Po wykrawaniu, pieczeniu kilku blach, dekorowaniu - w końcu są! Cała masa pierniczków :)
Składniki:
-4 łyżki miodu
-12 dag masła
-1/2 szklanki cukru pudru
-1 jajko
-2 i 1/4 szklanki mąki
-1 łyżeczka sody
-opakowanie przyprawy do piernika
-1 łyżka cynamonu
-1 łyżeczka kakao
Miękkie masło łączymy razem z miodem i jajkiem, ucieramy na gładką masę. Dodajemy przesiany cukier puder, mąkę, sodę i wszystkie potrzebne przyprawy. Zagniatamy na gładką masę. Wstawiamy do lodówki na godzinę :) Rozwałkowujemy na cienki placek (ok 5mm) i wykrawamy pierniczki, które następnie pieczemy przez 8-10 minut w 180 stopniach.
Większość dekoracji wykonałam pisakami cukrowymi Dr. Oetkera, pozostałe to lukier (białko + cukier puder).
Moja rodzina nie przepada za pierniczkami, więc wszystkie zostały przewidziane jako prezenty do powieszenia na choince. Dlatego zrobiłam w nich dziurki (przy użyciu pałeczki do jedzenia ryżu, ale można też użyć słomki - dziurki muszą być spore, bo ciasto rośnie podczas pieczenia).
***
Piątkowe popołudnie było wspaniałe. Wybraliśmy się z L. do czekoladziarni, która okazała się być niesamowicie klimatycznym i przyjemnym miejscem. Lokal położony jest na rogu ulicy, więc prawie go przegapiliśmy, na szczęście przez ogromne okna widać było stolik i błysk świecy - znaleźliśmy miejsce wyprawy :)Lokal składa się z dwóch niewielkich pomieszczeń. Pierwsza sala, wejściowa, jest urządzona w stylu a la secesyjnym. Piękne kafle na ścianach, kilka okrągłych stolików i kontuar z wystawą dostępnych pyszności czekoladowych. Druga sala w bardziej nowoczesnym stylu, ale dalej sprawia, że człowiek przenosi się do innej epoki. Zaopatrzona w stoły ze starych maszyn do szycia. Sama zamierzam kiedyś w taki sposób przerobić naszą starą Singerkę (ale na razie nie mam miejsca w mieszkaniu), więc bardzo mi się to spodobało.
Menu dość niewielkie, ale myślę, że każdy znajdzie coś dla siebie. Trzeba uważać, bo mała czekolada (kusi ceną 5zł) jest wielkości mniej więcej - espresso. Duża to standardowa filiżanka. Rodzaje gorącej czekolady są dwie - nieco słodsza oraz gorzka pochodząca z Manufaktury Czekolady (pani kelnerka spytała czy jesteśmy po raz pierwszy i wszystko nam opowiedziała). Do każdej filiżanki dostaliśmy prażone ziarno kakaowca do spróbowania. Czekolada - pyszna! Chociaż usłyszałam, że moja była bardziej gęsta ;) Na stole mamy także cynamoniczkę i chillniczkę, czyli solniczkę z chilli oraz z cynamonem. Polecam wszystkim zmarzniętym spacerowiczom, którzy mają ochotę na chwilę wyciszenia i rozgrzania.
Potem wybraliśmy się na spacer obejrzeć jak to nasze Gliwice się świecą, a tu w jednym parku...
W sobotę poranna zumba, a że mój bidon został niedomknięty i zalało mi w drodze buty, to musiałam ćwiczyć na bosaka ;) Popołudniu wyjazd do Ustronia, i duuużo Małej K. Wyściskałyśmy się i wyprzytulałyśmy, uwielbiam kiedy te małe rączki mnie tak mocno obejmują i dostaję buziaka!
A najlepsze było hasło na powitanie - weszliśmy gromadą do środka (nasza piątka i dziadkowie, bo przyjechaliśmy równocześnie), Mała K. podchodzi, patrzy i nagle wielki uśmiech na buzi i okrzyk: "Jesiek przyjechał! Nawet Jesiek przyjechał!" - L. wzbudził największą sensację ;)
I w Ustroniu spadł pierwszy śnieg :D Wracaliśmy pół drogi w śniegu, ale im bliżej Gliwic tym mniej go było...
Miłej niedzieli!
U mnie w domu zawsze przesadza się z pierniczkami i najczęściej ostatnie zjadane są tuż przed Wielkanocą, naprawdę! :D
OdpowiedzUsuńPodobają mi się te misie z muszkami! :D
A może też udekoruję nimi choinkę? :))
Ile radości z tego pierniczkowania;)
OdpowiedzUsuńPodobają mi się białe serwety na stoliczkach w tym lokalu.Na pewno tworzą ciepły klimat.
pozdrawiam!
A ja polubiłam pierniki dopiero w tym roku :)
OdpowiedzUsuńAurora, to u mnie przesadza się ze wszystkim, tylko nie z pierniczkami :pp Nie miałam pomysłu na misie, ale stwierdziłam, że świetnie im będzie w muchach :D
OdpowiedzUsuńMonisia, radości i świetnej zabawy :)
I do tego świece. Klimat jest naprawdę świetny.
Dziewczyna bez matury, lubię te sklepowe (katarzynki etc.), ale te świąteczne już trochę mniej. Zjem kilka, bez szaleństw smakowych, i mam wiele więcej dobroci na stole, które wybiorę przed pierniczkami.
OdpowiedzUsuńmmm. Lubię pierniczki :)
OdpowiedzUsuńMi już brakuje śniegu. W lato mieliśmy jesień, zimą wiosnę... za oknem tak dzisiaj u mnie świeci. Tylko iść i się opalać ;d
Ładne zdjęcia. Lubię miejsca typu czekolodziarnia ;)
Mi też brakuje śniegu. Pory roku nam się poprzestawiały :/ Chociaż tak naprawdę dopiero za kilka dni jest pierwszy dzień zimy, więc może zima będzie w lutym/marcu.
OdpowiedzUsuńO dziwo w Gliwicach nie ma aż tak wielu fajnych, klimatycznych miejsc.
A ja pierniczki będę robiła dziś :). Tak jak u Ciebie - tylko do powieszenia na choince. No chyba, że ktoś się skusi...
OdpowiedzUsuńA wystrój czekoladziarni uroczy! To zdecydowanie moje klimaty :)
Pierniczki piękne, czekoladziarnia wygląda ciekawie, choć takie secesyjne klimaty to trochę nie w moim guście. Miłej niedzieli ;-)
OdpowiedzUsuńAlucha, i takimi pierniczkami nie trzeba się przejmować czy wyjdą i czy zmiękną, skoro mają wisieć na choince. Chociaż u mnie kilka już ubyło, bo L. się skusił ;)
OdpowiedzUsuńKulka, co kto lubi. Myślę, że raz na jakiś czas można odwiedzić miejsce, które niekoniecznie pasuje nam do gustu. Dla tej czekolady warto!
Nie mogę sobie wybaczyć, że przegapiłam w tym roku czas, kiedy powinnam upiec pierniczki :/
OdpowiedzUsuńJak znajdziesz dobry przepis to jeszcze masz szansę! Z tego co wiem to wrzucenie skórki od jabłka do puszki w jakiś magiczny sposób działa na pierniczki ;)
OdpowiedzUsuńSmakowicie pierniki wyglądają :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie ze zdjęć widać, że czekolodziarnia klimatyczna. Lubie takie miejsca. Życie tam zwalnia... A park ślicznie ozdobiony lampkami.
Dziecięca radość jest niesamowita. Uwielbiam dzieci :)
Śnieg?! No proszę, w końcu gdzieś spadał śnieg ;P
Oj, ja dziś piekłam świąteczne ciasteczka. Jestem zasłodzona na maksa! Ale moje nie są tak pięknie udekorowane jak twoje. ;)
OdpowiedzUsuńCudne! :)
Koliberek, takie miejsca co "przenoszą w czasie" są bardzo potrzebne. Poprawiają humor ;)
OdpowiedzUsuńA jeśli to rodzinne dziecko to jego radość jeszcze bardziej rozbraja ;)
Sue, dziękuję ;) Zazwyczaj jak mam dużo roboty w kuchni to nie kosztuję tego co robię :pp
Hahaha, no właśnie! Ja się w ogóle nie wczuwałam w to jaki będzie smak :), choć miodu nie żałowałam ;).
OdpowiedzUsuńRobiłam wczoraj kilka godzin. Zagniatało się kiepsko - klejące na maksa. Ale wyszły bardzo ładne, jak udekoruję to pokaże.
Miłego tygodnia Kasia ;)
Ja miałam odwrotny problem, dałam trochę za mało masła (w przepisie podałam większą ilość) i musiałam dolewać śmietanki kremówki, bo stwierdziłam, że nadaje się lepiej niż woda :pp
OdpowiedzUsuńU nas też wczoraj śnieg popadał - z deszczem i przy dodatniej temperaturze, więc śladu po nim nie ma i dobrze, bo bardzo nie przyjemnie przy takiej pogodzie po mieście się chodzi.
OdpowiedzUsuńNa wielkości filiżanek i innych naczyń do napojów można się czasem nieźle przejechać. Złą byłam na siebie niesamowicie, że podczas jednego z zimowych weekendów w stolicy, zamiast w trzaskający mróz (-20) prosto do naszej "noclegowni" iść, namówiłam towarzystwo na grzany miód pitny w jednym z lokali na Starym Mieście. Intencje miałam dobre, ale gdybym wiedziała, że tego trunku zaledwie po setce będzie... To już lepiej było się na porządne wino i przyprawy zrzucić i w noclegowej kuchni samodzielnie grzańce przyrządzić.
Kasiu, czy na Śląsku są jakieś tradycje związane z prezentami na chrzciny? Prezentami od chrzestnych, oczywiście. Dla chłopczyka maleńkiego.
Annette, a mnie drażni fakt, że budzi mnie wspaniałe, wiosenne słońce :/
OdpowiedzUsuńZawsze się zastanawiam czy brać dużą czy małą, bo czasem jest tak, że wielkość jest maleńka albo duże są naprawdę ogromne.
Co do tradycji się nie orientuję. Myślę, że wszędzie są podobne - srebrny wisiorek z krzyżykiem albo srebrna grzechotka (masa jest takich pierdółek).
Mała K. dostała ode mnie właśnie łańcuszek z krzyżykiem na pamiątkę i Biblię dla dzieci w dwóch językach, ale wiadomo jaki fundusz na prezent ma 18-latka ;)
Mając większe fundusze stawiałabym na coś bardziej praktycznego np. moi rodzice kupili Małej K. krzesełko do karmienia (teraz są super nowoczesne i fajne) i korzystają z niego cały czas. Owszem, takie tradycyjne pamiątkowe rzeczy są fajne, ale dziecko i tak z nich nie będzie korzystało, a lepiej kupić prezent, który może w jakiś sposób odciążyć finansowo rodziców i będzie przydatny.
Pierniczków jeszcze nigdy nie robiłam, ale na pewno kiedyś spróbuję jak tylko zakupię foremki.
OdpowiedzUsuńMi słońce za oknem nie przeszkadza bo gdy je widzę to budzę się szczęśliwsza i pełna życia tylko do tego słońca brakuje mi śniegu i mrozu na szybkach.
Pozdrawiam
Ja pomimo posiadania foremek pierniczków nigdy nie robiłam :pp
OdpowiedzUsuńA ja chętnie wymienię to słońce na śnieg i mróz ;)
Mój chrześniak też tak reaguje.. ;) Kiedy przyjadę całą rodziną, on widzi tylko mnie i tak słodko, po swojemu jeszcze, wypowiada moje imię. ;)
OdpowiedzUsuńCholera, podziwiam Cię! Ja tez chcę umieć gotować. Dlaczego mnie jeszcze nie ciągnie do tego?
Ależ cudowne miejsce! Bardzo, bardzo przypomina tę uroczą herbaciarnię w moim rodzinnym mieście, tę, o której wspominałam ostatnio:)
OdpowiedzUsuńNasza gliwicka herbaciarnia jest raczej w stylu orientalnym ;) Ale to też ma swój klimat.
OdpowiedzUsuńFrania, to jest przesłodkie <3 A ja się bardzo cieszę, że Mała K. tak lubi mojego L. :)
OdpowiedzUsuńMnie bardzo długo też nie ciągnęło, a zaczęłam gotować z przymusu i mi się spodobało ;)
hmmm chyba jutro będę piekła pierniczki :D natchnęło mnie wiesz ;) musze tylko spradzić czy mam wszystkie potrzebne rzeczy ;)
OdpowiedzUsuńa póki co zmykam spać po katar mnie dzisiaj zamęcza.!
Nigdy nie piekłam żadnych pierniczków. Moja mama też tego nie robiła. Może przyszła pora by to odmienić... świetnie prezentują się Twoje małe cudeńka ;)
OdpowiedzUsuńBombelka, czasem zaczynam coś robić i okazuje się, że brakuje mi połowy składników :pp wczoraj robiłam bułeczki na oleju i wodzie, bo nie miałam mleka i masła wystarczająco.
OdpowiedzUsuńCrystal, L. je zjada (tzn. te które były do zjedzenia przeznaczone), a ja wolę je zawiesić na choince, chociaż wiem, że pewnie wszystkie nie dotrwają do zdjęcia po świętach ;)
Dzięki Kasiu. Też myślałam o łańcuszku z krzyżykiem lub medalikiem i ubranku do chrztu, czyli mikroskopijnym garniturku z kamizelką zamiast marynarki.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że budżet kobiety pracującej też nie jest imponujący.