Zaczyna się od delikatnego drżenia. Z czasem drżenie się nasila i przechodzi we wstrząsy. A na koniec występuje mniejszy lub większy wybuch albo spod ziemi zaczyna wypływać magma, zamieniając się w lawę. Taki skrócony przebieg erupcji wulkanu ;) Co prawda geografii już dawno się nie uczyłam i nie był to dla mnie najciekawszy przedmiot w szkole, ale wulkanizm to fascynujące zjawisko. A ja bardzo lubię mieć kulinarne skojarzenia, dlatego też, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o pewnym przepisie, wiedziałam, że zakwalifikuję go do moich ulubionych. Po pierwsze - jest bardzo czekoladowy. Po drugie - jest nietypowy i może zaskoczyć niczego niespodziewających się smakoszy. Po trzecie - zaraz sami zrozumiecie...
Czekoladowe babeczki, których sekretem jest niedopieczenie, dzięki czemu otrzymujemy wypływającą czekoladową masę ze środka! Najlepiej je piec w foremkach sufletowych, których się trochę naszukałam, ale pewien sklep ściągnął je dla mnie z Włoch i teraz mogę się nimi cieszyć ;) Oczywiście metalowe albo silikonowe pewnie też świetnie się nadadzą, ale już tak mam, że jak się na coś uprę to ma być po mojemu. Długo się zastanawiałam, który przepis wybrać, w końcu postanowiłam zrobić to "jak zawsze", czyli mieszankę wiedzy jaką znalazłam :)
Składniki na 4 porcje:
- 150 g gorzkiej czekolady (u mnie Alpen Gold)
- 2 duże jajka
- 2 żółtka
- 10 dag masła
- 45 g cukru
- 50 g mąki pszennej
Czekoladę razem z masłem rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Całe jajka ubić, pod koniec dodać żółtka i cukier, chcemy uzyskać ładną, żółtą piankę. Jajka połączyć z masą czekoladową, a następnie przesiać mąkę i wymieszać. Foremki wysmarować masłem i oprószyć mąką, nalać do nich masę (do 3/4 wysokości) i postawić w lodówce na godzinę, dwie. Piekarnik rozgrzać do 180 stopni i piec ciasto przez 10-12 minut. Podawać ciepłe, z foremek ceramicznych nie trzeba wyciągać, ale nie zobaczymy wtedy jak fajnie wylewa się czekolada ze środka ;)
***
Dzisiaj ledwo wstałam z łóżka na zajęcia na 8.15, na szczęście L. w drodze do pracy mnie podrzucił pod wydział, więc nie musiałam iść i telepać się z zimna. Na początek arcyciekawy przedmiot, myślę, że ciężko prowadzi się ćwiczenia widząc, że cała grupa jeszcze śpi i mało kto jest zainteresowany. Później angielski, a po zajęciach razem z L. skoczyliśmy kupić prezenty na jutrzejszą imprezę.
Znajomy Rodzicielki przywiózł pyszne oscypki z Zakopca, więc na obiad postanowiłam trochę podsmażyć i zjeść <3 jestem wielką fanką tych serów.
Wracam zaraz do czytania Piekary i dalszych losów Mordimera. Dzisiaj mamy tańce na 20.00, ale nie wiem czy będę na siłach, żeby się na nie zebrać i marznąć na sali.
Udanego weekendu!
O ile nie przepadam za czekoladowymi wypiekami to takie cudo bym zjadła ! :-) Sery, też uwielbiam, mam taką jedną knajpkę, gdzie podają przepyszny zapiekany ser...mmmmmmmm....
OdpowiedzUsuńTo jest dla mnie niespotykane, że nie przepadasz za słodkim i czekoladowym ;)
OdpowiedzUsuńPamiętam ferie spędzane na Słowacji - buchty na parze i zapiekany ser z frytkami!
Oscypki najlepiej mi smakują gdy są grillowane <3
OdpowiedzUsuńpyszotkapyszotkapyszotka !
Moelleux au Chocolate wygląda fascynująco, jednak wydaje mi się, że dla mnie miałby zbyt przesłodzony smak.
Zawsze można dać mniej cukru (45g to niecałe 4 płaskie łyżki cukru) ;) Są jak dobre ciasto czekoladowe, tylko że z płynnym środkiem, który jest słodki, ale przede wszystkim intensywnie czekoladowy.
OdpowiedzUsuńZ tego przepisu robiąc w foremkach silikonowych wyszłoby ok. 10 porcji ;) W sufletówce to jest porządny deser, ale taka mniejsza porcja może być bardzo fajną słodkością.
Na patelni nie wychodzi oscypek aż taki dobry, jak można dostać w zimie w górach, ale i tak jest pyszny.
Same pyszności u ciebie :) ślinka mi cieknie prawie przy każdym poście ;) Trzeba będzie wypróbowac przepis.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo się z tego cieszę ;) Mam nadzieję, że znajdziesz coś dla siebie i posmakuje!
OdpowiedzUsuńPłonę!!! :D
OdpowiedzUsuńKasiu wszystkiego najcudowniejszego i dużo czekoladowych buziaków dla Ciebie z okazji imienin :)
P.S. O ile obchodzisz imieniny ;-)
Domyślam się Twojej reakcji, myślę, że była podobna do L. ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :) Jako tako imienin nie obchodzę, ale zawsze zdarzą się życzenia albo drobny prezent (np. kinder niespodzianka czy paczka "Katarzynek" :D).
Upiekłam te katarzynki, ale miękną mi od miesiąca i jeszcze nie zmiękły :/
mm pysznosci...
OdpowiedzUsuńUwielbiam czekoladę w każdej postaci, więc w najbliższym czasie pewnie się skuszę, bo te lawy wyglądają super:)
OdpowiedzUsuńJa też dziś nie mogłam wstać, za oknem było ponuro i ledwie się na zajęcia dowlokłam:)
Myślę, że przepis spodoba się wszystkim fanom czekolady ;)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że L. mnie zawoził, bo dzięki temu wyszłam z domu 20 minut później niż normalnie i miałam trochę więcej czasu na ogarnięcie się.
Lubię babeczki, ale jakby to powiedzieć... ,,te jasne'' :)
OdpowiedzUsuńTwoje wyglądają znakomicie!
Chcesz oscypki? Leżą u mnie od października w lodówce :D Z gór przywiezione! Ale nietknięte. Masakra :)
Czyli te bez kakao albo czekolady ;) Dla mnie wtedy nabiera sens ich robienia :D
OdpowiedzUsuńDalej nadają się do zjedzenia xD? U mnie znikają błyskawicznie, szczególnie te malutkie.
Ponoć dość trudne do wykonania, bo nie można przegiąć z pieczeniem. Jak się za długo potrzyma, to nici z "efektu lawy". Mniaaam! Wszystko co czekoladowe jest cudowne! Przepis zapisuję i zrobię, jak się dochrapię foremek. :D
OdpowiedzUsuńBabeczki piękne! Aż nabrałam ochoty na gęstą czekoladę! ;-)
OdpowiedzUsuńRebeka Rhan, trzeba na to uważać, ale trzymanie ok 10 minut powinno wystarczyć do dobrego efektu :) Piekłam 12, żeby mieć jak najwięcej spieczonej góry i był to odpowiedni czas. Za to w foremkach silikonowych (mniejszych o ponad połowę) 12 minut to było ciut za długo i środek był odpowiedni, ale dla mniejszych porcji lepszym czasem byłoby pieczenie przez 10 minut ;) Do tego dochodzą jeszcze różnice piekarnika, więc trzeba na nie patrzeć, żeby wyciągnąć w odpowiednim momencie.
OdpowiedzUsuńKulka, planuję w najbliższym czasie zrobienie gorącej czekolady, takiej prawdziwej. Zobaczymy co mi z tego wyjdzie.
Chyba dzisiaj spróbuję ponownie swoich sił w kuchni!:) Jestem miłośnikiem wszystkiego co czekoladowe! Mniam!:)
OdpowiedzUsuńCo do oscypków, to je uwielbiam!
To widzę, że mamy podobne smaki :D Próbuj, próbuj. Te ciastka w zasadzie nie mogą nie wyjść, mówi się, że powstały przypadkiem, bo ktoś je za szybko wyciągnął z pieca ;) A jak je za długo potrzymasz w piekarniku, to wyjdą pyszne, wilgotne babeczki.
OdpowiedzUsuńAaaa.. Zapomniałabym Kasiu, wszystkiego najlepszego z okazji imienin :-) choć pamiętam, że chyba nie obchodzisz?
OdpowiedzUsuńDzięki ;) Już się tłumaczyłam, że w zasadzie nie obchodzę, ale za życzenia zawsze dziękuję :)
OdpowiedzUsuńwygląda smakowicie, aż się chyba skuszę i spróbuję zrobić :)
OdpowiedzUsuńOptymistyczna, próbuj próbuj :) I pochwal się potem jak smakowało.
OdpowiedzUsuńPięknie to wygląda :). Niedawno czytałam o takich babeczkach w książce "Lunch w Paryżu" i od razu wiedziałam, że kiedyś je zrobię.
OdpowiedzUsuńA oscypki - mniam!
Przepis jest tak zaskakujący, że nie można o nim zapomnieć ;) Bo kto to widział podawanie niedopieczonych deserów :pp?
OdpowiedzUsuńOtóż to! A kto to widział nie skusić się na płynną czekoladę? ;)
OdpowiedzUsuńMam pytanko. czy można te babeczki zrobić pół na pół z mlecznej czekolady?
OdpowiedzUsuńMyślę, że można, tylko wtedy trzeba mniej cukru dodać :)
Usuń