Już coraz bliżej koniec mojej wyprawy z indeksami, jeszcze podpisy od jednej osoby i mogę oddawać nasze zielone książeczki. Wczoraj naczekałam się na pewnego prowadzącego, spóźnił się zaledwie 42 minuty na konsultacje, chociaż i tak nie jest to mistrzostwo. Bardzo nie lubię kiedy ktoś nie szanuje mnie i mojego czasu, nawet jeśli jestem "tylko studentką". Zastanawiam się czy ci ludzie postępują tak samo w stosunku do znajomych czy rodziny.
We wtorek spotkałam się z moją najstarszą przyjaciółką, znamy się od zawsze - dosłownie i w przenośni. Jest młodsza ode mnie 6 dni (i dzisiaj ma urodziny), a przez pierwsze 6 lat życia mieszkałyśmy drzwi w drzwi. Niestety przeprowadziła się na drugi koniec miasta i teraz widujemy się raz na jakiś czas. Przeszłyśmy się na spacer po polach, nagadałyśmy się i postanowiłyśmy spotykać się częściej :) A dzisiaj wieczorem prawdopodobnie spotkanie z kolegami z liceum (i gimnazjum) w dość skromnym gronie, ale taka to nasza "tradycja".
Często spotykam się ze znajomymi poza mieszkaniem, ale kiedy przychodzą do mnie staram się poczęstować ich czymś dobrym. Ostatnio znalazłam całkiem dobry przepis na oryginalny deser - panna cotta.
Składniki na 5 większych porcji lub 10 malutkich:
-2 łyżeczki żelatyny w proszku
-250 ml śmietanki kremówki
-200 ml mleka
-60g cukru (jeśli chcecie słodsze to trochę więcej)
Żelatynę mieszamy z 2 łyżkami zimnej wody i zostawiamy do napęcznienia na 5 minut. W tym czasie do rondelka wlewamy śmietanę i mleko, dosypujemy cukier i podgrzewamy aż cukier się rozpuści. Z cukrem trzeba uważać, bo dla mnie okazało się tak kremowe i słodkie, że po jednej łyżce miałam dość (szczęśliwie maliny uratowały ten deser).
Doprowadzamy do zagotowania, zdejmujemy z ognia, dodajemy żelatynę i mieszamy energicznie aż do rozpuszczenia się żelatyny. Następnie przelewamy płyn do filiżanek albo foremek i zostawiamy do wystygnięcia.
Przykrywamy je folią i wstawiamy do lodówki. Możemy zjeść z foremki, ale możemy także wyjąć deser na talerzyk i w celu uproszczenia wystarczy zanurzyć na chwilę filiżankę w gorącej wodzie. Można podawać z owocami albo owocowym syropem.
***
Mamy już plan z mamą na urodzinowe menu na przyjęcie. Od 2 lat staramy się zaskakiwać i podawać niestandardowe dania. Sałatka warzywna z majonezem czy schab już się trochę przejadły, dlatego w zeszłym roku była sałatka z krewetkami i tarta ze szpinakiem i łososiem. A w tym roku zrobimy kilka sałatek, mam pomysł na jajka faszerowane i będzie tarte flambee. Zamierzam upiec jeszcze chleb i aż dwa torty ;)
A tym czasem idę myśleć nad prezentem urodzinowym dla mamy. Jakieś pomysły?
***
Klub airsoftowy (taki sport, strzelanie plastikowymi kulkami), w którym udziela się L. bierze udział w konkursie na Facebooku - jeśli macie tam konto, pomóżcie i polubcie zdjęcie z napisem Paweł Zarazza Postulka!
mmmmmmm LECE kochana na te Slodkosci juz wsiadam w samolot wypatruj mnie :P
OdpowiedzUsuńPysznosci jak zawsze jezor na brodzie wisi mi ze smakiem musialam sie oblizac tylko hehe :P
Buziolek
Zapraszam, u mnie zawsze coś dobrego znajdzie ;) W tej chwili jest to chałka z kruszonką, ale jak tak dalej pójdzie to na kolację nie będziemy mieli pieczywa :pp
OdpowiedzUsuńOjejku, pyszności, ja chcę ! mniaaaaam. <3
OdpowiedzUsuńMam teraz mało czasu żeby siedzieć na blogu, jednak za każdym razem jak będę przy komputerze staram się do Ciebie zaglądać :)
Z przyjemnością mogę Cię poinformować, iż zajęłaś 2 miejsce w moim rozdaniu ;-* Szczegóły na moim profilu, pozdrawiam ! :)
Każdy ma czasem urwanie głowy i nie ma czasu myśleć o blogu ;)
OdpowiedzUsuńZaraz wejdę i zobaczę :)
Oj, tak... Studenci na studiach są czasami traktowani jak intruzi. Coś wiem na ten temat, aż za dobrze. A że sama stoję po drugiej stronie barykady, to staram się studentami zajmować tak, jak sama bym chciała być traktowana jako studentka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że postanowienie częstszych spotkań z przyjaciółką nie było tylko grzecznościową formułką i naprawdę będziecie spotykać się częściej.
Dowcip krążący po kadrach profesorów: Przychodzi jeden do drugiego i mówi "Wiesz co, w zasadzie to mi się strasznie ta praca na uczelni podoba. Tylko denerwuje mnie jedna rzecz. Wszędzie ci studenci się kręcą i przeszkadzają." :pp
OdpowiedzUsuńW ostatnim roku widziałyśmy się naprawdę rzadko, więc trzeba to zmienić :)
Mmmmmm...wygląda cudnie ! Są dwie rzeczy których nie robię-budyń i dania z żelatyną, zawsze coś sknocę :)) Niby banał, ale tak już jest :D Też nie lubię spóźnialstwa, zwłaszcza, że sama jestem punktualna :)
OdpowiedzUsuńCzasem tak to już bywa :) Mojej mamie nigdy nie wychodzi ciasto drożdżowe, a mi bez najmniejszego problemu.
OdpowiedzUsuńDzisiaj na szczęście spotkałam się z profesorem, który szanuje studentów i jest przemiłym facetem :)
Deser wydaje się być całkiem prosty;) Ciekawe jak mi wyjdzie?:> Uwielbiam Twoje posty z przepisami;)
OdpowiedzUsuńBo jest prosty, jak większość :) Powinno wyjść pysznie, reszta zależy od upodobań smakowych. Dla mnie wystarczy łyżeczka, może dwie, ale rodzinka się tym zajadała.
OdpowiedzUsuńOj dobrze tym Twoim znajomym z Tobą :))
OdpowiedzUsuńI pamiętaj - nigdy nie jesteś TYLKO studentką! :D
Wczoraj siedząc na wygodnych fotelach u przemiłego profesora jeden kolega zagadał o czekoladkach - stałam sie dla moich znajomych "wyrocznią" w sprawach przepisów :pp
OdpowiedzUsuńTen dowcip tak naprawdę mógłby krążyć wszędzie tam, gdzie pracuje się w bezpośrednim kontakcie z ludźmi, ale z drugiej strony - jeśli w ciągu dnia masz do czynienia z setką osób, z których większość sprawia wrażenie jakby nie wiedziały, a może rzeczywiście nie wiedzą, dokąd przyszły i po co, to nóż sam się w kieszeni otwiera.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że czasem każdy ma ochotę pozabijać innych. Co nie zmienia faktu, że traktowanie ludzi bez szacunku dla nich czy ich czasu nie jest fajne.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że szacunek należy się każdemu, nawet takiemu "zagubionemu", a także temu, który uważa, że cały świat jest na jego usługach.
OdpowiedzUsuńPanna cotta należy zdecydowanie do deserów, które lubię, ale niestety mój ukochany nie przepada za nim, a szkoda. Chyba się powtórzę, ale zawsze kusisz tak zdjęciami, a te pyszności mówią do mnie: zjedz mnie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!