Ostrzeżenie!
Wpis zawiera silnie uzależniające pyszności. Przed przeczytaniem, a tym bardziej przed upieczeniem skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą!
Nie mogę się oprzeć, żeby napisać o tym cieście. Chociaż w kolejce mam kilka innych wpisów, dzisiaj będzie słodkie i bardzo czekoladowe przedpołudnie. Tak też, zróbcie sobie filiżankę kawy albo herbaty i zapraszam do lektury!
O moim uzależnieniu już wspominałam, dlatego też rzucam się na wszystkie wypieki, które mają coś związanego z kakao albo z czekoladą. Przez liczne murzynki, serniki w cieście czekoladowym, gruszki w cieście czekoladowym od Nigelli (o których też kiedyś muszę napisać) dotarłam do pewnego ciasta. Ciasto idealne, doskonałe, perfekcyjne. Tak czekoladowe, że wręcz nie do pobicia (chyba, że przez samą czekoladę). Rozkosz dla wszystkich czekolado-holików.
Składniki na formę okrągłą 20-22 cm:
-2 tabliczki gorzkiej czekolady
-pół tabliczki albo cała mlecznej
-6 jajek
-12,5 dag masła
-w oryginalnym przepisie mamy 250g cukru, czyli ponad szklankę, dla mnie to zdecydowanie za dużo, więc daję pół szklanki
-60 g mąki, czyli niecała 1/3 szklanki (mąka ma być tutaj tylko spoiwem, więc jest jej malutko)
Masło roztapiamy z czekoladą i odstawiamy do wystygnięcia. Jajka rozdzielamy na żółtka i białka. Żółtka ucieramy z cukrem na jasny, dość puszysty krem. Dodajemy je powoli do garnka z roztopioną czekoladą. Następnie wsypujemy mąkę i wszystko razem łączymy. Białka ubijamy na pianę z odrobiną soli, wlewamy do masy czekoladowej i delikatnie mieszamy. Ciasto pieczemy 45 minut w 165 stopniach, ale ja zazwyczaj skracam czas o 5-7 minut, żeby było bardziej mokre. Tym razem jednak trzymałam ciasto przez 45 minut i jest dość suche, co widać na zdjęciu.
Przed podaniem robimy jeszcze polewę - tabliczka gorzkiej czekolady i pół tabliczki mlecznej (albo odwrotne proporcje, ja wolę bardziej gorzką).
Przepis, lekko zmodyfikowany, pochodzi z książki Czekolada. Rozkosz dla wszystkich zmysłów.
Ciasto jest tak uzależniające, że nie zauważasz jak znika ;) a ja robię wyjątek i zachowuję się niczym Nigella nocą, ciasto potrafię jeść o 1 nad ranem, do śniadania i w ramach obiadu. Co więcej, nawet nie wzbudza to we mnie poczucia winy!
***
Ostatnio często wpadam do "mojej" kwiaciarni. Korzystałam z niej przez 6 lat -gimnazjum i liceum, kiedy była potrzeba zakupu kwiatów. Przez ostatni rok prawie tam nie zaglądałam, ale w zeszłym tygodniu zajrzałam i wyszłam z biało-różowymi goździkami. Wczoraj wybrałam białą i biało-fioletową eustomę (którą widać na zdjęciach). Mam tylko nadzieję, że nie jest im za duszno w moim mieszkaniu i postoją jeszcze kilka dni. A za niedługo początek jesieni, czyli kasztany i złoto-czerwony dywan na drodze do rodziców!
Wiosnę i jesień uwielbiam za kolory, za to jak miasto zaczyna wspaniale wyglądać. A lato mnie już męczy swoimi temperaturami, jutro znów trzeba wybrać się nad wodę, bo to jedyna opcja wyjścia na dwór w ciągu dnia.
Wczoraj wieczorem wybraliśmy się z L. do klubu. Niestety wszędzie pustki, nie było opcji, żeby potańczyć. Zamiast tego postanowiliśmy sobie zrobić spacer nocą po mieście. Przeszliśmy kilkaset metrów od rynku i zaczął się ulewny deszcz. Skryliśmy się w drzwiach sklepu na rogu kamienicy i obserwowaliśmy jak Gliwice toną w deszczu. Jak mocne krople spadają z nieba, początkowo wolno i nielicznie, żeby przyśpieszyć i tworzyć niesamowity efekt rozpryskiwania się o jezdnię w światłach latarni. Spacer skończył się tym, że przebiegliśmy na drugą stronę skrzyżowania do autobusu, który ma "pętlę" tuż pod naszym blokiem ;)
Wczoraj wieczorem wybraliśmy się z L. do klubu. Niestety wszędzie pustki, nie było opcji, żeby potańczyć. Zamiast tego postanowiliśmy sobie zrobić spacer nocą po mieście. Przeszliśmy kilkaset metrów od rynku i zaczął się ulewny deszcz. Skryliśmy się w drzwiach sklepu na rogu kamienicy i obserwowaliśmy jak Gliwice toną w deszczu. Jak mocne krople spadają z nieba, początkowo wolno i nielicznie, żeby przyśpieszyć i tworzyć niesamowity efekt rozpryskiwania się o jezdnię w światłach latarni. Spacer skończył się tym, że przebiegliśmy na drugą stronę skrzyżowania do autobusu, który ma "pętlę" tuż pod naszym blokiem ;)
Efekt podobny jak na tym zdjęciu, tylko nocą :)
Dopisek :)
Odwiedziłam dzisiaj podczas wieczornych zakupów Empik. I znalazłam dwie kulinarne książki, które muszę mieć. Jedna nosi dumny tytuł "Czekolada" , a druga to książka Nigelli:
A w ciągu dnia był taki upał, że wybierając się na obiad wyszliśmy z bloku, stanęłam na klatce, poczułam, że nie mam czym oddychać i wróciliśmy na górę. Obiad na telefon ;)
Czytam tą notkę już drugi raz i nie rozumiem czemu wcześniej nie zostawiłam komentarza... yy chyba dlatego, że po zobaczeniu tego ciasta poszłam robic muffinki? :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam taki deszcz i letnie burze - ciepłe i przyjemne po gorącym upalnym dniu. To jedyne co lubię w lecie :)
Gotowanie potrafi wciągnąć! Czasem tak mam, że jestem w połowie robienia czegoś np. pisania do kogoś albo filmu, ale stwierdzam, że idę coś upiec albo mam ochotę ugotować obiad o 10 rano :pp
OdpowiedzUsuńJa jeszcze lubię upał nad Bałtykiem ;) ale te burze są fantastyczne, ochładza się, ale robi się taki niesamowicie przyjemny zapach na dworze. Gorzej jak trzeba podczas takiej burzy do domu wracać bez parasola.
zrobię, zrobię, zrobię!
OdpowiedzUsuńpowiedz mi tylko jedno, ile tego ciasta wyjdzie?
Mir
Zależy jaką masz foremkę. Ja robiłam w formie w kształcie serca (serce jest wpisane w okrąg o średnicy 28cm) i wychodzi wysokie na 5 cm. Jak zrobisz w małej tortownicy tzn. 20 cm to powinno być wysokie na 6-7 cm, dla tortownicy 26cm robię z 3 czekolad i 7 jajek - wszystko "ciutkę" zwiększam.
OdpowiedzUsuńNo właśnie... jak już zaczęłam to teraz jak przynajmniej raz w tygodniu nie upiekę czegoś albo nie zrobię czegoś konkretnego do jedzenia to aż źle się z tym czuję :D
OdpowiedzUsuńnad Bałtykiem w upał nie byłam... Zapach deszczu - bezcenny.!!!
A w taki ciepły letni deszcz się akurat fajnie wraca do domu, gorzej jak idziesz gdzieś albo jak dopadnie Cię zimny jesienny deszcz... brr
ok :D zrobię w foremce SERDUSZKU, bo także takie mam. już się nie mogę doczekać.
OdpowiedzUsuńale ciasto zacznę przygotowywać dopiero wieczorem, żeby bardziej klimatycznie było :D
Mir
Bombelka, ja za bardzo nie mam wyjścia, bo L. nie ma czasu, żeby gotować, a nie chcę cały czas brać jedzenia od mamy. A wiadomo, że jak człowiek je w barach czy stołówkach to jednak trochę kasy na to schodzi.
OdpowiedzUsuńMiałam kilka takich spacerów w deszczu. Jezioro w trampkach, cała do wysuszenia. Ale zabawa była fajna, bo szłam w towarzystwie :)
Mir, klimat dla ciasta? Cóż, ciekawe ;) Ja wolę robić rano, bo przynajmniej mam szansę w miarę doświetlone zdjęcia zrobić. Tego ciasta nie mam uchwyconego w całości, bo robione wieczorem i połowa zniknęła do rana :pp
Ach, zabrałaś mnie tym wpisem do siódmego nieba :D
OdpowiedzUsuńCiacho boskie!
I spacery późną porą w deszczu też :)
Nie uwierzysz, ale ja wczoraj też wylądowałam w Twoim mieście i całkowicie się zgadzam- porażka z tymi klubami, więcej dziś u mnie na blogu :) Buziak!
P.S. Same Gliwice bardzo nastrojowe! :))
i jak tu sie odchdzac jak tu takie smakolyki!!! :)
OdpowiedzUsuńA jak maja na nazwisko bo jak z Perth to moze ze znam ???
pewnie :D klimat musi być. nastrojowe światło, ciemno za oknem i jeszcze jak by był deszcz to juz całkiem. zaaapach ciasta.
OdpowiedzUsuńja jak bylam 2 lata temu w Gliwicach to złapał mnie taki deszcz... w sekunde bylam cała mokra. jakby mnie wiadrem oblano. :D miło to wspominam.
Mir
Aurora, ciasto idealnie pasujące do Twojego bloga ;) Oj, to trzeba było powiedzieć, że będziesz w Gliwicach! Całkiem ładnie teraz nam rynek zrobili, byłam pod wrażeniem wczoraj.
OdpowiedzUsuńLesli, nie odchudzać się! Wystarczy tylko nie przesadzać z ilością :) Wydaje mi się, że nazwisko Wong, ale nie jestem pewna.
Mir, świeczki itd. Kurcze, druga co była w Gliwicach i się nie odezwała :pp
2 lata temu nie wiedziałam, że mieszkasz w Gliwicach ^^
OdpowiedzUsuńhttp://imageshack.us/photo/my-images/850/20100706019.jpg/ kocham Twoje Gliwice :)
Mir
Jeśli jeszcze kiedyś będziesz odwiedzała to daj znać :)
OdpowiedzUsuńJa też je kocham ;)
Okej, jak będę raz jeszcze to dam znać, ale to bodaj wymaga znajomości poza internetowej ;) to się jakoś zgadamy :))
OdpowiedzUsuńJak się będziesz wybierała to podasz maila, a ja prześlę Ci bardziej prywatne namiary np. numer telefonu :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie zabawa super i można sobie chodzić wtedy po kałużach i w ogóle nie trzeba na nic uważać bo i tak jesteś cała mokra :)
OdpowiedzUsuńJa musiałam się nauczyć jak moja mama zaczęła jeździć do Niemiec a mój tata do późna pracował, to żebyśmy mieli coś normalnego do jedzenia trzeba było coś ugotować :D
Ja jeszcze lubię wracać na bosaka po całym dniu na obcasach. Chodnik robi taki przyjemny masaż. Co prawda wzbudzam małą sensację, ale tak zdrowiej i przyjemniej ;)
OdpowiedzUsuńGotowanie to przydatna umiejętność. Widziałam dzisiaj program o zawodach między kucharzami (nie wiem czy kojarzysz Hell's kitchen) tylko, że zawodnikami były dzieci, jakieś 10-14 lat. Ale takie rzeczy potrafiły ugotować! Podziw.
Letni,przyjemnie ciepły i pachnacy deszcz-lubię takie wieczory,a ciasto obłędnie słodkie;),ale czasem można,pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak tak się zastanawiam nad wieczorami, które lubię to wychodzi, że lubię większość :)
OdpowiedzUsuńSłodkość zależy od ilości cukru, ale na pewno obłędnie czekoladowe :)
Dziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie!
Kasiu, powiem tak - jeśli spotkanie bloggerek, to w Gliwicach właśnie :D
OdpowiedzUsuńA to zapraszam gorąco! Zależnie od ilości chętnych albo pójdziemy sobie w miłe miejsce albo możecie wpaść w moje skromne progi :)
OdpowiedzUsuńDla mnie czekolada mogłaby nie istnieć :-) więc tym razem ciacho nie dla mnie, ale...mój mąż dałby się za takie pokroić :D
OdpowiedzUsuńŻeby tak u nas popadało...za gorąco jest...
ojj pamiętam jak wracałam kiedyś z zakończenia roku szkolnego i buty mnie obtarły tak, że chodzić już nie mogłam to później w końcu je ściągnęłam i szłam na bosaka :D ludzie patrzyli się trochę dziwnie ale miałam to w nosie :) a jak weszłam do siebie do korytarza i przeszłam się po zimnych kafelkach to myślałam że odpłynę z radości :D
OdpowiedzUsuńkurcze nie oglądałam, ale fajnie jak takie dzieciaki tak potrafią ;D
Kalina, wyjątkowa jesteś! Druga osoba w moim życiu, która nie lubi czekolady.
OdpowiedzUsuńNa krótkim deszczu się skończyło, dzisiaj znowu upał nie do zniesienia.
Bombelka, oj, znam to uczucie! Albo miska z zimną wodą. Lubię też letni prysznic po upalnym dniu. Czysta rozkosz :) Pragnę zimę, nawet jak mam trochę zmarznąć.
Mieszkasz tak blisko, a u mnie dopiero teraz zaczęło padać;) Wreszcie zrobi się chłodniej i będzie czym oddychać;)
OdpowiedzUsuńCiasto wygląda pysznie, a smakuje pewnie jeszcze lepiej;)
U mnie na razie tylko wieje :) Również liczę na normalną pogodę, bo ostatnie dni dały mi trochę w kość.
OdpowiedzUsuńSmakowało pysznie, ale trochę za ciepło na taką ilość czekolady.
Kurde to proste ciasto, jak na moje umiejętności kulinarne, ja bym tam jeszcze orzeszki wrzuciła aby tak pusto nie było, lub migdały bym sypła na górę ;)
OdpowiedzUsuńNo to śmiało, dosyp coś do środka i będzie ciasto czekoladowe w wersji Ciemnej ;)
OdpowiedzUsuńale serio tylko tyle trzeba ? bo ja się zastanawiam czy lecieć po czekoladę do sklepu, bo resztę mam ;P
OdpowiedzUsuńTak, tylko tyle :) Czekolada, masło, jajka, cukier i trochę mąki.
OdpowiedzUsuń