersji, tym więcej osób zaciekawionych oglądaniem. Jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o ...
OdpowiedzUsuńno właśnie ;)
Crystal, dość mało tv oglądam, więc reklam nie kojarzę :pp ale słyszałam, że jakieś dziwne rzeczy tam proponują - żeberka w coli? No to rób ;)
OdpowiedzUsuńno argue., tak to już niestety się kręci.
Rada numer 1 jest BARDZO przydatna:P Kocham węgierską kuchnię, mimo że dość ciężka, ale nie umywa się ona nawet do kuchni gruzińskiej - z całego serca polecam! :)
OdpowiedzUsuńZdrówka!
OdpowiedzUsuńO, dawno nie robiłam pizzy. Muszę sobie przypomnieć jak smakuje taka domowej roboty ;)
Krewetka, kuchnię zwaną gruzińską miałam okazję jeść wielokrotnie w Krakowie w "Chaczapuri" ;) Bakłażany, papryki, mięcho, do tego sporo pieczywa - dla mnie to kuchnia za ciężka ;)
OdpowiedzUsuńOptymistyczna, dzięki! Kurcze, jak usłyszałam, że w domu rodzinnym mojej cioci był piec do chleba to aż mnie zazdrość wzięła, bo to daje totalnie inny smak dla pizzy czy chleba.
Mnie się jakoś zupełnie przypadkowo ta reklama w ,,słuch'' rzuciła :)Może w weekend zrobię, te pizzerinki. W sobotę kupię drożdże, przy okazji, zakupów w hipermarkecie.
OdpowiedzUsuńŻeberka w coli, owszem, też słyszałam, widziałam. Ale jakoś nie ciągnie mnie, żeby to wypróbować. Takie połączenie mięsa, ze słodką colą, raczej mnie nie przekonuje :)
A mi się wydaje całkiem ciekawe ;) Może je kiedyś wypróbuję, ale nie do żeberek (bo nie przepadam za nimi). Na razie będę sprawdzać przepis na marynatę z maślanki i miodu ;)
OdpowiedzUsuńWszystko w taki świetny i ciekawy sposób opisane. Już myślałam, że będziesz spaghetti gotować.
OdpowiedzUsuńPizze wyglądają przepysznie!
Czasem zdarza mi się napisać w taki sposób, żeby poplątać rzeczywistość z gotowaniem ;)
OdpowiedzUsuń