Nie mogło być inaczej, musiałam upiec jako pierwsze bomboloni, czyli włoskie pączki wypełnione crème pâtissière. Są pyszne - lekkie, z nietypowym nadzieniem, oprószone cukrem pudrem. Świetna alternatywa dla tradycyjnych pączków z różą.
Składniki na ok 10 sztuk:
-180g mąki (pełna szklanka), najlepiej pół na pół tortowa z chlebową 720
-niecałe 1dag świeżych drożdży
-jajko
-50ml mleka
-30ml wody
-2 łyżki cukru
-1/4 łyżeczki soli
-3-4dag masła
Mleko podgrzewamy razem z wodą, powinno być ciepłe (ale nie gorące). Dodajemy drożdże, łyżkę cukru, łyżkę mąki i mieszamy, a następnie odstawiamy na 5-10 minut, żeby drożdże ruszyły. Masło roztapiamy i studzimy.
Do miski wsypujemy mąkę, cukier, sól, wbijamy jajko, dodajemy zaczyn drożdżowy oraz przestudzone masło. Wszystko wyrabiamy aż ciasto zacznie odchodzić od miski. Odstawiamy do wyrośnięcia na godzinę bądź półtorej, do podwojenia objętości.
Ciasto wyjmujemy, wyrabiamy chwilę i rozwałkowujemy na grubość ok 1 cm i wycinamy okręgi szklanką bądź obręczą o średnicy 6-8cm. Odkładamy na blachę bądź blat oprószony mąką do podwojenia objętości.
W garnku rozgrzewamy tłuszcz (u mnie smalec) do 170-175 stopni. Przenosimy pączki delikatnie do garnka i smażymy z obu stron po kilka minut. Wyciągamy, odcedzamy i układamy na bibułce. Kiedy ostygną nadziewamy kremem.
Krem:
-2 żółtka
-3 lekko czubate łyżki drobnego cukru
-1 i 1/3 łyżki mąki pszennej
-150ml mleka
-wanilia (1/2 laski)
Żółtka i cukier ucieramy do białości i puszystości. Dodajemy 2 łyżki mleka mleka, mąkę, wanilię i miksujemy.
Resztę mleka gotujemy. Na wrzące mleko wlewamy masę żółtkową i gotujemy, stale mieszając do zgęstnienia. Przykrywamy folią i odstawiamy do przestudzenia.
Mamma mia! Toż to boskie jest. Zapisuję je. Dzięki!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Mmm... muszę to zrobić :-) Nie ma bata :-)
OdpowiedzUsuńNie ma to jak takie przyjemnie praktyczne prezenty :) lubię :)
OdpowiedzUsuńPączki jem bardzo rzadko, ale lubię z budyniem, więc Twoje na pewno by mi posmakowały :)
Ja ostatnio też jadam je od święta ;)
UsuńO rety! Mistrzostwo!! :-)
OdpowiedzUsuńfantastycznie wyszły! kiedyś muszę się zebrać i też usmażyć pączki, bo do tej pory tylko moja mama je robiła:)
OdpowiedzUsuńMmmmmm! Ale mi ślinka cieknie! Pyszności :)
OdpowiedzUsuńMmmm! Lubię. Ja robię we frytkownicy, mam taką XXL więc dzięki temu wiem jaka jest temperatura, bo kiedyś jak robiłam w zwykłym garnku, z wierzchu wydawały się dobre, a w srodku były surowe :p
OdpowiedzUsuńJa niestety frytkownicy nie posiadam. A problem z niedopieczeniem w środku znam doskonale - bez termometru kilka pierwszych sztuk szło na zmarnowanie (tj. rozkrawałam je, wyjmowałam surowe i zjadałam), ale tym razem nie było tego problemu :)
UsuńPiękne Ci wyszły!!:) nie przepadam za pączkami, ale to zdjęcie spowodowało u mnie ślinotok:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
pączulki pierwsza klasa
OdpowiedzUsuńCudne!
OdpowiedzUsuńSą idealne!
OdpowiedzUsuńsuper wyszły-takie okrąglutkie, pyszniutkie..;) A to już za miesiąc tłusty czwartek!
OdpowiedzUsuńmmm.. kocham crème pâtissière <3
dla mnie idealne! nadziiane pysznym kremem.
OdpowiedzUsuńOh powiem Ci, że trochę zazdroszczę tego termometru. Sama muszę sobie wreszcie sprawić, bo to nie jakiś poważny wydatek a jednak czasem się przydaje. Pączki wyglądają obłędnie, choć mi i tak nic nie zastąpi tych z różaną konfiturą i szklistym lukrem :).
OdpowiedzUsuńMoje ulubione to z konfiturą i bitą śmietaną ;) A za lukrem nie przepadam, bo się potem okropnie lepię :p
UsuńPięknie Ci się udały, aż się głodna zrobiłam :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Poproszę jednego! :)
OdpowiedzUsuńo rany! takiego smaka mi narobiłaś, że jutro pewnie polecę i zrobię takie:D
OdpowiedzUsuńPączki! Kocham!!!:):)
OdpowiedzUsuńCzy jest szansa zamówić takie do Berlina? Wyglądają tak, że aż otworzyłam kalendarz i zapisałam sobie dużymi literami, kiedy jest tłusty czwartek :)
OdpowiedzUsuńGenialne! Przerobiłam kiedyś przepis na bomboloni robiąc z nich pączki z lemon curd. Będę musiała spróbować klasycznej wersji :)
OdpowiedzUsuńpierwsza klasa, super pomysł i pewnie pycha !
OdpowiedzUsuńDZisiaj myślałam o tym, że zjadłabym pączka, ale to wygląda o wiele smakowiciej :)
OdpowiedzUsuńNie spotkałam się z włoską odmianą pączka, wyszły przepiękne.
OdpowiedzUsuńteż muszę się w końcu zaopatrzyć w taki termometr. Jest na mojej liście, więc może przy najbliższej okazji uda mi się kupić i też zrobię pączki ;) obiecałam sobie, że będzie to w tym roku, więc trzymaj kciuki! ;) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie smak nadzienia :) Pączki wyglądają bardzo smacznie :) Jak na razie nie miałam okazji przygotowania własnych pączków, wszystko przede mną :)
OdpowiedzUsuńWyglądają przepysznie! Czemu Ty mi zawsze musisz takiego smaka robić? ;(:P
OdpowiedzUsuńjak się ciesze że znalazłam u Ciebie ten przepis! Pół roku temu miałam przesiadkę w Rzymie i na lotnisku uroczyłam się cappuccino i właśnie takim pączkiem który na chwile zaprowadził mi prosto do nieba. Obiecałam sobie że zapiszę sobie nazwę w notesie i kiedyś je zrobię. Jak to często bywa nic takiego się nie stało. A teraz dzięki tobie przypomniałam sobie nazwę. Zrobię, na 100% tylko muszę zainwestować w termometr do tłuszczu :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam pączki! Tylko nie znoszę smażenia w głębokim tłuszczu - zawsze mam krwawe wizje, jak mi się to wszystko wylewa... I w rezultacie robię pączki raz do roku. Twoje wyglądają obłędnie!
OdpowiedzUsuńJa też zawsze widzę przed oczami poparzenia od gorącego tłuszczu :p
Usuń