Myśląc o Wiedniu zawsze myślałam o
zabytkowych miejscach – Opera, Schonbrunn, dom Mozarta czy liczne
kościoły, które wciąż wyglądają wspaniale, nadając temu
miastu niepowtarzalną atmosferę. Zapomniałam jednak, że nie tylko
stare budowle budują atmosferę miasta. Są to przede wszystkim
miejsca, gdzie spotykają się ludzie, a w Wiedniu są to liczne
kawiarnie z historią. Do naszej trafiliśmy tuż przed wyjazdem, w
trakcie spaceru po Starym Mieście, kiedy patrząc na zegarek
stwierdziliśmy, że mamy jeszcze pół godziny do zagospodarowania i
można by coś zjeść. Niewiele się zastanawiając weszliśmy do
najbliższej kawiarni – Cafe Griensteidl i znaleźliśmy się w
nieco innym świecie.
Cafe Giensteidl, Michaelerplatz 2, Wiedeń
Potężne drzwi i bordowe dywany. Meble
wykonane z ciemnego drewna, a przy niewielkich stolikach miejsce
można zająć na siedzeniach obitych w bordowy aksamit. Jeszcze
tylko ciemnoczerwone gerbery na stole i elegancko ubrany pan kelner
pod muszką podaje nam kartę.
Od razu przeszliśmy do sekcji deserów
i kaw. Po chwili zastanowienia zamówiliśmy Apfelstrudel (3,50EUR),
Esterhazytorte (4,20EUR) oraz dwie kawy – dla mnie Melange z mlekiem i
pianką, a dla L. Latte macchiato (4,00 i 4,65EUR).
Apfelstrudel nas nie zachwycił, bo był
zimny. A przecież my, Polacy, wiemy najlepiej, że jak ciasto z
jabłkami to na ciepło, najlepiej w towarzystwie lodów i sosu :)
Być może, gdybyśmy zamówili wersję z sosem waniliowym (coś koło
6-7EUR) to smakowałoby nam bardziej.
Natomiast torcik, o którym niewiele
wiedziałam wcześniej, okazał się być przepyszny. Cienkie
orzechowo-migdałowe placki przełożone kremem maślanym aż
rozpływały się w ustach. Później doczytuję, że to kolejny słynny austriacko-węgierski wypiek stworzony na cześć węgierskiego księcia.
Do tego dobra kawa i od razu humor przed nadchodzącą podróżą się poprawił.
Siedząc w kawiarni i ciesząc się spokojem zaczęłam się zastanawiać od kiedy istnieje to miejsce? I jaka jest jego historia? Po powrocie do domu nadrobiłam swoje braki i dowiedziałam się, że kawiarnia powstała w 1847 roku i była miejscem spotkań wielu ówczesnych artystów (jak większość XIX wiecznych kawiarni). Aż żal było wychodzić z tego miejsca i wracać do zatłoczonego centrum Wiednia.
A pamiętasz scenę z apfelstrudlem z "Bękartów wojny" ? :)
OdpowiedzUsuńAch, no chciałoby się tam pójść i wszystkiego po trochu popróbować...
OdpowiedzUsuńPS: dziękuję za maila :)
Widzę, że czułabym się doskonale w tym miejscu.
OdpowiedzUsuńKawiarnia, która przetrwała ponad 100 lat! Ciekawe czy u nas są takie miejsca :)
mniammm ile pyszności:)
OdpowiedzUsuńTam to w ogóle jest inny świat.
OdpowiedzUsuńtorcik wygląda mmm! Przepysznie!
OdpowiedzUsuńApfelstrudel wygląda wspaniale, aż ślinka leci!:) I ta kawa z pianką... Już czuję ten zapach:):)
OdpowiedzUsuńTorcik musiał byc pychota. A kawa... jak mi kawy brakuje tej prawdziwej to szok.
OdpowiedzUsuńPo Twoim opisie tego miejsca wyobraziłam sobie bardziej przytulne miejsce, ale i tak chętnie bym tam wstąpiła na ciacho i kawę. Mmmm :)
OdpowiedzUsuń