photo 1_zpsf71e6e78.png photo 2_zpsa04d1f5f.png photo 3_zps76d47384.png

piątek, 20 lipca 2012

Swiss dreams are made of cheese, czyli wizyta w fabryce sera szwajcarskiego

Podczas zimowych odwiedzin w Szwajcarii posmakowaliśmy nieco tradycyjnych serowych przysmaków. Tym razem wybraliśmy się w weekend do kantonu Appenzell, gdzie produkowany jest słynny ser appenzeller. Naszym celem stała się "fabryka" czy też miejsce, gdzie ser jest produkowany, położona w bardzo malowniczej okolicy (pół drogi się zachwycałam widokami, niestety nie było czasu na robienie zdjęć). Niestety, przyjechaliśmy dość późno, więc mogliśmy zobaczyć już tylko końcowe odciskanie serów. Jednak udało nam się załapać na krótki film o tradycji i produkcji, nieco skosztować i oglądać maszynę "dbającą" o leżakujące koła. Nie będę pisać o procesie produkcji serów, bo nie różni się niczym od wszystkich innych. Za smakiem serów kryje się zestaw dodawanych przypraw.
Do degustacji dostaliśmy talerz z pięcioma rodzajami - najbardziej smakował mi ser w wersji Bio oraz Classic (najdelikatniejsze). Najmniej - odtłuszczony. Był także ser Extra, który zawdzięcza nazwę i smak ponad półrocznemu leżakowaniu (klasyczny leży 3-4 miesiące) oraz Surchoix, który leżakuje 4-6 miesięcy. Dodam, że miejscowe piwo też mają całkiem niezłe oraz byliśmy bardzo zaskoczeni pieczywem, które nam podali - tak dobrego chleba w Szwajcarii jeszcze nie znaleźliśmy, smakował jak tradycyjny polski :)
W sklepie po przemyśleniu sprawy wybraliśmy zestaw serów do fondue, gdyż o wiele bardziej wolę je w takiej formie niż na kanapce.























***
Zebraliśmy bagaże, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę. Pierwszy przystanek zaliczyliśmy w Lugano, gdzie zrobiliśmy sobie spacer wzdłuż jeziora. Po kilku godzinach dotarliśmy do jeziora Garda, gdzie rozpoczęło się poszukiwanie campingu. Na szóstym z rzędu w końcu dostaliśmy parcelę (taką 3x3) i zaczęło się rozbijanie namiotu, które dzięki twardej, kamienistej, włoskiej ziemi zajęło nam blisko godzinę z dwoma młotkami pod reką ;) Zmęczeni wybraliśmy się na obiad do pobliskiej knajpki, gdzie stanęło na pizzy. Niesamowicie cienkiej, idealnie wypieczonej, pysznej. Taką pizzę lubię najbardziej, w przeciwieństwie do L., który woli bardziej spolszczoną wersję na grubszym cieście ze sporym dodatkiem sosów ;) Wieczorem wybraliśmy się na plażę, a następnego dnia na wycieczkę do miejsca, które było naszym głównym celem. O tym jednak będzie osobny wpis...
Wróciliśmy do Horgen wczoraj popołudniu, dzisiaj mamy nadzieję na wyjście na miejscową plażę, jednak kiedy z 32 stopni zrobiło się nagle 20, zwątpiłam, że uda nam się tutaj wykąpać. A w weekend trzeba się zbierać do domu :(


20 komentarzy:

  1. Kocham wszystkie sery, taki talerzyk z dodatkiem orzechow wloskich... zjadloby sie, zazdroszcze wycieczki ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Sery :) wiesz kojarzysz mi się z wpisami o serach ;) pewnie nie było ich dużo, ale jakoś tak utkwiły mi w pamięci.
    Ja też wolę pizze na cienkim cieście :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawe, że kojarzę Ci się z serami. Może dlatego, że często używam?

      Usuń
  3. sery napewno przepyszne, ta tacka z nimi, mmm chętnie bym skosztowała :)
    jak pizza to na cienkim spodzie!:)
    nie lubię, gdy coś wspaniałego tak szybko się kończy... miłego weekendowego odpoczynku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na cienkim najlepsza! Niestety, trzeba niedługo wracać do rzeczywistości :(

      Usuń
  4. Oj czułabym się tam jak ryba w wodzie, bo sery kocham, każdego rodzaju :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem seriomaniaczką.. dzień bez sera to dzień stracony ;-)

    p.s. Twój blog od jakiegoś czasu mi się zacina :( strasznie wolno chodzi..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tak samo :D

      Wiesz co, to pewnie przez sporą ilość zdjęć. Zazwyczaj wrzucam 3-4, a teraz po kilkanaście. Już niedługo powinno wrócić do normy ;)

      Usuń
  6. Byłam w Appenellerlandzie, a także po drugiej stronie Jeziora Bodeńskiego - w Austrii - i przechodziłam w pobliżu fabryki sera. Z tej wycieczki najbardziej zapamiętałam... smród unoszący się w powietrzu.
    Ale sery są faktycznie pyszne! Och, Kasiu - jak ja Ci zazdroszczę tych wakacji!

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. w Appenzellerlandzie oczywiscie:-)

      Usuń
    2. Zapachy faktycznie były serowe intensywne ;)

      Usuń
  7. O, świetny wybór z tym fondue! Też uwielbiam maczanie smakołyków z płynnym serze. Klasycznego żółtego nigdy nie jadłam.
    Czekam na fotorelację z uczty z płynnym złotem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że uda mi się coś dorzucić przy jakimś wpisie ;)

      Usuń
  8. Ależ świetne miejsca zwiedzacie! Uwielbiam te Twoje fotorelacje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to czekają Cię (Was wszystkich) jeszcze trzy :) Mam nadzieję, że nie zanudzam ;)

      Usuń
  9. Sery kocham, więc to miejsce na pewno by mi się spodobało :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetna wycieczka :) Lubię takie wpisy kulinarno- krajoznawcze. Ja chwilowo jestem w Wiedniu i ostatnio testowałam typowo wiedeńskie słodkości z cukierni Aidy, a wczoraj austriackie piwa typu Radler ;).

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę! A ja lubię zwiedzać w taki kulinarny sposób. Jest pysznie :)

      Usuń
  11. Z przyjemnością wybrałabym się do fabryki sera!

    OdpowiedzUsuń
  12. Super :) W Szwajcarii jest też fabryka sera Gruyere (w miejscowości Gruyeres) też polecam odwiedzić :) w tej miejscowości jest dodatkowo fabryka czekolady ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każde słowo :) I przepraszam anonimowych czytelników za brak możliwości komentowania, jednak zalewająca mnie fala spamu zmusiła mnie do wyłączenia tej opcji. Będzie mi miło poznać Was - zarejestrowanych ;)